9. Jej imię to James Moriarty.

39 4 4
                                    

Sherlocka obudziło... ćwierkanie ptaków, oromyk słońca i czyjś kojący, lekko sarkasty głos. Gdzie on był do cholery? I czemu jakaś koniczyna, czy inne zielsko wchodziło mu do nosa, a głowa pulsowała tępym bólem?

No, tak.

James pieprzony Moriarty.

Poszedł z nim na jakąś łąkę w środku nocy. Poza Jimem miał ze sobą dwie paczki papierosów i butelkę Jacka Danielsa. Świetnie, po prostu cudownie.

Ale właściwie czyż nie było cudownie? Może pomijając ból głowy i za pewne pleców, po spaniu na trawie. Ale Moriarty był przy nim. Nikotyna była przy nim. Usta Moriarty'ego w połączeniu z nikotyną i Jackiem Danielsem - czego chcieć więcej?

Zaraz miał się przekonać.

- Dzień dobry, Sherl. - powtórzył Jim słodkim tonem. - Masz. - dodał poważniej, rzucając brunetowi pudełko z tabletkami na kaca.

Sherlock podniósł się do siadu z jęknięciem. Tak, jak się spodziewał jego plecy były w opłakanym stanie.

- Która godzina? - spytał słabo zaspanym głosem.

- Siódma rano.

Jim przysiadł obok Holmesa i chwycił jego dłoń. Przybliżył swoją twarz do gładkiej skroni towarzysza i szepnął:

- Wydaje mi się, że mamy jeszcze chwilę.

- Mamy. - zgodził się chłopak i przygryzł wargę. - Co związku z tym?

- To. - powiedział Moriarty po czym zachłannie pocałował jego usta.

W mózgu Sherlocka zachodziło właśnie tysiące procesów myśleniowych; ten pocałunek jest piękny, chcę więcej, chcę cię Jim, albo i nie, nigdy nikogo nie pragnąłem, nie w ten sposób, ale pragnę ciebie, to cholernie nie na miejscu, ale...

I wtedy Moriarty zassał się na płatku jego ucha i wszystko poszło się walić. Każda myśl, każda wiedza, którą posiadał, nawet pałac pamięci - były teraz kupką błota, nic nie wartym elementem, a jego proces myśleniowy ograniczył się do: jebać to, zróbmy to.

***

Próg domu Sherlock przekroczył o godzinie 9, w stanie... na kacu, owszem, ale również... W stanie euforycznym. Czuł się, jak chmurka i jak słoń jednocześnie. Był szczęśliwy, spełniony, lekki, ale też obolały, lekko zawstydzony i... przestraszony. Bał się, że zrobił coś źle. W końcu Jim był taki niesamowity, idealny w mieszaniu bólu z przyjemnością, tak, że zostawała sama przyjemność, a myśli wyparowywały z umysłu. Czy jemu udało się tak zaćmić Jima? Chciałby żeby tak było, ale nie oszukujmy się; nie znał się na tym. Seks był dla niego zagadką nie do rozwiązania, której dotychczas nie chciał nawet próbować rozwiązać. Ale coś się zmieniło, coś go tknęło, a raczej ktoś, no i proszę: spróbował. Było cudownie, majestatycznie i z chęcią by to powtórzył (oczywiście z Moriartym, z nikim innym). Ale czy rozwiązał tajemnicę seksu? Za nic w świecie.

Może o to właśnie chodzi. Wielka niewiadoma, zagadka nie do rozwiązania, a mimo wszystko próbujemy. Każdy odczuwa inaczej, większość odczuwa nieziemską przyjemność, ale tylko nieliczni (a może nikt) odkryli skąd, jak i w ogóle dlaczego.

Bo skąd pomysł na taką, a nie inną formę przyjemności? Dlaczego w ogóle -

- Co ty masz na szyi? - rozmyślał by dalej o tej wielkiej niewiadomej, ale pan Mycroft ,,wszędzie muszę się wpieprzyć'' Holmes, mu przerwał.

A przerwał mu pytając o doskonale widoczną malinkę zdobiącą jego bladą szyję.

O cholera.

- Sherlock? Czy to jest...?

- Tak.

Teoretycznie mógłby brnąć w zaprzeczanie, ale jego brat potrafił rozpoznać, kiedy kłamał. Niestety.

A wyraz twarzy Mycrofta... czajnik, to wręcz idealne stwierdzenie. Woda się gotowała, czajnik zagwizdał, i teraz stała już spokojnie. Tak, jak wyraz twarzy urzędnika, który zdawał się powoli przyswajać tą wielką wiedzę, chociaż ciężko mu było pomieścić te informacje w małym móżdżku.

- Uprawiałeś seks. - bardziej stwierdził niż zapytał Mycroft.

Sherlock nie odpowiedział, tylko skierował się w kierunku schodów. Przecież jego brat doskonale wiedział, że tak; jego umiejętność dedukcji nie była na najgorszym poziomie.

- Och, więc... jak ona ma na imię? - urzędnik próbował nieudolnie kontynuować rozmowę.

Młodszy z braci obrócił się na pięcie i powiedział z gorzkim uśmiechem:

- Nie udawaj głupiego bracie. Czasem nim jesteś, ale teraz doskonale znasz odpowiedź.

- No tak... Jej imię to James Moriarty. - westchnął Mycroft, a Sherlock pokiwał głową potwierdzając jego słowa

Niemal wbiegł do swojego pokoju i rzycił  się na łóżko, które skrzypnęło cicho pod jego ciężarem.

Powrócił do rozmyślań, ale tym razem o nieco innym aspekcie: jego orientacja. No, bo czy mógłby się zakochać w kobiecie?
Nie, zdecydowanie nie. W innym mężczyźnie niż Jim?
Też raczej nie. Może gdyby nawiązał z kimś długotrwałą więź i poznałby każdy jego cal. Ale przecież poznał Moriarty'ego dwa tygodnie temu! Nie utworzyli żadnej wielkiej więzi, chociaż znaleźli nić porozumienia, co w przypadku Sherlocka, można uznać za ogromny sukces. Poza tym nie znał go niemal w ogóle. Facet mógłby kiedyś być kimś doprawdy okropnym, mimo iż obecnie miał dopiero 16 lat. Nie, to nierealne, żeby miał aż katastroficzną przeszłość, ale w końcu jego rodzice zostali zamordowani - nie mogła należeć do kolorowych.

Chociaż teraz Sherlock zaczął zastanawiać się, czy James nie ma już przypadkiem 17 lat. Nawet nie wiedział, kiedy są jego urodziny, chociaż nie jest naistotniejsza informacja.

Ale właściwie nieważne kim Moriarty był, ani jakiej orientacji był Sherlock. Nawiązali kontakt, polubili się i darzyli się uczuciami. Bo tylko to się liczy, prawda?

inni. SHERIARTY Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz