Razem z dziewczynami wstałyśmy po dziesiątej. Każda z nas usiadła przy stole i zjadła śniadanie. W trakcie jedzenia obmyślałam plan ucieczki wraz z Madison, która obiecała mi pomóc. Mówiła, że zna każde przejście na pamięć bo jest tu już od ponad pięciu lat. Uśmiechnęłam się gdy zaproponowała, że pomoże. Wtedy bałam się już mniej jeśli ktoś mnie złapie albo zobaczy bo skoro Madison ogarnia teren budynku to trzeba było korzystać. Powiedziała mi, że sama chciała kiedyś uciec, ale teraz nie ma jak bo Noami ma opaskę z GPS na ręce, której nie może zdjąć, a nie chce zostawiać swojej dziewczyny samej.
- ale dlaczego? Co takiego zrobiła zapytałam.
- chciała uciec tak jak ty, ale próbowała wejść na dach w czasie gdy helikopter lądował i ją zobaczył. Pamiętaj, że wszędzie są zakonnice i ochrona. Chociaż czasem trzeba zaryzykować szczególnie jak ktoś na zewnątrz czeka właśnie na ciebie. - uśmiechnęła się do mnie i poszła do Noami.
Wróciłam do pokoju i ogarnęłam cały plan. Za dokładnie dwa dni zaczyna się przyjęcie nowych dzieci do psychiatryka więc to idealna okazja żeby zaryzykować i zbiec do piwnicy, a tam pomoże mi już Madison. Ważne jest tylko aby dostać się tam bo na miejscu będzie czekać dziewczyna. Mam jakieś dziesięć minut na zejście po schodach z pierwszego piętra, tak aby zostać niezauważoną. Cholera to może być ciężkie wyzwanie, ale jak to mówią, jest ryzyko jest zabawa, a w tej sytuacji wolność.
Minuty mijały bardzo wolno. Godziny ciągle się dłużyły, a nowe dni nie pojawiały się za szybko. Leżałam i czekałam na ten dzień w którym mam szansę na wolność. Tylko tego nie spierdol Mary bo drugiej takiej szansy nie będzie. Uda się. Ucieknę stąd bez śladu. Nie chcę spędzać tu więcej dni niż to konieczne. Moje rozmyślenia przerwała ważna informacja od opiekunów, która była ogłoszona przez głośniki w każdym z pokoju.
"Droga młodzieżo, już niedługo będzie ważne dla nas przyjęcie. Przyjęcie nowych dzieci do naszego szpitala, mam nadzieję, że miło ich przyjmiecie, impreza powitalna odbędzie się w sobotę o godzinie 17:00. Ubierzcie się elegancko i bawcie się dobrze!"
Jedyna okazja żeby zniknąć z tego zakładu. Minął kolejny dzień. Dzisiaj był już piątek. Czyli dzień przygotowań do przyjęcia nowych. Trzeba było ogarnąć ozdoby, stoły i poczęstunek. Każdy z nas miał przydzieloną rolę. Trafiłam przypadkiem na Madison. Uśmiechnęłam się do niej i razem uzgodniłyśmy plan żeby dopiąć wszystko na ostatni guzik. Pomagałam dziewczynie wieszać ozdoby. Rozmawiałyśmy w między czasie. Spojrzałam na zazdrosną Noami i od razu odwróciłam wzrok. Po kilku godzinach była już noc. Przygotowania dobiegały końca dlatego każdy mógł iść już spać. Zasnęłam dosyć szybko.
Rano:
Wstałam wyjątkowo późno. Później niż zwykle i później niż inni. Pokój był całkiem pusty więc ogarnęłam się i zeszłam na dół. Rozejrzałam się za dziewczynami. Wzięłam tackę z jedzeniem siadając obok Madison.
- dzisiaj twój dzień - powiedziała szeptem.
- wiem, oby się udało.
- wszystko się uda, tylko bądź na czas.
- jasne - odpowiedziałam i zaczęłam jeść.
Po śniadaniu zakonnice kazały ustawić się jeden za drugim. Czyżby spacerek? Wreszcie nas stąd wyprowadzą? Przyglądałam się dokładnie sytuacji. Staliśmy grzecznie jak przedszkolaki. Wcale się nie myliłam. Chwilę później drzwi psychiatryka otworzyły się. Wyszliśmy posłusznie. Gęsiego, tak jak kazali. Nikt nic nie odwalał bo każdy się bał konsekwencji. Gdy byliśmy blisko jakiegoś parku to pozwolili nam pospacerować sobie oddzielnie. Tylko dlatego, że teren parku był ogrodzony wysoką siatką. Czuję się jak w więzieniu. Podeszłam do dziewczyn.
- tu niedaleko jest tunel - szepnęła.
- wiem, tylko jak wtedy ucieknę, tu jest dużo kamer - spojrzałam na dziewczynę rozglądając się.
- uciekniesz przez las, nikt tam nie chodzi i nie sprawdza, a później pobiegniecie w stronę miasta.
- nie wiem jak ci dziękować, obiecuję, że kiedyś was stąd wyciągnę - powiedziałam.
- trzymam za słowo - zaśmiała się cicho.
Po kilku godzinach wróciliśmy do ośrodka. Robiło się późno. Goście zaczynali przybywać. Dzieciaki przyszły na przyjęcie. Impreza powitalna trwała w najlepsze. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka. Pożegnałam się z Noami, która leżała na łóżku gapiąc się w telefon. Madison była już na miejscu. Zeszłam niezauważona po schodach. Przeszłam obok tłumu schodząc w dół.
- gdzie dalej? - zapytałam szeptem.
- prosto, w lewo do końca korytarza później w prawo i znowu w lewo. Będą tam drzwi, a za nimi tunel. - powiedziała dając mi klucze do drzwi.
- dziękuje ci, naprawdę - przytuliłam dziewczynę i zaczęłam iść. Po chwili usłyszałam krzyk Madison. Spojrzałam za siebie. Zobaczyłam ją w rękach zakonnic, które szybko zaczęły iść za mną. Zaczęłam biec. Goniły mnie. Biegło za mną przynajmniej z pięć. Biedna Madison.. Biegłam ile sił w nogach zrzucając za sobą kartony aby utrudnić im drogę. Niby były już dosyć stare, ale i tak miały dobrą kondycję jak na ten wiek. Skręciłam w lewo. Za zakrętem zrzuciłam stojącą szafkę by zyskać na czasie. Dobiegłam do końca korytarza skręcając w prawo. Rozrzuciłam jeszcze kilka kartonów po drodze. Ostatni zakręt przede mną i już tylko drzwi. Spojrzałam krótko za siebie. Cholera, doganiają mnie. Luke stał już przy tunelu dlatego nie mogłam tego spierdolić. Biegłam mimo bólu, który poczułam w kostce. Biegnąc ostatnią prostą postawiłam krzywo nogę i syknęłam. Nie zatrzymując się ani razu dobiegłam wreszcie do drzwi. Otworzyłam je agresywnie i ze strachem w oczach bo zakonnice były coraz bliżej. Cholerny klucz. Weszłam za drzwi zamykając je z trzaskiem. Na wszelki wypadek podłożyłam za drzwi jakieś deski, które leżały obok. Złapałam głęboki oddech i biegłam do tunelu już nieco wolniej. Próbowały dobić się do drzwi. Będąc już w tunelu usłyszałam piłę mechaniczną i inne narzędzia, którymi chciały rozwalić drzwi. Wiedziałam, że z takim nastawieniem wreszcie im sie uda więc trzeba było szybko uciekać. Przebiegłam przez tunel. Spojrzałam na chłopaka i od razu skoczyłam mu w ręce. Przytulił mnie i zaczęliśmy uciekać lasem. Po drugiej stronie widziałam tylko ochroniarzy chodzących z latarkami i psami. Prawdopodobnie szukali mnie. Syknęłam bo kostka bolała mnie coraz bardziej. Nie byłam w stanie już biec. Luke wziął mnie na ręce i zaczął iść szybkim tempem. Posadził mnie do auta zaparkowanego za lasem i pojechaliśmy do miasta. Było już dosyć późno więc ulice były prawie puste. Pojechał ze mną do lekarza. Doktor ogarnął mi nogę, a później wróciliśmy od razu do domu. Zamknęłam drzwi na wszystkie możliwe spusty by czuć się bezpieczniej, a potem spokojnie zasnęliśmy.
(1018)
CZYTASZ
Tajemnicze miasteczko
Horror_________________________________________ Kiedy mój brat Kevin miał już 10 lat rodzice uznali, że zatrudnienie dla niego niani to dobry pomysł szczególnie, że dużo pracowali, a ja będąc w wieku 16 lat zaczynałam swoją przygodę z dorosłością i obowią...