1️⃣2️⃣

115 8 2
                                    

                                Katara
   Obudziłam się w ramionach chłopaka. To jest to co mogłabym robić codziennie. Neteyam przytulał się do mnie mając głowę na moim ramieniu a dłonie na mojej talii. Kim my właściwe dla siebie jesteśmy? Przyjaciółmi? Nie, raczej nie. Partnerami? Też raczej nie. Może Bratnie Dusze? Brzmi to cholernie staroświecko.
-Nie śpisz już?- zapytał chłopak przebudzając się.
-No jak widać nie.- uśmiechnęłam się lekko.
-Planujesz coś na dzisiaj?- zapytał tym swoim zachrypniętym głosem.
-No raczej nie. Chyba że muszę zobaczyć co u Maeve. Martwię się o nią.- powiedziałam przypominając sobie o zwierzęciu.
-Pamiętasz jak wtedy do ciebie przyszedłem?- pokiwałam twierdząco głową.- Maeve pokazała mi to miejsce. To statek. Jakiś stary. Właśnie z tamtąd mam tą torbę.
-Czyli była z tobą cały czas?- nadal się o nią martwiłam. Chłopak tylko podniósł się i położył wyższej.
-Tak. Ale jak chcesz to możemy iść do niej. Tylko potem.- powiedział chłopak spoglądając na mnie. Ja tylko usiadłam i słuchałam jak mówił.
Wiem że nie powinnam tego robić i z Neteyamem znamy się krótko ale z każdym dniem coraz bardziej zależy mi na nim. Przysunęłam się do chłopaka. Ten posłał mi tylko pytające spojrzenie. Będąc bliżej niego, położyłam nogę na jego nogi. Działałam spontanicznie. Podsunęłam kolano by było bliżej bioder chłopaka, momentalnie się podniosłam siadając okrakiem na jego biodrach. Neteyam również działał spontanicznie. Jego dłonie spoczywały na mojej talii a moje na jego klatce piersiowej. Na policzki chłopaka wpłynął rumieniec. Uśmiechnęłam się patrząc na wypieki chłopaka.
-I co się śmiejesz?- zapytał nerwowo się uśmiechając.
-Z niczego się nie śmieje.- odpowiedziałam dalej się uśmiechając.
Chłopak podniósł plecy dalej trzymając dłonie na mojej talii. Ja zaś swoje ułożyłam w jego włosach i zawijałam warkoczyki na palce. Mając twarz bliżej chłopaka mogłam spoglądać na jego oczy. Neteyam nie odrywał ani rąk ani oczu od mojego ciała. Wzięłam jego twarz w dłonie i złączyłam nasze usta. Chłopak wydawał się zaskoczony jednak po chwili oddał pocałunek. Jego dłonie nieco mnie rozpraszały, ponieważ poruszał nimi na mojej talii zjeżdżając na biodra. Jestem pewna że moja maskotka i ulubiony koc już dawno skończyły na podłodze.

Po dłuższej chwili całowania, przerwałam tę uroczą chwilę.
  -Neteyam, my nie powinniśmy.- powiedziałam stanowczo jednak szeptem.
  -Hm?
  -My.. chyba nie powinniśmy.- powiedziałam zacinając się w pewnym momencie. Tym razem już mówiłam głośniej. W mojej głowie wyglądało to inaczej.
  -Zrobiłem coś źle?- chłopak wyglądał na zmartwionego. Słodko, że dbał o mój komfort.
  -Nie, ale mam wrażenie że..- nie skończyłam bo chłopak zaczął swoją wypowiedz.
  -Zrobiłem coś źle? Wiesz że nigdy w życiu nie miałem dziewczyny. A jak już to były jakieś jednodniowe szuje, które chciały mnie wykorzystać. Wiesz mój ojciec to Toruk Makto także moja dziewczyna to była by następna tsahik.
  -Neteyam..
  -Ja teraz mówię. Także przepraszam jeśli zrobiłem coś źle. Nie wiem, chcesz to se pójdę. Ale zależy mi na tobie i nie chce cię stracić. Każdą wolną chwilę spędził bym z tobą bo nie wiadomo czy Ludzie z nieba kiedyś nas nie rozłączą. Bardzo cię lubię już od pierwszego dnia. Nie wiem ile się znamy ale chce ci powiedzieć że czuje coś do ciebie i nie jest to przyjaźń, to coś więcej. Jeśli nie odwzajemniasz tego to okej, nie będę cię zmuszał i sobie pójdę. A jeśli czujesz to samo to.. to dobrze. Chce spędzić z tobą całe dnie aż do śmierci i kochać cię na zawsze.- mówił tak szybko że jedyne co zarejestrowałam to to że odwzajemnia moje uczucia. Dalej siedząc na jego kolanach tylko na niego patrzałam.
  -No co? Nie powiesz nic? Serio? Tylko na mnie patrzysz? Ty też chcesz być następną tsahik? Jesteś taka jak wszyst..- nie pozwoliłam mu skończyć. Złączyłam nasze usta w długim i czułym pocałunku. Chłopak przyjął moje usta oddając pocałunek. Początkowo był w szoku że mu przerwałam a potem już po wszystkim poczułam jak uśmiecha mi się przy ustach. Neteyam jest uroczy.
Złapał mnie za uda przybliżając do siebie. Nie stawiałam mu oporu. Gdy już rozsiadł się wygodnie, rękami przejechał po moich plecach, przez co przeszedł mnie chłodny dreszcz. Musiał to zauważyć, bo bardziej pogłębiał pocałunki. Jednak nie odpuścił, dalej sunąc zimnymi dłońmi po moich rozgrzanych plecach, próbował znaleść wiązanie od topu.
-Gdzie jest to cholerstwo?- zapytał rozłączając nasze usta. Korzystając z okazji miałam chwile na złapanie oddechu. Przy Neteyamie ta funkcja stała się w chuja trudna. Odpowiedziałam mu tylko szczerym uśmiechem.
-Nie musimy, nie teraz.- złapałam twarz chłopaka w dłonie, chcąc by na mnie spojrzał. I tak zrobił. Wpatrywał się w moje oczy a ja w jego. Zrozumiał co mam ma myśli.
-Będziesz tak siedzieć czy w końcu zaczniesz mnie całować?- zapytał, przy końcu wypowiedzi chytro się uśmiechnął.
-Głupek.- powiedziałam i spełniłam jego życzenie. Jednak nie trwało to długo.
-Nie przeszkadzam?- usłyszałam głos Norma. Momentalnie się od siebie oderwaliśmy.
-O Norm, hejka.- pierwszy odezwał się Neteyam.
-Ta, cześć. Już lepiej się czujesz?- pytanie skierował do mnie.
-Tak, dzięki że pytasz.- odpowiedziałam będąc cała różowa na policzkach. Próbowałam to ukryć odwracając głowę czy zakrywając twarz włosami.
  -Dobra, nie przeszkadzam wam ale za jakieś 10 minut przychodzi pacjent na kontrolę. Bo podobno zjadł wodorosty. Także radzę wam spadać.- powiedział mój lekarz.
  -Tak jasne w porządku. Już idziemy.- powiedziałam wstając z chłopaka.
  -Jakby co nie wiecie tego ode mnie, tam w stronę tego lasu jest mała zatoczka. Rzadko ktoś tam jest.- powiedział puszczając oczko w nasza stronę.
  -Dzięki.- powiedziałam i pociągnęłam Neteyama w stronę wyjścia. Zaczęliśmy biec za trzymając się za ręce.  Biegnąc cały czas się śmialiśmy, głównie z głupkowatych rzeczy. W pewnej chwili chłopak się zatrzymał.
   -Co?- zapytałam dalej trzymając jego rękę i ciągnąc ją w swoją stronę.
   -Ciii..- uniósł dłoń z wyciągniętym palcem wskazującym, uciszając mnie.- Też to słyszysz?
   -Nie.- odpowiedziałam. Rzeczywiście nie słyszałam nic. Tylko szum wody. W sumie Neteyam jest z lasu a byliśmy w małym lesie, także faktycznie może coś słyszał.
   -Coś tam jest! Patrz!- pokazał palcem na miejsce za mną.
   -Co gdzie?!- krzyknęłam, nic nie widziałam.
   -No tam. Przyjrzyj się.- znowu pokazał to samo miejsce. Odwróciłam się w jego stronę a chłopak się tylko rozglądał.
   -Co tam widzisz?- zapytałam, jednak nie uzyskałam odpowiedzi.- Jest czego się bać?
   Dalej mi nie odpowiadał. Tylko znowu coś nasłuchiwał. Jego uszy poruszały się ma wszystkie strony świata. A jego wzrok wciąż tkwił w miejscu za mną. Obróciłam się starając się wyostrzyć wzrok jednak to na nic. Nic nie widzę i nie słyszę. Zrobiłam krok do przodu, chcąc usiąść na kamieniu. Momentalnie poczułam czyjeś ręce na biodrach ciągnące mnie do tyłu.
   -Nic tam nie było, głuptasie.- powiedział szeptem do mojego ucha. Od dzisiaj stwierdzam iż Neteyam ma dwubiegunowość, i chyba nie wie że to się leczy.
   -Wypraszam sobie.- powiedziałam udając nie wzruszoną. A tak naprawdę, gdy szeptał mi do ucha grunt pod moimi nogami zaczynał znikać. Kawałek po kawałku, a ja miałam się rozbić na tysiąc małych kawałeczków jak zbite lustro.

  Neteyam obrócił mnie do siebie przodem, podniósł i zaczął iść w nieznanym mi kierunku. Jego dłonie spoczywały na moich udach, a moje ramiona na jego szyi. Złączył nasze usta z taką łatwością z jaką mnie podniósł. Owinęłam nogi wokół jego bioder, po chwili poczułam jak chłopak uśmiecha się przy moich ustach. Mały gest a tyle radości. Szedł tak cały czas. Po prostu przed siebie. Potem tylko poczułam coś miękkiego na moich plecach. Oderwałam moje wargi od jego, chcąc się rozejrzeć.
  -Nawet nie próbuj uciekać.- powiedział surowym głosem.- Znajdę cię szybciej niż myślisz.
  -Ah tak?- zapytałam i próbowałam wstać. Chłopak przycisnął mnie swoją dłonią do hamaka? Leżałam na dużych liściach wyglądających jak hamak. Ciekawe kiedy to przygotował?
  Próbowałam się wyrwać, wiedziałam że Neteyam nie zrobi mi krzywdy dlatego robiłam to delikatnie by nie zrobić krzywdy chłopakowi.
   -A więc tak chcesz się bawić?- zapytał, unikając moich ciosów. Momentalnie poczułam jego ciało na swoim. Neteyam mnie przygniótł.
   -Złaź ze mnie!- krzyknęłam, jednak chłopak ani drgnął.
   -Co tam mówisz? Że ładna pogoda dzisiaj? No wiesz mi też się podoba. Cieplutko fajnie.
   -Powiedziałam żebyś zszedł ze mnie!
   -Którą mamy godzinę? A wiesz że nie wiem, napewno jest już po śniadaniu. Obstawiam coś koło południa.
    -Złaź, wielkoludzie!- krzyknęłam, chłopak w jednej chwili podparł się na rękach. Nogami dalej przygniatając moje ciało.
    -Auć, to bolało.-powiedział teatralnie łapiąc się za serce.
    -Co cię za bolało? Ego?
    -Aha? Taka jesteś? Nie wiem czy wiesz ale tak sie wierzgając zajebałaś mi z kolana w brzuch.- odpowiedział, czyli straciłam czucie w nogach, bo leżał na mnie Neteyam? No to milutko.
    -Oj, sorka.- powiedziałam spychając chłopaka z siebie. Upadł obok mnie, jednak było mi nie wygodnie i stwierdziłam że zejdę z naszego hamaka żeby się rozejrzeć. Neteyam zsunął się z kawałka materiału i wylądował w krzakach z jakimś owocami.
    -Jaki pojeb sądzi owoce obok hamaka?- odwróciłam się w jego stronę widząc jak wystaje mu tylko głowa i nogi. Roześmiałam się głośno.-Nie raczysz mi pomóc?
    -Już idę.- odpowiedziałam dusząc się śmiechem. Podałam mu rękę, chłopak za nią złapał i gdy chciałam pociągnąć go do siebie, Neteyam złapał drugą ręką moją dłoń i przerzucił mnie przez siebie. Ja również wylądowałam w krzakach.
   -Co zrobiłeś!- krzyknęłam, gdy wylądowałam głową w krzak z owocami.
   -Odwdzięczam się.- powiedział, i głośno się roześmiał. Robiłam to samo.- One są w ogóle jadalne?
    -Tak, raczej tak. Nie powinieneś się otruć.- powiedziałam rzucając w chłopaka jagodą.
    -Dawaj rzucaj mi do buzi!- postanowił.
    -To się źle skończy.- powiedziałam machając głową na boki.
     -Nie gadaj tylko rzucaj.- powiedział, otwierając buzie. Urwałam małą gałązkę z pobliskiego krzewu. Zerwałam kilka jagód, pare włożyłam sobie do buzi a resztę rzucałam w stronę chłopaka. Za pierwszym razem jagoda odbiła się od jego czoła, za drugim od brody a za trzecim trafiłam mu do ust.
     -Jest! Trafiłam!- powiedziałam wiwatując razem z chłopakiem. Ten tylko rzucił się na mnie.
     -Spróbuj jakie dobre.- nie zdążyłam nic odpowiedzieć bo Neteyam zaczął wpychać mi owoce do ust. Serio były dobre.

—————————————————-
Hej, jestem po przerwie za którą przepraszam. To zdecydowanie najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam ma prawie 1600 słów. Jest moc, powoli się rozkręcam. Akcja między Tarą a Neteyamem również się rozkręca a ja mam nadzieje że nie jest nudno. Myśle że rozdział pojawi się jeszcze dzisiaj ( jak to pisze to jest 1:30 także, zdecydowałam się na nocny tryb życia.) Nic nie obiecuję ale myśle że nie zapomnę i dam radę go napisać. Przepraszam za wszystkie błędy, które pojawiły się w tym rozdziale. Widzimy się w następnym,

Lov yall💗

(dobranoc, śpij dobrze😘)

Trees Between Us  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz