5. Postaw kołnierz.

34 4 3
                                    

Sherlock wrócił do domu po godzinie 19. Edward George Butch złożył oficjalne zeznania i potwierdził, że zabił swoją żonę. Jim Moriarty na pożegnanie powiedział, że ma nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkają. Wszystko było świetnie.

Sherlock nie chciał się przyznać, ale towarzystwo drugiej osoby nie było takie tragicznie. Nawet mu się podobało. Ludzie jednak mogą być przydatni.

- Gdzie byłeś, Sherly? - zapytała jego mama, gdy przekroczył próg salonu.

- Rozwiązywałem morderstwo.

- Morderstwo?

- Tak. Uduszono moją nauczycielkę od astronomii. Zabił ją mąż pijak, którego zdradzała. - odpowiedział chłopak i usiadł do stołu. - Co na kolację?

- Rozwiązałeś sprawę? - jego matka wciąż chyba nie przyswoiła tej informacji.

- Tak. I poznałem kogoś, kto mi w tym pomógł.

Oczy pani Holmes się zaszkliły. Jej synek znalazł przyjaciela!

- To cudownie! - krzyknęła i wyściskała Sherlocka tak, że niemal go udusiła.

- Mamo, nie mogę oddychać!

***

Następnego poranka Sherlock spał do późna ponieważ była sobota. Była 11, gdy zwolkł się z łóżka. Od razu sięgnął po skrzypce i zaczął grać Bacha. Jego ojciec wszedł wkurzony do pokoju.

- Synu, mógłbyś ciszej? Prowadzę ważną rozmowę telefoniczną! - krzyknął i zatrzasnął drzwi.

Brunet niechętnie odłożył skrzypce i postanowił zejść na śniadanie. Na stole stała tacka z naleśnikami. Wziął jednego i posmarował kremem czekoladowym. Właśnie brał gryza, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Nietypowe pukanie. To nie Mycroft, nie listonosz i nie Henry, koleżanka jego matki. Pani Holmes poszła otworzyć i w drzwiach ukazał się jej chłopak w wieku Sherlocka.

- Dzień dobry, nazywam się James Moriarty, a pani jest pewnie matką Sherlocka.

- Tak, to ja. Co cię tu sprowadza, Jamesie?

- Proszę mówić mi Jim.

Sherlock obrócił się na stołku i zawołał:

- Znowu morderstwo? Powiedz, że tak.

- Przykro mi, Sherl, ale nie. Szkoda, wiem. - odpowiedział Moriarty smutnym tonem. - Ale jest kradzież! - dodał wesoło.

Pani Holmes westchnęła. To by było na tyle, jeśli chodzi o posiadanie przez Sherlocka normalnego przyjaciela.

- Wejdź, proszę. - powiedziała do bruneta, która stał w progu domu.

Podszedł do stołu, gdzie siedział Sherlock.

- Wiem, że sądzisz, że to zwykła, nudna kradzież, ale nie do końca. - rzekł z uśmiechem na ustach.

- Oświeć mnie, Jim. - jego ton był znudzony.

- Ukradziono obraz Vincenta Van Gogha z Galerii Narodowej.

- Nuddyyyy. - jęknął przeciągle Holmes, przegryzając naleśnika.

- Przy miejscu w którym powinien być obraz, znaleziono czerwoną różę. Żadnych odcisków palców, śliny, włosów, nic.

Sherlock podniósł głowę.

- Skąd to wiesz? - zapytał podejrzliwie.

- Od Grahama.

- Od kogo?

inni. SHERIARTY Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz