Rozdział 6 Co Ty wiesz o Lockhart'cie?

47 7 0
                                    

Minął kolejny tydzień, a szczerze przyznać muszę, że piątek mogłam spokojnie zaliczyć do dni totalnie nudnych i beznadziejnych.
Na zajęciach z zielarstwa przesadzaliśmy Mandragory małe kępiaste rośliny o czerwonawych listkach, które zamiast korzeni miały kształt ubłoconego i okropnie brzydkiego dziecka a liście wyrastały im prosto z ich głów, co więcej, były bladozielone, cętkowane i ryczały ile sił w płucach.
Wrzask na szczęście nie był słyszalny tak mocno, nauszniki otrzymane od profesor Sprout uchroniły nas od ogłuchnięcia. Kolejne trzy godziny spędziliśmy na Historii Magii, gdzie większość zasypiała z resztą jak sam profesor ostatnią zaś lekcję, mieliśmy z profesorem Lockhart'em. Przed tą właśnie lekcją nasza paczka wyszła na dziedziniec, by nacieszyć się chwilą przerwy i słoneczną pogodą. Zauważyłam, że Harry z przyjaciółmi rozmawia z jakimś dzieciakiem, który stoi przed nim przejęty, jak by co najmniej musiał przyznać się Snape'owi, że przypadkiem dolał do jego herbaty jakiegoś wyjątkowo obrzydliwego w skutkach eliksiru. Chłopak trzymał w ręku aparat, co nie uszło uwadze Draco.

— Zdjęcia z autografem? Rozdajesz swoje zdjęcia z autografem, Potter?

Donośny i zjadliwy głos Dracona odbił się echem po dziedzińcu. Zatrzymał się tuż za chłopakiem, a reszta Ślizgonów, stanęła obok niego.

— Wszyscy ustawić się w ogonku! — ryknął na cały dziedziniec. — Harry Potter rozdaje swoje zdjęcia z autografem!

— Nie, nie rozdaję — powiedział Harry ze złością, zaciskając pięści. — Zamknij się, Malfoy.

Crabbe, Goyle i Pansy zachichotali głupkowato, przysłuchując się ich sprzeczce, ale ja odeszłam dwa kroki w bok, starając się, by nikt tego nie zauważył, jednak na szczęście Harry absorbował całą uwagę zebranych na dziedzińcu uczniów. Odeszłam w kierunku wejścia do szkoły, uznałam, że nie chce, by ktoś mnie tam widział. Pansy zapewne nie zauważyła, nawet kiedy odłączyłam się od reszty więc i oni pewnie nie zwrócą na to uwagi. Wyjęłam jedną z książek Lockharta i pobieżnie przewertowałam kilka stron, czytając ciekawostki z jego życia, którymi autor z dumą dzielił się z czytelnikami. Nie wiadomo skąd, nagle obok mnie pojawił się profesor Snape.

— Trzymaj — podał mi pióro zakończone szmaragdową końcówką.

— To dla mnie?

— A widzisz tu kogoś innego Clarke? — Zapytał z przekąsem profesor.— Myślę, że przyda się prędzej, niż sądzisz, a po wszystkim odniesiesz je do mojego gabinetu osobiście.

— Przepraszam, po wszystkim, czyli po czym? Co to za pióro?

Snape nic nie powiedział, spojrzał na mnie swoim chłodnym, niewyrażającym emocji wzrokiem, odwrócił się na pięcie i odszedł. Przez moment przyglądałam się pióru, lecz w pobliżu usłyszałam głos Draco i stłumione śmiechy pozostałych przyjaciół, którzy właśnie wyłonili się zza rogu korytarza.

— Gdzie byłaś? Wydawało mi się, że szłaś z nami?

— Tak, ale, sznurówka, rozwiązała mi się i straciłam was z oczu, uznałam, że zaczekam na was, wyjątkowo sporo ludzi się tu teraz kręci.

— Jasne, chodź, wszystko Ci opowiem o szkolnej gwieździe, rozdającej swoje zdjęcia z autografem! — Mówiąc to, Draco zarzucił na moje ramię swoją rękę.

Wszyscy ryknęli śmiechem, idąc w kierunku klasy. Po kilku chwilach zauważyłam, że Pansy idzie tak samo z Zabinim, nie bardzo zrozumiałam, o co chodzi, jednak nie miałam ochoty tego teraz roztrząsać.
Pod salą Lockharta, stali już inni Ślizgoni i Gryfoni oraz sam profesor i Harry uwięziony w jego uścisku, który zwolnił się dopiero przy wejściu do sali. Spojrzałam na Harry'ego, był czerwony jak burak. W sumie też pewnie bym się tak czuła, na jego miejscu. Kiedy wszyscy usiedli, Lockhart odchrząknął i zapadła cisza. Rozejrzał się, wziął z ławki Neville'a Longbottoma egzemplarz Wędrówki z trollami i podniósł go, ukazując wszystkim swoje własne, mrugające zdjęcie.

— To ja — powiedział, również puszczając do nas oko — Gilderoy Lockhart, kawaler Orderu Merlina Trzeciej Klasy...

Nie skupiałam się na jego wychwalaniu się osiągnięciami, wpatrzona w pióro, które nadal trzymałam w dłoni.

— Zaczniemy od małego quizu. — na dźwięk tych słów uniosłam nieco głowę — Nie ma powodu do niepokoju... chcę po prostu sprawdzić, co wam zostało z lektury...

Z lektury?! Pięknie, nic jeszcze nie czytałam, nic nie wiem, a on sądzi, że zakuliśmy materiał na cały rok.

Rozdał wszystkim arkusze testowe, wrócił na przód klasy i oznajmił, że mamy trzydzieści minut. Spojrzałam na arkusz:

1. Jaki jest ulubiony kolor Gilderoya Lockharta?

2. Jakie jest skryte pragnienie Gilderoya Lockharta?

3. Jakie jest, według ciebie, największe do tej pory osiągnięcie Gilderoya Lockharta?

Podobnych pytań było 54, a ostatnie brzmiało:

54. Kiedy przypadają urodziny Gilderoya Lockharta i jaki byłby idealny dla niego prezent?

No to koniec — pomyślałam i zerknęłam na pióro raz jeszcze.

— Cóż, zobaczmy czy jesteś przydatne. — wyszeptałam.

Pióro jak by w odpowiedzi na moje słowa, lekko zadrżało mi w palcach, po czym na kartkę papieru padł blady jasnozielony cień, który był widoczny, jedynie patrząc wprost na kartkę, sprawdziłam to od razu, zerkając z boku, czy aby nikt więcej tego nie widzi, sekundę później, odpowiedzi zaczęły pojawiać się na karcie niczym napisane niewidzialnym atramentem, nie był to komplet, jednak było ich na tyle, by z łatwością zdać test, o ile to, co pokazywało, było prawidłowymi odpowiedziami. Przez chwilę zastanawiałam się, dlaczego Snape miałby mi to dać, dlaczego chciałby, żebym ściągała. Po co miał mi dawać magiczne pióro, które pomoże mi zaliczyć test Lockhart'a? Przez chwilę przez myśl, przeszło mi nawet, że Snape dał mi pióro, które ma mnie całkowicie pogrążyć. Uznałam, jednak że nie mam teraz i tak innej alternatywy, nic o nim nie wiem, jedyne co pamiętam to jego ulubiony kolor, to rzuciło mi się w oczy, gdy na dziedzińcu przeglądałam książkę.
Nie mam wyboru, muszę pisać tak, jak pióro każe. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Po pierwszym pytaniu miałam nadzieję, że pióro jednak faktycznie pokazuje prawdę, kolor, jaki pamiętałam i jaki widniał w odpowiedzi, był taki sam. Pół godziny później Lockhart zebrał arkusze i przejrzał je przy nas.

— No, no... tylko jedna osoba zapamiętała, że moim ulubionym kolorem jest liliowy. Panna Clarke, brawo, zapewne czytała pani o tym w „Roku z yeti"?

Przytaknęłam głową. Lockhart kontynuował komentując niektóre prace, finalnie okazało się, że Hermiona i Pansy otrzymały najwyższe oceny i otrzymały po dziesięć punktów.
W ciągu kilku następnych tygodni nie działo się nic ciekawego, nauczyciele przypominali, że niebawem odbędą się lekcje testowe, czyli lekcje zachęcające do wyboru zajęć dodatkowych na trzecim roku, każdy musi wybrać co najmniej jeden z takich przedmiotów w kolejnym roku, a te lekcje mają to ułatwić. Zastanawiałam się nad Mugoloznastwem — sądząc, że tu mogłabym dać sobie radę oraz nad Opieką nad magicznymi stworzeniami, miałam już obie te lekcje i były ok. Wszystkie soboty spędzałam na rozmowach z Dorą, zmiany części ciała przychodziły mi z coraz to większą łatwością, bez trudu zmieniałam już swój nos i usta w kaczy dziób, uszy w długie puszyste jak u królika a stopy w płetwy, nie było to dla mnie takie trudne, a spotkania miały bardzo miły przebieg, relaksowały i sprawiły, że bardzo polubiłam się ze starszą koleżanką, która za każdym razem widząc mnie, zdawała się chcieć mi coś powiedzieć, jednak w ostatniej chwili rezygnowała. Nie miałam pojęcia, o co chodzi, jednak nie naciskałam, uznałam, że jeśli zechce, sama w końcu mi powie. Po jednej z sobót wychodziłam już z sali, mijając się w drzwiach z dyrektorem, przywitałam go promiennie i już miałam odejść, gdy coś wewnątrz kazało mi zostać. Kucnęłam za zamkniętymi drzwiami i zanadto starannie i powoli zaczęłam wiązać sznurówkę, strzępki słów dochodziły do mnie z wewnątrz sali.

— Tonks, to nie jest dobry pomysł....

— ...powinna wiedzieć.

— Dowie się w swoim czasie... obiecuję.

— ... to będzie .... szok.

— Ależ ja tego chcę ... nie powinna więcej cierpieć.

— ma Pan rację, jest taka.... do Slytherinu.

— Cóż, Tiara przystała na jej prośbę, poza tym...

Wiedziałam, że rozmawiają o mnie, chciałam przycisnąć ucho do dziurki od klucza, by usłyszeć coś więcej, jednak na korytarzu pojawiła się nagle profesor McGonagall.
Szybko więc wstałam, poprawiając skarpetę i zabierając książkę z podłogi.

— Cassandro, wszystko w porządku?

— Tak pani profesor, sznurówka mi się rozwiązała.

— Oczywiście, tak... — zamyśliła się, po czym powędrowała przed siebie, odwracając się za siebie raz po raz, jak by coś podejrzewała.

Chyba nie warto ryzykować, a nóż McGonagall wróci i mnie przyłapie, dziś już niczego się nie dowiem. Na Merlina, czy to musi być taka wielka tajemnica? Czy moja rodzina to jacyś kosmici, czy co? Nic nie chcą mi o nich powiedzieć, a wychodzi na to, że wszyscy coś wiedzą i jedynie udają, że nie ma tematu. Ech... Westchnęłam ciężko i wściekła wróciłam do salonu Ślizgonów gdzie na miejscu czekała już na mnie Pansy i reszta przyjaciół. Wszyscy stali w kręgu i na mój widok umilkli.

— Hej, Cass, chodź zobaczyć, co mój ojciec zafundował naszej drużynie, teraz Gryfoni nie mają już najmniejszych szans na wygraną — powiedział dumnym głosem Draco, a w jego oczach i głosie wyczuwalne było podniecenie całą sytuacją. Podeszłam do pozostałych, na stole leżał ogromny zwój pergaminu a na nim komplet siedmiu nowych mioteł wyścigowych Nimbusów 2001.

— Ekstra — podsumowałam od niechcenia.

— Tak, a to nie jedyna nowość w naszej drużynie — powiedział Flinth wysoki, szczupły Ślizgon z wyższej klasy, który był kapitanem drużyny Quidditcha, grał w niej jako ścigający. — Draco zostaje nowym szukającym na miejsce Terence'a Higgsa.

W całym pokoju wspólnym zawrzało od okrzyków radości, „Slytherin! Slytherin!", „Draco, pokaż im!" i tym podobnym. Nie dołączyłam się do radosnych okrzyków, tego dnia zdenerwowanie i jakiś dziwny niepokój nie odstępował mnie na krok. Oddaliłam się od wszystkich, poszłam do swojego pokoju i tam nerwowo zaczęłam spisywać wszystko, co mnie denerwuje. Czułam pod skórą, że coś jest nie tak, czułam, że coś złego może się wydarzyć, chociaż nie miałam pojęcia, co mogłoby się stać, w tym roku.
Wesoła atmosfera udzieliła się wszystkim i radosne rozmowy na temat mioteł, gry, rywalizacji trwały do późnego wieczora, ustalono, że już następnego dnia przetestowane zostaną nowe miotły i szukający więc zapowiadał się kolejny dzień pełen wrażeń.

Ślizgonka z wyboru 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz