1. Wolę to niż słuchanie bredni o astronomii

53 4 1
                                    

Słońce świeciło, na niebie nie było żadnej chmurki. Wszyscy uczniowie liceum wyszli na podwórko, w celu przewietrzenia się, w celu zabawy, pogadania, czy nawet wypicia piwa za budynkiem. Długa przerwa zawsze dla wszystkich była chwilowym zbawieniem. Odpoczynkiem od lekcji, od nauki i możliwością rozmowy ze znajomymi. Możliwością pocałowania swojej dziewczyny, albo chłopaka, możliwością obgadywania ludzi. Ale nie dla niego. Dla niego długa przerwa była najgorszym z i tak fatalnych momentów w szkole. Nienawidził szkoły, bezsensownych lekcji i informacji, które przydają się do absolutnie niczego. Bo po co wiedzieć ile innych planet jest w układzie słonecznym? No, właśnie, po nic. Po lekcjach musiał czyścić swój umysł z tych wszystkich bzdur. Dlatego też, jego oceny z większości sprawdzianów, były fatalne. Wyjątkiem była chemia. Chemia to coś, co rozumiał, coś, co miało jakikolwiek sens. No, jeszcze zagadki kryminalne miały sens, ale tego w szkole nie uczą.

Podwórko było jeszcze większą udręką od przerwy, jeśli sprzątaczka wygoniła go z budynku szkoły. Natomiast jeśli mógł zostać w budynku, siadał na parapecie na drugim piętrze, centralnie na środku korytarza, tak, że doskonale było widać całe podwórko. Dzięki temu mógł obserwować, mógł, jakby to wiele osób stwierdziło, wymyślać. Ale on nie wymyślał, on dedukował.

Następną lekcją tego dnia była astronomia. I chyba jednak długie przerwy nie były takie najgorsze. Na nich przynajmniej można dedukować, można dowiedzieć się czegoś ciekawego i nikt nie wmawia mu, że wiedza gdzie leży pieprzone słońce jest ważniejsza od tego, że Kathrine Mel wyszła do sklepu i razem ze swoim chłopakiem piła i całowała się za szkołą. Oczywiście z okna na korytarzu nie widać tyłu szkoły, ale Kathrine wychodziła z bramy, a wróciła z torbą. Podeszła do chłopaka i skierowali się na tył budynku. Oczywiście to teoretycznie nie musiało być piwo, ale lemoniady nie musieliby pić w ukryciu, w miejscu, gdzie żaden nauczyciel ani sprzątaczki nie zaglądają. A chociaż mogli się nie całować, to to raczej sprawa oczywista, poza tym Kathrine miała lekko spierzchnięte usta.

- Panie Holmes! - usłyszał głos nauczycielki. - Proszę odpowiedzieć na moje pytanie.

Było pytanie? Cóż nie słyszał go, a nawet gdyby, to i tak nie znałby odpowiedzi.

- Nie słyszałem pytania, ale proszę się nie wysilać je powtarzając, bo wiedza z astronomii jest bezsensowna i zanieczyszcza mój mózg.

Wszyscy wybuchli gromkim śmiechem. Wszyscy poza jedną osobą. Jim Moriarty nie śmiał się. Tylko siedział i uśmiechał się łobuzersko. Uśmiech ten nie wziął się znikąd; czekał na pewien moment, moment, który jest taki podniecający, taki niesamowity.

- Śmiejcie się, proszę bardzo. Ale wolę zapełniać mózg innymi informacjami. Pani Butch, była pani wczoraj w klubie nocnym i się upiła. Nie sama, z pewnie trzema osobami. Jedną z nich była nasza nauczycielka angielskiego, a drugą kucharka. Trzecia nie pracuje w szkole. Ma pani męża, ale go pani zdradziła z przypadkowym motocyklistą. Mam rację, czyż nie?

Pani Butch spojrzała na Sherlocka z gniewem w oczach.

- Do. Gabinetu. Dyrektora. Już! - wrzasnęła.

- Z przyjemnością. Wolę to, niż słuchanie pani bredni o astronomii.

Holmes wstał, zasunął dostojnie krzesło za sobą i wyszedł z sali, uważając, żeby drzwi nie trzasnęły.

Moriarty wgapił się w niego. Oczywiście, to nie pierwszy raz, kiedy Sherlock Holmes wpadł w kłopoty z powodu swojej inteligencji. Tak, bo to inteligencja, dedukcja i umiejętność obserwacji, a nie wymysły. Jim to wiedział. Wiedział, że Holmes nigdy nie wychodzi na dwór na długiej przerwie, tylko obserwuje ludzi. On robił podobnie, tylko, że on obserwuje jednego człowieka, właśnie Sherlocka. Wiedział, że kręcą go sprawy natury kryminalnej, już kiedyś próbował rozwiązać morderstwo, a na co dzień zajmuje się pospolitymi kradzieżami i zniknięciami zwierząt. Wiedział, że kocha chemię i to jedyny przedmiot, dla którego jest wstanie znieść szkołę. Wiedział, że on i brat są na swój sposób dziwni, co definitywnie przeczy temu, że posiadają dwójkę normalnych, pospolitych rodziców. Wiedział też, że Sherlock Holmes nie ma przyjaciół. I właśnie ten punkt zamierzał zmienić. Bo Moriarty i Holmes byli wbrew pozorom podobni. Moriarty też nie miał przyjaciół, też nienawidził astronomii, też obserwował, tyle, że jednego człowieka, no i też lubił sprawy natury kryminalnej, tylko trochę od innej strony.

Dlatego też następnego dnia podjął pierwszą próbę zdobycia przyjaciela. Przyjaciela, który jest do niego podobny, taki sam odludek. Przyjaciela z którym nie będzie się nudził.

------
Od autorki:

Hej, hej! Witam serdecznie w fanfiku o młodości Sherlocka Holmesa i Jima Moriarty'ego i o tym, co by było, gdyby poznali się w szkole.

Tak, będzie tutaj ship Sheriarty. Ogółem to uwielbiam Johnlock, tak samo, jak Sheriarty, ale pomysł na opowiadanie miałam akurat właśnie z nimi.
Będzie to romans na tle kryminalnym z mocnym zakończeniem.

~Alex~

inni. SHERIARTY Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz