0️⃣4️⃣

152 10 0
                                    

                                 Neteyam         
  
      Tara opowiadała czym była spowodowana jej ucieczka w czasie śniadania. Mówiłem jej aby usiadła lecz ta ani drgnęła. Choć w sumie pominąłem jeden moment. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Katara ma prześliczne oczy. Niby błękitne niby nie. Nie ważne, kocham je takie jakie są.
Wstałem do niej, oczywiście nie mogąc się oderwać od jej oczu. Wybiegła ze śniadania przez Oanga. Kto jest chujem teraz, jest chujem zawsze. Nie ma co ukrywać.
-Chyba nie przestaniesz z nami rozmawiać, bo jakaś rozgwiazda mówi ci co masz robić.- powiedziałem. Mam nadzieje że go nie posłucha. Oby nie.
-No nie,-prychnęła- oczywiście że nie- odpowiedziała.
W jednej chwili kolana dziewczyny się ugięły, jej twarz zbladła a ta osunęła się ma ziemię. Złapałem ją, oczywiście wszystko działo się szybko. Aż za szybko. Dobrze że ją złapałem, tak to wpadła by do wody.
-Halo! Pomocy!- zacząłem krzyczeć, nie wiele to poskutkowało. Nikt nie usłyszał. Choć duża ryba wyglądająca jak zmutowany delfin przypłynęła
koło mostka. Wystawiła głowę ponad powierzchnię wody i wydała z siebie dźwięk przypominający papugę. Okej Neteyam myśl. Trzeba działać szybko.
Postanowiłem że zaniosę ją do Marui gdzie był cały wodny klan. Wszedłem z Katarą na rękach. Kobieta będąca bardzo do niej podobna przeraziła się na mój widok. Czy ona myśli że zrobiłem jej krzywdę? Mój ojciec posłał mi znaczące spojrzenie więc zacząłem mówić:
-Potrzebuje pomocy. Znaczy nie ja tylko Katara.- trochę się jąkałem. Stres i zmartwienie przejęły górę. Nawet Tsireya wyglądała na przerażoną, jednak Oang wyglądał na dumnego. Podeszła do mnie matka dziewczyny.
-Co ty jej zrobiłeś?!-zaczęła krzyczeć.
-Mówiłem że oni tylko zabijają nasz klan! Trzeba ich wyrzucić! Niech radzą sobie sami!- krzyczał Oang. Jebany. Posłuchali go. Zrobiło się dość duże zamieszanie.
-Nie naprawdę, nic jej nie zrobiłem!- próbowałem się wytłumaczyć.- Katara zemdlała, gdyby nie ja, wpadła by do wody!- chyba mnie posłuchali. Zamilkli.
Mój ojciec podszedł do jej matki i zaczął ją uspokajać. Moje ręce już nie kontaktowały, trzęsły się, były całe mokre od potu.
-Dobrze, zanieś ją do jej domu. Tsireya idź z nim, pokażesz mu gdzie mieszka Katara.-powiedział wódz chcąc uspokoić klan.
Reya mało co nie zjadła mnie spojrzeniem, trochę się jej bałem. Dziewczyna przez całą drogę się nie odzywała. Albo patrzyła w piasek albo przed siebie. Twarz Tary była bardzo spokojna, czułem że ode mnie zależy jej życie.
-Wiem co sobie myślisz ale naprawdę nic jej nie zrobiłem.
-Wierzę ci.
-Wiesz może co jej się stało?
-Katara ostatni mi czasy mało je..
-Czy ona się głodzi?- to pytanie krążyło w mojej głowie i chyba powiedziałem je na głos. Byłem w szoku. Dlaczego ona to robi? Przecież jest chuda, jest idealna.
-Sama nie wiem, wydaje mi się że od kiedy zniknął jej ojciec, Katara je mniej. Wiele mniej.

Gdy doszliśmy do jej domu, położyłem Tarę do jej łóżka. Delikatnie i powolutku, aby nic jej się nie stało. Bardzo się o nią bałem. Musi się obudzić, przecież jest dopiero dwunasta a jeszcze lekcja pływania na ilu.
             -Zostajesz tu?- po chwili ciszy odezwała się Reya.
             -Chyba nie mogę. Mama Katary myśli że coś jej zrobiłem.
             -Mama Katary się o nią boi. Jej męża zabili ludzie z nieba a podobno twój ojciec pochodzi z nieba. I pani Layla poprostu wam nie ufa.
            -Dobra to zostanę. A ty idziesz?
-No jakby, chciałabym coś zjeść.
-No tak, jasne.
Tsireya wyszła a ja zostałem i siedziałam koło łóżka Katary. Ona musi się obudzić, nie ma innego wyjścia.
🐚🐚🐚

Od pójścia Tsireyi minęły jakieś 3 godziny. Jestem pewien że zaczęli już pierwszą lekcje. Mówi się trudno. Nie ukrywając, trochę zaczęło mi się nudzić. Może pójdę spać? Nie no próbowałem już, nie potrafię cały czas o niej myśle. Odszedłem od leżącej dziewczyny i stwierdziłem że zobaczę czy mają jakieś książki, może jakoś zabije czas czytaniem.
Idealnie trafiłem, Tara miała w pokoju regał z książkami. Wziąłem jedną i zacząłem czytać na głos.
-Tulkuny to duchowe rodzeństwo każdego z klanu Metkayina. Są bardzo mądre, znają się na muzyce i sztuce.- czytałem z nadzieją że Tara mnie słyszy i słucha uważne.- Mają o wiele więcej neuronów niż zwykły człowiek lub zwykły na'vi.
Dziewczyna ani drgnęła. Bałem się że się nie obudzi choć wiem że zemdlała z głodu.
-Tara, obudź się proszę.
Powiedziałem z nadzieją w głosie że może jednak mnie usłyszy i poruszy chociaż małym palcem u ręki. Na marne. Odłożyłem książkę koło łóżka dziewczyny i nie powinienem ale mówi się trudno poszedłem do kuchni zrobić jej jedzenie. Teraz jak mieszkamy tutaj, obiecuje sam sobie że będę jej pilnował aby jadła conajmniej trzy pełne posiłki dziennie. A jeśli jest chora, ma anoreksję czy coś, to pomogę jej z tego wyjść. Wszystko dla jej dobra.
Bardzo ładną ma kuchnię, o ile można to nazwać kuchnią. Zrobiłem jej jakieś ala kanapki i wodę do picia. Zaniosłem jedzenie do pokoju dziewczyny i położyłem koło książki o „Cudach w wiosce Metkayina". Dalej się nie obudziła. Kurwa jego mać. Stwierdziłem że pójdę spać aby czas mi minął szybciej. Położyłem głowę obok szyi Tary i złapałem jej dłoń. Pogłaskałem kciukiem jej malutką dłoń. Mimo że miała płetwę i tak była mała, bynajmniej w porównaniu do mojej.
-Dobranoc, Tara.- ostatnie co rzuciłem i odpłynąłem na ilu razem z Moją Tarą do krainy snów..

———————————————————
Mamy już 4 rozdział, w którym jest troszkę przemyśleń Neteyama. Widzimy się w następnym,

Lov yall💕💕

Trees Between Us  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz