Rozdział 19 Dbaj o różę

58 8 0
                                    

Było już grubo po północy, gdy większość poszła spać, niektórzy ułożyli się w salonie, chcąc spać większymi grupkami, w końcu mogła to być ich ostatnia wspólna noc przed zamknięciem szkoły i rozjechaniem się do innych. Jedynie kanapa w rogu, służąca za kącik schadzek do pocałunków była wolna, Draco i ja również nie mogliśmy znaleźć sobie miejsca więc razem z Zabinim i Pansy usiedliśmy na tej kanapie. W czwórkę było tam dość ciasno, jednak to nie miało teraz znaczenia, najważniejsze co przyniesie kolejny dzień, to pytanie zadawali sobie wszyscy, lecz nikt nie chciał zadać go na głos. Noc zdawała się ciągnąć w nieskończoność, Pansy zasnęła przytulona do Zabiniego.

— Wiesz — Draco szepnął do mnie — oni już chyba oficjalnie są ze sobą.

— Na to wygląda —szepnęłam zerkając na przyjaciółkę.

Przez moment ucieszyłam się, że ta jest szczęśliwa, że ma wsparcie w chłopaku, który jej się podoba i że wzajemnie mogą na siebie liczyć. Ja miałam Dracona, przyjaciela, albo kogoś więcej, sama nie byłam pewna, na razie nie chciałam nic zmieniać, mimo że coś bardzo mnie do niego ciągnęło, było też coś, co kazało mi zaczekać.
Nastał wreszcie poranek, udało mi się zasnąć koło piątej, Draco już wtedy spał, a gdy się obudziłam, wstałam, na dworze musiało świecić słońce, bo woda z jeziora znów była przejrzysta, jasna i spokojna.
Chwilę przed siódmą trzydzieści przyszedł do pokoju wspólnego profesor Snape i zabrał nas wszystkich do wielkiej sali, tam czekali już Puchoni i Gryfoni. Nerwowo wyszukiwałam wzrokiem Harry'ego i Ginny, gdy ujrzałam oboje kamień spadł mi z serca. Rozpromieniłam się i delikatnie, niemal niezauważalnie pomachałam do Harry'ego. Ten w odpowiedzi posłał mi szeroki uśmiech.
Gdy zasiedliśmy do posiłku, wszystko wyglądało tak, jak by ta noc była kolejną zwykłą nocą, jednak każdy wiedział, że zdarzyło się coś złego, na szczęście nie tak tragicznego, jak mogło się stać i dzięki temu, szkoła nie zostanie zamknięta.
Zaraz po śniadaniu, złapałam na korytarzu Harry'ego i zaczęłam z nim rozmawiać. Ten zaś zaczął wszystko opowiadać.

— I wyszliśmy z tego cało i bezpiecznie.

— Tak się cieszę Harry. To wspaniała wiadomość, że w szkole jest już bezpiecznie.

— Tak, to prawda.

Zauważyłam, że coś dręczyło Harry'ego.

— Harry jest coś jeszcze, prawda?

— Tak, ale o tym musimy oboje porozmawiać z dyrektorem, dziś miał Cię do siebie zaprosić.

— Mnie? Po co?

— Nie wiem, ale jak widzisz, nasze drogi się przeplatają.

— Tak. Najwidoczniej.

Tylko skończyłam wypowiedź, gdy tuż za Harrym pojawił się Dumbledore.

— Panna Clarke, Harry, zapraszam was na moment.

Oboje posłusznie wróciliśmy do Wielkiej Sali, skąd wyszli ostatni uczniowie, dyrektor zamknął drzwi i wskazał nam miejsce, żebyśmy usiedli a sam zasiadł, naprzeciwko nas.
Pierwszy odezwał się Harry.:

— Panie profesorze... Riddle powiedział, że jestem do niego podobny. Powiedział, że to bardzo dziwne podobieństwo...

— Tak powiedział? — zapytał Dumbledore, patrząc uważnie na Harry'ego spod swoich srebrnych brwi. — A ty co o tym myślisz, Harry?

— Wiem, że na pewno go nie lubię! — odpowiedział Harry, raczej o wiele głośniej niż zamierzał. — To znaczy... ja jestem... ja jestem z Gryffindoru... ja... — urwał — Panie profesorze — zaczął znowu po chwili — Tiara Przydziału powiedziała mi, że... że pasowałbym do Slytherinu. Przez jakiś czas wszyscy myśleli, że to ja jestem dziedzicem Slytherina... bo znam mowę wężów...

Spojrzałam na niego zdziwiona, nie wiedziałam, że Tiara proponowała mu Slytherin.

— Znasz mowę wężów, Harry — powiedział spokojnie Dumbledore — ponieważ zna ją Lord Voldemort... który jest ostatnim żyjącym potomkiem Salazara Slytherina.... O ile się nie mylę, przekazał ci cząstkę swojej mocy... w ową noc, kiedy pozostawił ci tę bliznę. Jestem pewny, że zrobił to nie celowo...

— Voldemort przekazał mi cząstkę samego siebie? — zapytał Harry, głęboko wstrząśnięty.

— Na to właśnie wygląda.

— Więc rzeczywiście powinienem być w Slytherinie — powiedział Harry, patrząc z rozpaczą na Dumbledore'a, po czym szybko spojrzał na mnie. Ja jednak nie zareagowałam w żaden sposób, słuchałam jedynie tego co mówili.

— Tiara Przydziału dostrzegła w Tobie moc Slytherina i... przydzieliła cię do Gryffindoru. Posłuchaj mnie, Harry. Tak się zdarzyło, że masz wiele cech, które Salazar Slytherin cenił u swoich wybranych uczniów. Jego własny rzadki dar, mowę wężów... zaradność... zdecydowanie... pewien... hm... brak szacunku dla wszelkich reguł... — dodał, a wąsy znowu mu się zatrzęsły. — A jednak Tiara Przydziału umieściła cię w Gryffindorze. Wiesz, dlaczego tak się stało? Pomyśl.

— Umieściła go w Gryffindorze dlatego bo ją poprosił, żeby go nie umieszczała w Slytherinie... — z przerażeniem zrozumiałam, że powiedziałam to na głos.

— Właśnie — przerwał mi rozradowany Dumbledore — Tak samo było z Tobą Cassie, była więcej niż jedna możliwość przydziału, a jednak jesteś w Slytherinie. Harry to bardzo cię różni od Toma Riddle'a. Bo widzicie, to nasze wybory ukazują, kim naprawdę jesteśmy, o wiele bardziej niż nasze zdolności. — oboje siedzieliśmy nieruchomo, słuchając tego ze zdumieniem. — Jeśli chcesz dowodu, Harry, że naprawdę należysz do Gryffindoru, to przyjrzyj się temu.

Dumbledore wziął z kieszeni Tiarę Przydziału a z niej srebrny miecz i wręczył Harry'emu. Ten chwycił pokrwawioną klingę i spojrzał na migocące w świetle kominka rubiny na rękojeści, nie wiedząc, o co właściwie chodzi. I nagle, tuż pod gardą, zobaczyłam wygrawerowane słowa.
Godryk Gryffindor.

Ślizgonka z wyboru 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz