6. Gdzieś, przed siebie.

36 4 2
                                    

Sherlock i Jim szli przez zatłoczone ulice Londynu. Sherlock chciał złapać taksówkę, ale jego towarzysz powiedział, że lepiej iść pieszo, bo po drodze można zjeść frytki. Tak więc szli i rozglądali się za budką z frytkami. Kiedy wreszcie ją znaleźli, Jim kupił dwa razy małe frytki.

- Ja stawiam. - powiedział, a Sherlock wkurzał się na siebie w duchu, bo wciąż nie rozgryzł Jima Moriarty'ego.

Czemu mu pomagał?
Czemu jest tak inteligentny?
Jak wyglądała jego przeszłość?
Nie wiedział. Nie miał cholernego pojęcia, chociaż zawsze wie takie rzeczy.

Siedli na ławce z frytkami w ręku.

- Czekamy na morderstwo. Czyż to nie piękne? - stwierdził Jim.

W tym momencie w głowie Sherlocka przeszła pewna myśl: nie ważne kim był, ani kim tak właściwie jest. Ważne, że myśli podobnie.

- Piękne. Bardzo. - odpowiedział rozmarzonym tonem.

Zjedli frytki, patrząc na przechodniów. Moriarty wyjął paczkę papierosów.

- Chcesz? - spytał, odpalając jednego.

Sherlock wyciągnął lekko drżącą rękę i wyjął papierosa. Moriarty podpalił go, a ten zaciągnął się. Po chwili zachłysnął się dymem.

Jim zaśmiał się szczerze, chociaż brzydko. Jego śmiech był dziwny. Nawet bardzo. Ale on sam też był dziwny i być może właśnie to sprawiło, że Sherlock nie odrzucił go, tylko poszedł za nim. Najpierw do pijackiej meliny z zabójcą w środku, a teraz na frytki.

- Nigdy nie paliłeś, prawda? - zapytał cały czas śmiejąc się.

- Paliłem. - zaperzył się Holmes.

- Tak? A jak zdobyłeś papierosy?

- Brat mi dał jednego.

- Widzisz? Mimo pozorów jesteś grzecznym chłopcem.

- A ty? - zapytał Sherlock. - Kim tak naprawdę jesteś, Jamesie Moriarty?

Chłopak przygryzł wargę na to pytanie. Cóż, prawda była... boląca? Albo i nie. Nie wiedział, co Sherlock by pomyślał, gdyby ją poznał. Dziwne, że jeszcze tego nie wydedukował. Ale kiedyś mu powie. A wtedy będą już dobrymi przyjaciółmi i nawet taka sprawa tego nie zmieni.

- Kiedyś może to odkryjesz, Sherl. - odpowiedział tylko i wypalił do końca swojego papierosa.

Holmes zrobił to samo. Jak już się przyzwyczaisz do dymnego posmaku, są całkiem w porządku. Już rozumiał, co takiego Mycroft w tym widzi.

- Chodź. - powiedział Jim i wstał z ławki.

- Gdzie?

- Gdzieś. Przed siebie.

- Po co? Chodzenie bez celu, nie ma żadnego sensu.

- No i to jest w tym najlepsze.

Kolejna rzecz, której Sherlock nie rozumiał, ale mimo to poszedł za Moriartym. I szli. Gdzie? Tam gdzie mieli: przed siebie.

***

Mycroft Holmes zaraz miał zjawić się w mieszkaniu Grega. Miał przyjść po kilka informacji o Sherlocku. Nic więcej. Dla oschłego pracownika urzędu ten pocałunek nic nie znaczył.

- To nic dla mnie nie znaczyło, Greg. - Powiedział po pierwszym pocałunku.

- Ja nie... Nie potrzebuję nikogo w ten sposób. - rzekł, gdy ich usta spotkały się tydzień później po raz drugi.

inni. SHERIARTY Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz