8. Masz zamiar się ze mną całować?

38 5 3
                                    

Leżał na swoim łóżku tępo wpatrując się w sufit. Okazało się, że Gavina postrzelił członek jakiegoś gangu, ale już go złapali, więc nawet tym nie mógł się zająć. Na oglądanie krwinek pod mikroskopem nie miał ochoty, a eksperymenty chemiczne w domu były zabronione. Więc po prostu leżał, bo co innego miał robić?

Wstyd mu było przyznać, ale żal mu było Mycrofta. Skoro nawet on, Sherlock Holmes, czuł pustkę w tej sytuacji, to jego brat, który dla Gavina był... chłopakiem? Przyjacielem z korzyściami? musiał czuć się okropnie.

W ogóle od kiedy go to obchodzi? Nigdy nie interesował się uczuciami, a już na pewno nie myślał o tym jakie emocje odczuwa jego brat.

Chyba od kontaktów z ludźmi stawał się słaby. Ale Jim nie był zwyczajnym człowiekiem. Sprawił, że Sherlock poczuł to coś. To coś, co czują inni ludzie, gdy ktoś im się... podoba? Gdy się w kimś zauroczą? Zakochają?

Nie wiedział, jak nazwać to, co odczuwał przy Jamesie. Ale coś odczuwał, coś bardzo silnego.

Pewnie spędził by resztę dnia na bezsensownych rozmyślaniach, gdyby nie wspaniałomyślność Moriarty'ego. Chłopak stanął w drzwiach jego pokoju, a Sherlock aż podskoczył. Co on tu do cholery robił? Było przed 19. Sprawa? Nie, bez Lestrade'a nikt im nie powierzał tajnych akt i nikt tak naprawdę nie chciał żeby rozwiązywali morderstwa. Zresztą było późno. Może coś się stało? Może Jim ma jakiś problem i potrzebuje pomocy? Ale w takim razie czemu w ręku trzymał czekoladę, a jego twarz zdobił pokrzepiający uśmiech? Wyjaśnienie jest jedno: przyszedł do niego. Bez większego powodu. Po prostu przyszedł, bo... Może chciał powtórzyć dzisiejsze popołudnie?  W głębi duszy, choć by się nigdy nie przyznał, liczył na to. Chciał jeszcze raz zasmakować tych majestatycznych ust.

- Cześć, Sherl.

- Hej. Co tu robisz?

- Wydedukuj, może Ci się uda, skarbie. - powiedział, a na jego twarz wkradł się chytry uśmieszek.

Sherlockowi serce niemal podeszło do gardła. Skarbie. Powiedział do niego skarbie.

Nie zamierzał jednak nie odpowiedzieć na zaczepkę. Może nie udało się mu odkryć przeszłości Jima i ogólnie był on wielką chodzącą tajemnicą, ale tak prostą sprawę musi mu się udać wydedukować.

- Przyszedłeś specjalnie do mnie, bez większych powodów. Przyniosłeś czekoladę, teoretycznie dla mnie, ale w praktyce liczysz, że pozwolę Ci zjeść całą. Nie tylko czekoladę przyniosłeś. Masz plecak, a w nim coś ciężkiego. Może jakiś alkohol. W kieszeniach masz dwie paczki papierosów. Wniosek: chcesz gdzieś mnie zabrać. Do jakiegoś opuszczonego miejsca, w środku nocy. - zakończył swój wywód Holmes.

- Dokładnie tak. - potwierdził teraz już szczerze uśmiechnięty Moriarty. - To, co idziemy?

- Oczywiście.

***

Okay, tego Sherlock zdecydowanie się nie spodziewał. Siedział właśnie na jakimś zimnym głazie, na opustoszałej polanie, w środku nocy, pijany w trzy dupy. A jak do tego doszło?

Wróćmy do momentu, w którym oświadczył matce, że idzie na noc do Jamesa, na co ta z chęcią się zgodziła (w końcu jej ukochany synek ma znajomych, jak cudownie).

- Pa, mamo! - krzyknął i opuścił swój dom, idąc gdzieś z chłopakiem poznanym ponad dwa tygodnie temu. Z chłopakiem, z którym dzisiaj się całował.

Liczył na powtórkę, liczył na to, że znowu odnajdzie te niesamowite usta.

Zatrzymali taksówkę i Jim podał kierowcy nazwę jakiegoś lasu. No świetnie, Sherlock Holmes jadący do lasu się upić, Mycroft na pewno byłby zachwycony.

Po półgodzinie jazdy, zatrzymali się nie przy lesie, a przy polance, którą las otaczał.

Było już ciemno i księżyc świecił wysoko na niebie, rzucając jasną poświatę w niektóre zaułki polany, w tym na spory głaz.

- Nikt tu nie przychodzi, a na pewno nie o tej porze. - powiedział Moriarty, po czym dodał: - Wiem, że jest dość prymitywnie, ale takie miejsca są najlepsze do upijania się i całowania.

Sherlockowi serce zaczęło bić nieco szybciej. Całowania.

- Masz zamiar się ze mną całować? - zapytał siląc się na tajemniczy i seksowny głos, ale to co wyszło z jego gardła, takie nie było. Brzmiał raczej jak dziecko, które pragnie dostać lizaka.

- Tak. Coś Ci nie pasuje?

- Alkohol, papierosy i twoje usta w środku ciemnej nocy? Wszystko jest wręcz idealnie.

I to nie był sarkazm. Może i było mrocznie, ale jeśli miałby wybrać lepsze miejsce na randkę z Moriartym, nie zdołałby. Jim był wyjątkowym człowiekiem, nie należał do normalnych, Sherlock również. Dlatego też miejsce ich randki powinno być właśnie takie, jak oni; nienormalne, dziwne, ale też wyjątkowe. Miejsce takie, jak James; tajemnicze, może nawet momentami mroczne, ale piękne.

Siedli na kamieniu i zimno uderzyło Sherlocka niemal natychmiast, ale mimo to został na miejscu. Oparł ręce o twardą powierzchnię, a jego towarzysz wyciągnął paczkę papierosów i Jacka Danielsa.

Odpalili po papierosie. Holmes doprawdy wpadał już w uzależnienie, pokochał nikotynę znienacka, myśliwszy iż nigdy mi się to nie spodoba, tak samo, jak Jima.

Wzięli po łyku whisky, która przepaliła im gardła, chociaż Sherlock odczuł to znacznie mocniej (nie był wówczas tak dobrze rozeznany w dziedzinie alkoholu i do tej pory pijał jedynie piwo).

Po wypaleniu drugiego papierosa, odchylił głowę do tyłu i spojrzał w gwiazdy. Były piękne, naprawdę piękne. I tyle mógł o nich powiedzieć, gdyż nie słuchał na astronomii. To jeden z niewielu (a nawet jedyny w życiu), moment w którym poczuł lekkie ukłucie żalu, iż nie słuchał już martwej pani Butch.

- O czym myślisz? - zapytał Moriarty splatając swoje palce z palcami Sherlocka.

- O pani Butch.

Jim zaśmiał się lekko i spojrzał kontem oka na towarzysza.

- Żałujesz, że nie wiesz, o co chodzi w gwiazdach, czy żałujesz jej śmierci?

- To pierwsze.

- Uważasz, że to dobrze że zginęła? - Jim specjalnie drążył ten temat, musiał wiedzieć, co sądzi jego przyjaciel, chociaż, nawet gdyby odpowiedział ,,nie'' nie policzyłby się raczej z jego zdaniem, nie w tym przypadku.

- Tak. - odpowiedział Holmes. - Przysporzyła mi mnóstwo kłopotów, kłótni z rodzicami, ale co najważniejsze: jej śmierć sprawiła, że się poznaliśmy. Więc, nie Jim, nie żałuję.

Czyli wybitny plan Jamesa działał. Sherlock był wyjątkową jednostką i dzięki misternemu pomysłowi Moriarty'ego zaprzyjaźnili się. Ba, nawet się całowali!

- Chociaż, właściwie to nie żałuję, że nie znam astronomii. - powiedział nagle Sherlock. - Może lepiej patrzeć tak na nieznane i pierwszy raz nie mieć pojęcia na, co w ogóle się patrzy.

Te słowa poruszyły Moriarty'ego i chociaż dotyczyły gwiazd, czuł, że w jakiś sposób mogę dotyczyć jego. Że lepiej będzie jeśli Holmes się nigdy nie dowie.

-------
Od autorki:
Jeśli to czytasz, to byłabym wdzięczna za gwiazdki. Mam nadzieję, że się podoba.

~Alex~

inni. SHERIARTY Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz