2. Ona nie żyje.

40 5 1
                                    

Sherlock siedział w swoim pokoju. Rodzice znów się na nim zawiedli. Bo ,,przecież nie można mówić takich rzeczy o nauczycielach'', całkiem tak, jakby to on przyszedł pijany do pracy. Całe szczęście Mycroft już tu nie mieszkał odkąd dostał się na staż w brytyjskim urzędzie, bo gdyby tu był od razu stwierdziłby, że wykorzystuje dar dedukcji do niepotrzebnych rzeczy, że nic nie osiągnie, jeśli będzie tak traktował nauczycieli, i tak dalej.

A on miał po prostu dość. Dość tych lekcji o wszystkim i o niczym, dość niewdzięcznych nauczycielek, które nie doceniają prawdy, dość astronomii i przede wszystkim dość tych wszystkich ludzi. Wszystkich: nauczycieli, innych uczniów, brata i rodziców.

Zszedł niechętnie na kolację. Rodzice milczeli. Trudno, lepsze to od gadania o tym, że powinienem się lepiej zachowywać. Zjadł, zostawił talerz na stole i wstał, zostawiając nie wsunięte krzesło. Odchrząknął, na znak, że idzie do pokoju, gdy mama powiedziała:

- Sherly, naprawdę uważam, że powinieneś znaleźć sobie przyjaciół.

- A ja tak nie uważam. Przyjaciele nie są mi do niczego potrzebni. - rzekł twardo i niemal wbiegł po schodach.

Trzasnął drzwiami od pokoju i wyjął z szafki mikroskop. To tego kilka szkiełek z krwią, a dokładniej różnymi krwiami; kota, szczura, psa, krowy i człowieka. Z krwią człowieka były dwa szkiełka - jedno jego, a drugie Mycrofta.

Zaczął dokładnie oglądać każde szkiełko. To go odprężało. Może nie tak bardzo, jak eksperymenty chemiczne, ale mama zabroniła mu robić ich w domu. No i jeszcze rozwiązywanie problemów natury kryminalnej, ale obecnie nikt nie prosił się o pomoc. Zresztą nikt poważny nie prosiłby o pomoc w rozwiązaniu sprawy morderstwa szesnastolatka. Jedyne o co ludzie go proszą, to znalezienie zwierzaka, albo rozwiązywanie prostych kradzieży. Nudy.

Czas minął mu strasznie szybko, że nawet nie zauważył, że już koło północy. Schował szkiełka, ale mikroskop zostawił i poszedł do toalety. W trakcie mycia usłyszał zaspany krzyk matki:

- Sherlock, czemu jeszcze nie śpisz?

- Czemu z góry zakładasz, że to ja, to mógłby być morderca.

Jego matka jest kochana, ale bywa cholernie irytująca i głupia.

***

Następnego dnia poszedł do szkoły, o tej samej porze co zwykle. Wszedł przez wielkie drzwi i teoretycznie wszystko było normalnie. Teoretycznie. Czuł, że coś tu nie gra. Coś było wyraźnie nie tak, chociaż sam nie miał jeszcze pewności co. Stanął pod salą lekcyjną. Chemia, jedna z czterech lekcji, które Sherlock uznawał. Była najwyżej w hierarchii. Chemię uwielbiał, biologię lubił, matmę szanował, a angielski tolerował. Reszta była totalnie bezsensowna, niepotrzebna i ledwo zdawał. Wciąż nie wiedział jakim cudem jest już w 11 klasie i jak udawało mu się zaliczyć astronomię i wf.

Nauczycielka od chemii otworzyła drzwi od sali. Pulchna kobieta z brązowym kolorem skóry, niebieskimi oczami i czarnymi włosami, kochająca różowe i czerwone sweterki. Tyle powiedziałby zwykły człowiek. Ale Sherlock Holmes nie jest zwykłym człowiekiem, więc mimo, że nauczycielka nigdy nie pisnęła o tym słówka wiedział, że jest rozwódką, ma dwa małe psy, dorosłą córkę, która się do niej nie odzywa i romasuje z nauczycielem wf-u.

Dzisiejsza lekcja była prosta. Za prosta, bo nauczycielka wzięła podręcznik do klasy 9, a nie 11, jednak nikt nie raczył jej o tym poinformować, Sherlock też nie zamierzał. Opcje były dwie: albo spędziła noc z trenerem, chociaż w to wątpił, albo stało się coś dużo gorszego. Ktoś w jej rodzinie, lub przyjaciel jest chory, poważnie i nie długotrwale. Ta osoba może umrzeć. Tak, to była odpowiednia hipoteza.

Następna lekcja, czyli angielski. Przedmiot, który tolerował. Nauczycielkę już mniej. Blada cera, wysoka, rude włosy, piegi, zielone oczy, znowu tyle widział zwykły człowiek. Jednak rude włosy były farbowane, w naturze powinny być brązowe. Zielone oczy to też tylko złudzenie, nosiła soczewki kontaktowe zmieniające kolor oka. Nigdy nie miała męża, za to ma trzy koty.

Mówiła właśnie o interpunkcji, gdy do sali wbiegł pielęgniarz. Nie szkolny pielęgniarz, tylko pracownik szpitala.

- Ona nie żyje. - powiedział. - Przykro mi, pani Bell, ale Amanda Butch nie żyje.

Oczy Sherlocka mimowolnie się rozszerzyły.

- Zabójstwo? - zapytał bez skrupułów pielęgniarza.

- Co?

- Czy to było zabójstwo?

- Nie wiem. Jestem tylko pielęgniarzem.

------
Od autorki:

Dla zainteresowanych na moim profilu jest one shot o mystrade (Greg Lestrade x Mycroft Holmes), a akcja dzieje się na ślubie Johna i Sherlocka. A jeśli czytasz to opowiadanie byłabym wdzięczna za gwiazdki.

~Alex~

inni. SHERIARTY Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz