12. Ostatnie urodziny

2 0 0
                                    

Obudziłam się po 9. Miałam takiego kaca z ostatniej imprezy, a teraz szykuję się kolejna z okazji siedemnastki. Znowu od chuja życzeń, prezentów i alkoholu. Oby to były ostatnie takie urodziny. Rozejrzałam się dookoła i spojrzałam jak Luke podchodzi do mnie siadając obok.

- jak się czujesz? - zapytał troskliwie.

- nawet dobrze, chociaż mogło być lepiej

Chłopak zaczął całować mnie po szyi zjeżdżając niżej. Spojrzałam uśmiechając się delikatnie. Zjechał aż na brzuch i znowu wyżej. Nie cierpię jak tak się bawisz zamiast przejść do konkretów, ale przecież ci tego nie powiem bo jest mi zbyt dobrze żeby jeszcze narzekać. Rozpiął mi lekko koszulę z uśmiechem. Całował mnie po szyi przez kilka minut, a później wstał. Złapałam go lekko za rękę.

- już uciekasz? - zrobiłam słodkie oczka, które zwykle na niego działają.

- yhyy.. ale jak chcesz to wieczorem możemy to dokończyć. Tak w ogóle to są twoje urodziny skarbie więc wszystkiego najlepszego, a prezent dostaniesz później - dał mi buziaka w czoło i pojechał do pracy obiecując, że specjalnie dla mnie wróci wcześniej. Uśmiechnęłam się do siebie i spojrzałam na rozpiętą do połowy koszulę. Wstałam niechętnie z łóżka i poszłam schodami do kuchni gdzie czekało na mnie śniadanko z karteczką:

"miłego dnia słodka, niespodzianka czeka".

Zjadłam posiłek i poszłam do pracy bo miałam na późniejszą godzinę dzięki temu, że jest nowy pracownik i wreszcie mam pracę na zmiany więc mogłam się trochę wyspać. Pracę skończyłam po 15:30. Wychodząc z restauracji zauważyłam Nicole czekającą na mnie. Przynajmniej tak to wyglądało jakby czekała akurat na mnie. Wróciłyśmy razem do domu. Powiedziała mi, że dziś wieczorem będzie impreza na, której moja obecność jest obowiązkowa. Nie mogłam więc odmówić. Wybrałyśmy wspólnie jakieś ładne ubranka, a później wyszłyśmy na miasto z kilkoma kolegami. Szłam obok dziewczyny bo tylko ją znalam z tego grona. Było dwóch chłopaków i my. Naprawdę dużo osób, ale to może i lepiej bo nie za bardzo lubię wielkie zgromadzenia znajomych z których i tak połowy nie znam dlatego, że większość jest randomowych ludzi. Poszliśmy do knajpki, a później odprowadzi nas na domówkę. Jeej, impreza urodzinowa, ale się cieszę.. mimo, że lubię się czasem zabawić i po imprezować to jednak wolę w swoim gronie. Z osobami, które znam bawię się najlepiej. Uznałam, że nie będę narzekać skoro są moje urodziny, a Nicole zorganizowała przyjęcie. Weszliśmy wszyscy do domu jakiegoś kolegi White.

- niezłych masz znajomych - powiedziałam krótko spoglądając na dziewczynę.

- no ba, a Luke przyjdzie?

- jest w pracy, ale nie mogę być długo bo obiecałam mu, że spędzimy razem noc

- a co będziecie robić ? - uśmiechnęła się wrednie, a ja momentalnie zrobiłam robiłam się czerwona.

- yy, ten, będziemy oglądać filmy, tak filmy - spojrzałam na nią morderczym wzrokiem.

- aaa, filmy, jasne zapomniałam - mrugnęła do mnie z uśmiechem.

Nicole poszła po alkohol, który był na stole w kuchni, a ja stałam przy ścianie nie daleko drzwi czekając na nią. Dała mi butelkę i pociągnęła mnie na "parkiet", a raczej środek salonu gdzie każdy dobrze się bawił. Patrzyłam na dziewczynę, która w dosłownie mniej niż minutę wyzerowała jedną butelkę biorąc się za kolejną. Spojrzała na mnie zdziwiona, że piję dopiero pierwszą.

- co tak słabo Mary? - zapytała tym pijanym już głosikiem popijając alkohol.

- wiesz, że nie mamy jeszcze 18 lat tylko 16, a raczej ty masz 16, a ja 17 już.

- oj Mary, wyluzuj to tylko impreza urodzinowa. Są twoje urodziny dzisiaj, musimy się zabawić! - odłożyła butelkę, którą trzymałam w ręce i zaczęła tańczyć. Dołączyłam się do niej dopiero po chwili. Nie poznaję cię Nicole, ale podoba mi się, że jesteś taka wyluzowana bo ja tak nie potrafię. Impreza trwała w najlepsze. Każdy bawił się świetnie, ale nie trwało to długo. Z ogrodu usłyszałam krzyk i płacz. Razem z Nicole wybiegłyśmy na zewnątrz. Japierdole... Spojrzałam na ciało chłopaka, który spadł z dachu. Tylko jak on tam kurwa wszedł. Odwróciłam go na plecy. Patrzyłam na twarz znajomego z płaczem. Wybrałam numer na policję i zadzwoniłam bez wahania. Nie patrząc na to, że gospodarz może mieć problem z policją, a szczególnie nie letni nawaleni alkoholem, w tym ja i White. Napisałam do Luke z prośbą o przyjechanie pod podany adres. Przyjechał kilka minut przed policją, więc korzystając z okazji, wzięliśmy Nicole do auta i odjechaliśmy z miejsca wypadku. Może i tak się nie robi, ale mając pijaną 16 latkę, nie myślałam już co jest dobre w tym momencie tylko co jest konieczne żeby nie mieć przypału. Sama też byłam pijana tak jak inni na imprezie więc nikt nie zauważył nawet naszego zniknięcia. Widziałam po minie chłopaka, że nie podobał mu się ten pomysł. Nie podobało mu się, że znowu się nachlałam, ale przecież są moje urodziny więc chyba mogę co? Przejdzie mu. Zawsze się obraża, a po kilku godzinach mu przechodzi i zapomina o co się wkurzył. Tak samo będzie i teraz. Podjechaliśmy pod dom Luke. Całkiem ładny, nie brakowało tam nic oprócz mnie obok Miller'a. Mimo wszystko humor wciąż mi dopisywał. Wziął nas do środka. Czułam się jak u siebie w domu zapominając o zdjęciu butów. Rozejrzałam się po wnętrzu. Było pięknie, jasno-szare ściany, dużo zdjęć małego Luke z jego rodzicami i siostrą oraz ogromne kwiaty sięgające ponad dwa metry. Naczynia były wykonane z kolorowej porcelany. Wszystko było pod kolor. Nie było czegoś co nie pasuje do reszty albo chociaż do jakiejś rzeczy. Dom składał się z trzech pięter. Parter na którym była kuchnia, łazienka i salon. Na pierwszym piętrze były pokoje i sypialnia, pokój Luke oraz jego siostry, która razem z rodzicami pojechała za granicę na parę tygodni. Kuchnia, łazienka i pokój, wszystko mieściło się na drugim piętrze, które było przeznaczone dla gości. Chłopak zaprowadził nas do swojego pokoju gdzie miał ogromne łóżko na dwie osoby. Położył nas i przykrył pościelą. Na wszelki wypadek postawił obok dwa wiadra i otworzył okno, a sam poszedł spać do salonu zostawiając na stoliku obok mojego łóżka mały prezent. Dzień pełen wrażeń. Byłam tak pijana, że nie martwiłam się tak śmiercią znajomego. Płakałam bo inni płakali. Nigdy nie byłam nauczona okazywać uczucia dlatego gdy każdy płakał to ja się uśmiechałam. Gdy każdy zdejmował z siebie maskę to ja pokazywałam, że nic mnie nie rusza. Że jestem silna i nie płacze. Całymi dniami byłam w masce na której był uśmiech od ucha do ucha, a w nocy będąc sama wreszcie mogłam ją zdjąć. Nikt nigdy nie widział mojej słabości. Nikt dotąd nie widział jak płacze. Nie widział, że bywam słaba i że momentami nie daję sobie rady. 

(1062)

Tajemnicze miasteczko Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz