Nie chciał znać prawdy. W sensie chciał, ale teraz żałuje, że ją poznał. Bo Jim był bliski ideału. A ta rysa, która nie pozwalała mu nim być, to to, że jest pieprzonym mordercą.
Bo co innego mogą znaczyć szczegółowe plany wszystkich spraw, które rozwiązali razem? Zresztą nie tylko tych. Carl Powers, pierwsza sprawa, którą Sherlock próbował rozwiązać. Teraz mu się udało. James Moriarty w rzeczy samej. I to własnoręcznie. Bo z tego, co zrozumiał z tych zapisek reszta morderstw to plany, które miał wykonać ktoś inny. Tak jakby Jim był mordercą-doradcą.
Kurwa.
Sherlock przecież z nim spał. Zresztą nie tylko. Darzył go uczuciem. Tak, darzył uczuciem pieprzonego nastolatniego kryminalistę, który prowadził nielegalną firmę sprzedającą projekty. Tylko, że te projekty bynajmniej nie były architektoniczne.
Był wkurwiony. Cholernie wkurwiony, dlatego też przeglądał dalej. I znajdywał zdjęcia tych ludzi. Tak jakby byli w jakimś programie mody, bo podpisy to dosłownie ,,przed" i ,,po". ,,Przed" to zdjęcie zrobione za życia, a ,,po" to, tak, te zrobione po śmierci.
Och, Boże.
A przecież Jim był taki... taki. Ciężko go opisać. Ale był cudowny. Zbyt cudowny, żeby mogło tak zostać.
I wszystko się spierdoliło.
Sherlock siedział na ziemi w tym domku Jima. Teczki i kartki walały się po całej podłodze. A on siedział po środku tego pobojowiska i zaczął szlochać. Tak po prostu.
Zaufał mu. Polubił. Pocałował go. Zakochał się. Oddał mu serce. I nie tylko serce.
A myślał, że nigdy nie zniży się do tego nędznego poziomu. Myślał, że nigdy nie przyjdzie mu czuć do nikogo takich rzeczy. Myślał, że nigdy się nie zakocha.
Los chciał, że się zakochał. W mordercy.
Nagle usłyszał kroki na zewnątrz. Ktoś tu szedł. Sherlock szybko podniósł się z ziemi i wyjrzał przez okno. Oczywiście, że to musiał być James Moriarty.
Nie wiedział, co zrobić. Jak się zachować. Udawać, że nic nie wie? Tego nie mógłby zrobić. Teoretycznie ludzie go nie interesują i jest to poniekąd prawdą, ale... żeby tak od razu mordować?
Chociaż... Jim pomógł w zaplanowaniu morderstwa pani Butch, między innymi dlatego, że wkurzała Sherlocka...
Nie. To złe.
Słodkie, ale złe.
Moriarty właśnie przekręcił klucz. Wszedł do domku, a Sherlock tam stał. Na środku w około wszystkich danych. Podjął decyzję.
- Sherlock. - powiedział James twardym głosem. - Przeczytałeś je.
- Tak.
- I co teraz myślisz?
To pytanie zaskoczyło Sherlocka. Nie wiedział, co odpowiedzieć, bo nie wiedział, co myśleć. Nie powiedział więc nic.
- Nienawidzisz mnie. - stwierdził Jim. - Ale z trudem Ci to przychodzi, bo wcześniej mnie pokochałeś. Czyli mój plan podziałał.
- Plan? Jaki plan, Jim?
- Rozkochać cię w sobie, Sherl. Udało się.
- Nie kocham cię. - skłamał.
Ton jakim mówił Moriarty... przyprawiał go o dreszcze. Kochał go. Ale czy tak właściwie to go kochał? Przecież Jim pokazał mu tylko otoczkę prawdziwego siebie. Tą otoczkę kochał. Ale czy kochał mordercę skrytego pod tą niewinną (właściwe to nie całkiem niewinną, ale mimo wszystko) maską?
CZYTASZ
inni. SHERIARTY
ספרות חובבים,,Cóż, prawda była... bolesna? Albo i nie. Nie wiedział, co Sherlock by pomyślał, gdyby ją poznał. Dziwne, że jeszcze tego nie wydedukował. Ale kiedyś mu powie. A wtedy będą już dobrymi przyjaciółmi i nawet taka sprawa tego nie zmieni.'' ,,Mycroft H...