𝙺𝚊𝚙𝚒𝚝𝚎𝚕 𝚏𝚞𝚗𝚏𝚣𝚎𝚑𝚗

19 2 4
                                    

Zostaw po sobie gwiazdkę i komentarz dla większej motywacji <3

-No więc - szatyn wziął głębszy oddech po czym zaczął - po imprezie ktoś udostępnił zdjęcia mnie i Caro do internetu, mój menager który zajmuje się moimi social mediami to zauważył, i stwierdził że najlepiej byłoby abym odciął kontakt z Caro do czasu aż on nie ogarnie tego wszystkiego bądź do czasu kiedy wszystko ucichnie, wsyztsko było na dobrej drodze bo zajął się tym wszystkim i z większości stron zdjęcia zostały usunięte, jednak jak dzisiaj do niej napisałem że musimy pogadać, to było to przez to że w internecie zaczął się robić jeszcze większy szum bo wyciekły zdjęcia na których się całujemy i tym razem było to na tak dużą skalę że mój menager stwierdził że muszę to obgadać z Caro - jakim cudem ja nie widziałem żadnych zdjęć, Caro chyba też nie miała o nich pojęcia bo nic nie powiedziała - to taka skrócona wersja tego co się wydarzyło przez te ostatnie dni i wyjaśnienie mojego zachowania.

-nie mogłeś do niej chociaż napisać czy cokolwiek - spytałem, ich wiadomości kurwa chyba nikt nie sprawdzi.

-mógłbym gdyby nie to że menager pozmieniał mi hasła na social mediach żebym nie odjebał czegoś głupiego w trakcie tego wszystkiego - czemu gość traktuje go jak pięcio latka, no chyba że ma dobry powód.
Nagle do pomieszczenia weszła pielęgniarka, przerwała nam rozmowę mówiąc coś na temat tego że godziny odwiedzin się już skończyły i że musimy wyjść, protestowałem, ale babeczka była nieugięta i grzecznie kazała nam wypierdalać,a ja "grzecznie" przeklnąłem ją parę razy pod nosem.

Wyszliśmy ze szpitala, na dworze było już totalnie ciemno, z tylniej kieszeni spodni wyciągnąłem paczkę czerwonych Marlboro i   włożyłem jednego z papierosów między usta następnie odpalając go zapalniczką.

-palenie nie jest dla ciebie dobre - odezwał się szatyn stojący obok mnie, co ty tu człowieku jeszcze robisz

-czy wyglądam jakby mnie to obchodziło - powiedziałem zaciągając się, czy mnie obchodziło ni chuja mam wyjebane na coś trzeba umrzeć prawda?

-nie a powinno zacząć - odparł francuz, co on się tak przyczepił

-wiesz niezbyt mam ochotę teraz myśleć o tym czy to dla mnie dobre czy nie - byłem na tyle zestresowany cała sytuacja że szpitalem że mógłbym wypalić na raz 5 takich i zapić litrem wódki.

-co Caro pomyślałaby widząc cie tu teraz - czy ten człowiek bawi się w mojego psychologa? Człowieku daj se spokój

-najprawdopodobniej byłaby niezadowolona, ale jak widać jej tu nie ma - odparłem wyraźnie poirytowany ciągłymi pytaniami szatyna, nagle  do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka dochodzącego z telefonu Pavarda, Francuz odebrał telefon.

-no co tam, nie nie wiem kiedy, możliwe No, tak będę, nie teraz nie, co ty tam robisz, no chyba sobie żartujesz, dobra już uspokój się wezmę hotel, no, dobra narazie. - nie słyszałem co działo się po drugiej stronie sluchawki Starałem się również  nie podsłuchiwać tego co mówi ale chlop nie mówił jakoś specjalnie cicho więc i tak rozumiałem większość tego co mówił.

-sory przyjaciel z którym mieszkam zadzwonił że chce mieć dzisiaj wolna chatę czy costam - powiedział mężczyzna, po pierwsze nie pytałem po drugie No jakby ok. - jest tu jakis hotel niedaleko? - dopytał drapiąc się w kark.

-wydaje mi się że powinien ale o tej porze może nie być wolnych pokoi - szatyn mruknął pod nosem jakieś przekleństwo - ale niedaleko jest mieszkanie moje i Caro to możesz przenocować na kanapie czy coś - dodałem, nie mam pojęcia skąd ten pomysł No ale nie zostawię faceta jak nie ma gdzie spać. - chodź do auta od razu pojedziemy nie będziemy siedzieć pod szpitalem bez sensu - mężczyzna się zgodził, razem pojechaliśmy do mieszkania, pierwsze co zrobiłem na miejscu to otworzyłem barek i wyciągnąłem z niego wino
- chcesz? - spytałem szatyna wskazując na butelkę alkoholu, francuz skinął głową po czym postawiłem przed nim kieliszek, a następnie nalałem do niego czerwonego wina.

Posmak trunku rozprzestrzenił się po moich kubkach smakowych, cierpki smak wina był dla mnie normalny, tylko z caro pije slodkie bądź pół slodkie, na stres najlepsze jest jednak wytrawne. Mój towarzysz upił łyk alkoholu, nie skrzywił się, facet wie co dobre.

-co to za wino? - spytał, spojrzałem na butelkę na której były jakieś napisy po prawdopodobnie włoski pić na wodę obok Włoch to to pewnie nawet nie stało.

-nie wiem jakieś tańsze nie mam kasy na nic lepszego, jak ci nie smakuje mogę Ci nalać trochę wina mojej mamy - odparłem, w końcu skoro szatyn zostaje tu na noc to przydałoby się być miłym.

-twojej mamy? Nie wiedziałem że Niemcy warzą swoje własne wino - a no zapomniałem o tym że on nie jest moim przyjacielem i nie wie nic na mój temat

-moja mama akurat jest Francuzką mamy rodzinną winiarnie we Francji taki mały rodzinny biznes - odpowiedziałem a mężczyzna zrobił lekko zdezorientowana mine

-czyli mówisz po francusku? - dopytał po chwili

-każde swoje wakacje spędziłem we Francji razem z Caro, ale ona akurat francuskiego dalej nie umie, nic dziwnego z moją mamą rozmawia tylko po niemiecku tłumacząc się że chce aby mamusia podszkoliła swój niemiecki, poprostu przyznać się nie chce ze nie jest w stanie rozmawiać z nią po francusku- odpala mi się już tryb opowiadania histori A nie wypiłem nawet jednej lampki wina.

Z Francuzem wypiliśmy chyba każde wino jakie było w barku, oboje nieźle wstawieni opowiadaliśmy sobie o najróżniejszych momentach naszych żyć.

-Dobra czyli ile wy się w końcu znacie - spytał szatyn podczas rozmowy na temat mojej przyjaciółki

-o Jezus całe życie praktycznie jakieś 23 lata już będzie, kurwa czuję się staro, razem z Caro  robiliśmy wszystko razem, od zawsze i to tak dosłownie - zacząłem się śmiać alkohol uderzył mi do głowy na tyle że Juz nie dokonca ogarniałem co dzieje się dookoła.

-czyli jesteście dla siebie jak Rodzeństwo - stwierdził francuz

-oj nie zgodzę się jakbyśmy byli jak Rodzeństwo to złamalibyśmy zasady kaziroctwa, pewnego dnia w wieku 16 lat oboje stwierdziliśmy że dobrym pomysłem będzie jak stracimy ze sobą cnotę jeżeli do 18 roku życia się to nie wydarzy, nie wydarzyło się - mężczyzna zrobił duże oczy chyba totalnie nie mógł uwierzyć w to co właśnie my powiedziałem

-chwila czyli rozdziewiczyłeś swoją własną przyjaciółkę?-dopytał muszą upewnić się że zrozumiał wszystko prawidłowo

-Dobra to brzmi dziwnie ale tak zgadza się - gdzie tam dziwnie całkowicie normalnie

-o japierdole to źle zabrzmi ale zazdroszczę - zaśmiał się. Zazdrości? Ciekawe co na to caro, telefon francuza zaczął wibrować, Pavard spojrzał na urządzenie po czym przeciągnął ikonke słuchawki tak aby odebrać.

-czemu dzwonisz?, chłopie nie gadaliśmy od około roku, co, Czekaj wolniej, no jestem w Monachium czemu miałbym nie być, co ty tu robisz do cholery, dobra dobra, nie nie przyjadę dalej nie mam prawka i jestem najebany, chłopie dzwoń do bambiego nje mogę teraz, co z tego że jest młody, dasz radę, no narazie.

-brzmiało ciekawie co się stało? - spytałem ewidentnie zaintrygowany rozmowa szatyna

-chlop z którym kiedyś grałem dzwonił pytając o jakieś pierdoly, nie mam pojęcia co on chce, dosłownie mieszka w Barcelonie i nagle zachciało mu się przyjechać do Monachium i prosił abym odebrał go z lotniska No chyba gość zapomniał o tym że nie mam prawka.- francuz był ewidentnie wkurwiony ciekawe tylko czemu może to przez alkohol nie wiem.

-Dobra moim zdaniem powinniśmy iść pomału spać bo jak widać oboje wypiliśmy trochę za dużo - powiedziałem na co szatyn jedynie pokręcił głową marudząc coś pod nosem co ci znowu chłopie nie pasuje.

- jak dla mnie moglibyśmy wypic jeszcze jedna butelkę ale skoro mówisz że nie to nie z gospodarzem się kłócić nie będę - podniósł ręce do góry mam wrażenie że jestem bardziej trzeźwy niż on chlop ledwo mówi a że mnie jest wszystko w jak najlepszym porządku.

_______________________________________
A/n: ogólnie pisałam to w autokarze jadę na kolonie So don't judge możliwe że przez najbliższy czas nie będzie dużo rozdziałów bo No wakacje nie ma mnie w kraju

Es war nicht in den Plänen | PavardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz