Z samego rana gdy tylko wstałam próbowałam dodzwonić się do chłopaka. Wychodząc z pokoju na dół spojrzałam na zegarek. Była już dziewiąta. Czas zwijać się do pracy. Następny nudny dzień. Tym razem bez Matt'a, który pojechał na parę dni do rodziców, którzy mieszkają w innym mieście. Jakieś 350 kilometrów stąd. Wziął sobie tygodniowy urlop. Uznał, że przy okazji załatwi kilka spraw. Szef nie miał nic przeciwko. Był bardzo wyrozumiały dla nas za co każdy z pracowników bardzo go lubił i szanował. Rozumiał, że każdy z nas ma różne sprawy do ogarnięcia i potrzebuję trochę wolnych dni. On sam miał dużo różnych rzeczy którymi musi się zająć. Dużo spotkań z ważnymi osobami. Przechodząc przez próg drzwi była już 9:40. Miałam dwadzieścia minut żeby na spokojnie przebrać się w robocze ciuchy i zajść po jedzenie do pobliskiego sklepu. Odłożyłam plecak wychodząc z restauracji. Zaszłam na szybko do sklepu po dwie bułki i wodę. Zapomniałam zrobić śniadanie, ale na szczęście sklep otwarty jest od szóstej. Wróciłam powolnym krokiem do lokalu. Zostało akurat dziesięć minut żeby zmienić ubrania. Przebrałam się w niewielkiej szatni. Była tylko jedna ponieważ pracowników było sześciu. Chociaż i tak zwykle jest tylko trzech, a na drugi dzień są zmiany. Gdy Matt wyjechał, przydzielili mi chłopaka z drugiego dnia. Nie przeszkadzało mi to. Znaliśmy się całkiem dobrze, szczególnie dlatego, że przed tym jak Matt zaczął pracę to było nas tylko pięciu. Nie było wtedy żadnych zmian. Robiliśmy codzinnie do 16. Zwykle otwarcie było o ósmej i wtedy miałam pojawiać się w pracy, chociaż czasem mogę być o kilka godzin później w zależności jaki jest ruch w restauracji albo od dnia tygodnia. W weekendy zaczynam pracę o późniejszych porach dlatego mogę się wyspać. Zwykle z rana jest bardzo mało klientów więc siedzimy i czekamy do jakiejś trzynastej. Usiadłam na parapet za ladą. Patrzyłam na randomowych przechodniów. Po oknie powolnie spływały krople deszczu. Wszyscy szli bardzo szybko. Nikt nie patrzył się za siebie. Tak to jest jak człowiek jest zapracowany i nie ma czasu na odpoczynek. Spojrzałam na bezdomnego, który usiadł na mokrą ławkę jedząc resztki ze śmietnika. Wstałam momentalnie i poszłam do kuchni. Napisałam na karteczce zamówienie dając kucharzowi. Po kilku minutach odebrałam gotowe danie i wyszłam z lokalu. Podeszłam do mężczyzny wręczając mu jedzenie i parasolke. Na jego twarzy od razu pojawił się lekki uśmiech. Kiwnął głową dziękując za posiłek. Zaproponowałam mu żeby wszedł do środka, ale odmówił więc wróciłam do środka. Usiadłam znowu na parapet. Pamiętaj, że dobry uczynek nic nie kosztuję, a możesz poprawić tym komuś dzień i zmienić go na dużo lepszy. Rodzice od urodzenia mówili mi, że warto pomagać. Zwykła pomoc bez pieniędzy i wynagrodzenia. Zawsze mówili żeby pomagać słabszym i tym, którzy potrzebują wsparcia. Dobre uczynki zawsze się zwracają. Może i nie w pieniądzach, ale kiedyś ktoś pomoże tobie, a może to będzie ta sama osoba, której pomogłeś wcześniej. Tak czy siak, warto pomagać nawet w najmniejszym stopniu. Zrobić zakupy czy pomóc przejść przez pasy. Tak mało wystarczy żeby kogoś uszczęśliwić i poprawić mu dzień. Gdy widzę obce osoby na ulicy, które uśmiechają się z jakiegokolwiek powodu to też mam ochotę się uśmiechać. Uwielbiam patrzeć na uśmiechy innych kiedy sama nie mam powodu do uśmiechu. Spojrzałam na drzwi. Pierwszy klient. Mężczyzna z żoną i dziećmi usiedli przy stole. Podeszłam do nich. Wyjęłam notes i zaczęłam odbierać zamówienie. Odeszłam i wróciłam do lady dając karteczkę dla kucharza. Chwilę później przyszłam z posiłkami. Gdy zjedli dałam rachunek i zabrałam brudne talerze. I tak w kółko aż do godziny szesnastej. Przebrałam się i wyszłam z pracy. Rozejrzałam się czy przypadkiem nie ma Luke, który zwykle po mnie przyjeżdża, ale tym razem po nim ani śladu. Zadzwoniłam jeszcze kilka razy. Dalej nic, to może zadzwonię do Nicole? Tak zrobiłam. Spotkałyśmy się u niej w domu.
- i dalej nie odbiera? - spojrzała na mnie.
Podkręciłam głową zrezygnowana chodząc w kółko po pokoju.
- ale to nie robił tak nigdy?
- no właśnie nie, martwię się o niego. Może coś mu się stało? - w końcu zatrzymałam się i usiadłam obok dziewczyny kładąc głowę na kolanach.
*Nowa wiadomość*
Luke:
"Wybacz, że nie odbierałem, ale jestem w Portugalii u przyjaciółki. Mam trochę do załatwienia. Nowa szkoła i te sprawy. Nie wiem kiedy wrócę i czy w ogóle wrócę. Możliwe, że będę mieć szansę na studiowanie tutaj".- u przyjaciółki ta? - przeczytała sms rozbawiona Nicole.
- i co mam teraz zrobić? - zapytałam bezsilna.
- zerwij z nim, mógł ci napisać, że wyjeżdża, a poza tym u przyjaciółki? Nawet napisał, że nie wie czy wróci więc niech spieprza. - warknęła.
- nie dam rady mu tego napisać - powiedziałam, a w tym czasie White zabrała mój telefon.
Ja:
"U przyjaciółki ta? A czemu nie powiedziałeś, że wyjeżdżasz? Martwiłam się. Dzwoniłam od rana, a ty tak poprostu teraz mi piszesz, że jesteś w Portugalii i nie wiesz czy wrócisz bo wolisz być z przyjaciółką niż własną dziewczyną. Nie no śmiesznie. Wiesz co Luke? Zrywam z tobą, nie pisz i nie dzwoń, a najlepiej w ogóle zniknij i nie wracaj do miasta."Dziewczyna oddała mi po chwili telefon zadowolona. Spojrzałam na nią.
- wow.. nie poznaję cię - przytuliłam ją.
- Też się czasem nie poznaję, ale ten chuj nie będzie ranić mi przyjaciółki - odwzajemniła przytulasa.
- muszę wracać do domu, późno już.
- jasne, widzimy się jutro kochana - odpowiedziała odprowadzając mnie do drzwi.
Wróciłam do domu ścieżką oświetloną tylko lampami i o dziwo po drodze nie wydarzyło się nic strasznego. Weszłam do pokoju zamykając delikatnie drzwi. Było grubo po północy dlatego nie chciałam hałasować żeby obudzić kogoś z członków rodziny. Usiadłam na łóżko rozmyślając czy zerwanie było dobrym pomysłem.
Luke:
"jeżeli serio tak chcesz to spoko, całkiem dobrze dogaduję się z Angelą jak po takiej rozłące więc chyba zostanę na dłużej."Odczytałam i rzuciłam telefonem o ścianę zapominając, która była godzina. Chociaż wtedy nie patrzyłam na to, miałam tylko ochotę coś se zrobić albo komuś. Wzięłam kawałek szkła z półki rozcinając sobie wewnętrzną stronę ręki. Patrzyłam ze spokojem jak z ręki ubywa mi krew. Z każdą sekundą coraz więcej. Wytarłam podłogę jakąś koszulką, która leżała w pobliżu i schowałam ją w dolny róg szafy. Zabandażowałam rękę kładąc się do łóżka. Miałam już spokojnie zasnąć, ale momentalnie wybuchłam płaczem. Dusiłam się łzami z minuty na minutę bardziej. Nie wiedziałam czy dobrze zrobiłam. Mimo tego, że nie spierdoliłam to czułam się cholernie winna..
(1042)
CZYTASZ
Tajemnicze miasteczko
Terror_________________________________________ Kiedy mój brat Kevin miał już 10 lat rodzice uznali, że zatrudnienie dla niego niani to dobry pomysł szczególnie, że dużo pracowali, a ja będąc w wieku 16 lat zaczynałam swoją przygodę z dorosłością i obowią...