4. Życie to teatr

4 0 0
                                    

Obudziłam się po siódmej. Wstałam, zjadłam śniadanie z Luke, a później odwiózł mnie do pracy. Jak zwykle, nic ciekawego. Zwykła nudna praca. Po pracy przyjechał po mnie Miller. Poszliśmy na spacer po parku. Po drodze spotkałam Nicole idącą z jakimś chłopakiem. Przyjrzałam się im dokładnie. Jeszcze wczoraj pisała, że ma dużo nauki i pracy, a teraz widzę ją z jakimś typem. Co za szmata! Patrzyłam jeszcze chwilę na nich wkurwiona, a później zaczęłam iść szybciej. Luke szedł szybkim krokiem żeby dorównać do mojego tempa.

- Mary, co się dzieje? - zapytał.

- nic, nie ważne. Muszę być wcześniej w domu.

- tak sobie pomyślałem, czy nie chcesz iść ze mną na urbex opuszczonego hotelu, nie daleko nas? - powiedział z uśmiechem.

- dobra, czemu nie - spojrzałam i ruszyliśmy tam przed południem.

Weszliśmy do środka budynku. Szliśmy długim korytarzem rozglądając się po pokojach.

-na dachu jest najlepsze miejsce na randkę - uśmiechnął się.

Zwiedziliśmy wszystkie pomieszczenia i poszliśmy na dach. Usiedliśmy wygodnie i oglądaliśmy widoki z góry. Przytuliłam się do niego z uśmiechem.

- tu jest pięknie Luke

- wiem - odwzajemnił przytulasa.

Po południu

Obudziłam się po krótkiej drzemce na dachu budynku. Spojrzałam na Miller'a, który leżał obok.

- Luke chodź już. Robi się zimno i ciemno - powiedziałam wstając.

- dobrze - odpowiedział i wstał po chwili.

Zeszliśmy z dachu na dół po drabinie, a później schodami na niższe piętra. Wyszliśmy z hotelu idąc chodnikiem. Chłopak złapał mnie lekko za rękę z uśmiechem. Po kilkunastu minutach byliśmy już w moim domu. Usiedliśmy na łóżko. Pokazałam Luke swój pokój, a później obejrzeliśmy netflixa. Luke pojechał do domu od razu jak zasnęłam.

Rano

Obudziłam się około 4:55. Nie mogłam zasnąć z powrotem więc poszłam schodami na dół. Usiadłam przy stole i zjadłam śniadanie. Spojrzałam na brata, który szedł obok kuchni.

- co tam? Nie odzywasz się od wczoraj.

- nic ciekawego, chce zaprosić Mię na szkolny bal, który nie długo będzie, ale się boję. Spojrzał na mnie krótko z nadzieją, że mu pomogę.

- Kevin, poprostu podejdź do niej i zapytaj - podeszłam do brata i przytuliłam go.

- nie masz się czego bać naprawdę, jeżeli nie będzie chciała to zapytaj kogoś innego.

Spojrzał mi w oczy. Kiwnął lekko głową i poszedł do szkoły. Wyszłam z domu po 7:50. Cholera, nie zdążę do pracy w 10 minut. Z daleka zobaczyłam auto Miller'a. Uśmiechnęłam się do siebie.

- no hej mała, jak leci? - zapytał.

- świetnie! Mam 10 minut żeby dobiec do pracy - spojrzałam wkurzona.

- wskakuj, podwiozę cię, ale później jesteś moja przez resztę dnia. - uśmiechnął się wrednie.

- zgoda - prychnęłam i wsiadłam do auta.

Po kilku minutach byłam już w pracy. Zwykły dzień roboczy. Totalna nuda i mało klientów. Siedziałam i patrzyłam na randomowych ludzi za oknem. uśmiechnęłam się kiedy zobaczyłam szczęśliwą rodzinę bo sama takiej nie mam. Rodzice kłócą się jak psy, ale zwykle nie przy nas ze względu na Kevina. Chciałabym mieć normalną rodzinę.. chciałabym żeby rodzice zauważyli, że naprawdę się staram i uczę jak mogę, a nie tylko dostrzegają te złe oceny albo złe zachowanie, które zdarza się tylko gdy brakuje mi kogoś obok.. drogi pamiętniczku.. przenieś mnie w czasie do normalności.. chce być dla kogoś ważna. Chce poprostu żeby ktoś mnie przytulił i powiedział, że mnie kocha. Żeby obiecał, że zostanie ze mną bez względu na wszystko. Żeby komuś zależało na mnie. Bo póki co to jedynie słyszę krytykę i wyzwiska. Ojciec kilka dni temu wyjechał za granicę. Ciekawe czemu, czyżby nie daje rady z matką? Szczerze to sama nie wiem jak z nią rozmawiać, czy w ogóle warto. Pamiętniczku.. spraw żebym była szczęśliwa, żeby na mojej twarzy pojawił się uśmiech, który nigdy mnie nie opuści. To wszystko bez sensu. Pisze ten jebany pamiętnik bo uznali, że jestem nienormalna. Od roku dzień w dzień widziałam mojego dziadka. Dziadka, który zmarł gdy miałam 5 lat. Nie dałam sobie rady z tym. Zaczęłam robić kreski. Codzinnie coraz więcej. Gdy nie widziałam skutków uznałam, że czas na coś lepszego. Byłam już gotowa żeby skończyć życie, ale mój ukochany braciszek zakończył moją "zabawę". Kiedy zobaczył co próbowałam zrobić od razu pobiegł po rodziców. Była chyba trzecia w nocy. Nie chciałam żeby rodzice widzieli co planuje. Od tamtej pory regularnie uczęszczam do psychologa. Zastanawiam się tylko czemu nie wysłali mnie do psychiatryka. Aż dziwne, że nie boją się, że Kevinowi coś się stanie. Kazali mi pisać wszystko co się u mnie dzieje. Myśleli, że mi przejdzie, ale teraz jest gorzej. Może i już nie widzę dziadka, ale widzę tą pieprzoną opiekunkę, która chyba daje mi do zrozumienia, że zabawa znowu się zaczęła. Nikt nie wie tego co stało się rok temu. Nawet moja najlepsza przyjaciółka Nicole. Wiem, że kiedyś nadejdzie ten dzień gdy sama się dowie, ale narazie to nie jest dobry pomysł. Chcę żeby przeczytała mój pamiętnik gdy umrę. Żeby przeczytała go siedząc na cmentarzu przed moim grobem. Chcę żeby po mojej śmierci była szczęśliwa tak jak teraz. Nikt oprócz obcych ludzi nie potrafi spowodować, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Gdy patrzę na uśmiechy innych to poprostu mam ochotę usiąść i się rozpłakać. Chcę cię teraz przytulić Luke.. Godziny dłużyły się w nieskończoność, a ja ciągle tylko patrzyłam w okno. Spojrzałam na zegarek. Już 16 czas wracać do domu gdzie każdy tylko udaje kogoś kim nie jest. Do domu w którym nie wytrzymuje dłużej niż parę minut. Chyba każdy już wie czemu wracam do domu w nocy albo nie wracam wcale. Poprostu nie radzę sobie psychicznie. Matka mnie wykańcza, a przy obcych udaje kochaną, miłą i zawsze uśmiechniętą. Całe życie jest jak teatr, każdy gra tylko swoją rolę i każdy gra ją jak najlepiej żeby być doceniony przez "widownię" czyli mniej ważnych. Wejść na scenę nie jest łatwo. Trzeba dobrze udawać by wzbić się tak wysoko i nie spaść na "dziób". Ludzie w tym życiu to są hieny. Każdy przeciwko każdemu. Zero wsparcia, zero szacunku. Nikt nikomu nie ufa, nikt nikogo nie szanuje, nikt nie okazuje uczuć. W tym świecie potrzeba miłości, zrozumienia i czułości, której tu brak. Poczułam tylko jak łza poleciała mi po policzku. Wytarłam szybko łzy rękawem. Poszłam się przebrać w codzienne ciuchy w których przyszłam rano. Wyszłam z restauracji i weszłam do auta Luke.

- jedź do domu, nie mam ochoty dzisiaj na nic, przepraszam - spojrzałam krótko powstrzymując się od płaczu.

- jasne, rozumiem, wezmę cię gdzieś innym razem skoro tak - pocałował mnie krótko i podjechał pod same drzwi.

Przytuliłam go lekko i wybiegłam z pojazdu. Weszłam do pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz. Położyłam się na łóżko. Włączyłam muzykę na full i założyłam słuchawki na uszy. Automatycznie zaczęłam płakać. Zakryłam się pościelą i próbowałam zasnąć. Wzięłam do ręki kawałek szkła i zacisnęłam pięść. Spojrzałam na pokaleczoną dłoń. Złapałam głęboki oddech i zawinęłam rękę w bandaż. Zasnęłam dopiero po pierwszej.

(1105)

Tajemnicze miasteczko Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz