Pójdę z Tobą nawet Ścieżką Umarłych i wszędzie, gdzie poprowadzisz.
J.R.R Tolkien — Władca Pierścieni*****
Szesnaście miesięcy później,
— Przenosimy się do Waszyngtonu, do Yakimy, siedziby hrabstwa Yakima. Łączymy się z Johnem Wilsonem, tamtejszym szeryfem. Panie Wilson, prosimy o zabranie głosu w sprawie serii tajemniczych zdarzeń mających miejsce w pańskim okręgu. Dla przypomnienia – od początku roku doszło już do ośmiu pożarów budynków wolnostojących, a siedemnaście osób uważa się za zaginione. Dodatkowo w tamtym tygodniu w pobliskim lesie odkryto szczątki młodej kobiety, która zaginęła pięć miesięcy temu. W takim przypadku możemy jeszcze mówić o zbiegu okoliczności czy przypuszcza pan raczej, że sprawa tyczy się seryjnego sprawcy?
— Na ten moment ciężko jest nam przekazać jakiekolwiek informacje, ponieważ śledztwo nadal jest w toku. Nie wykluczamy możliwości, że do serii dziwnych zdarzeń mogły przyczynić się osoby postronne.
— Czy plotki związane z tym, że znaleziona dziewczyna miała na ciele wyrytą literę B są prawdziwe?
— Niestety, ale na tym etapie śledztwa nie mogę ujawniać takich informacji. Zapewniam, że przekażemy państwu wszystkie istotne informacje wraz z rozwojem śledztwa.
Z uniesioną brwią pochwyciłem do ręki pilot, po czym wyłączyłem telewizor, z którego właśnie docierały do mnie lokalne wiadomości. Chwilę później ciężko westchnąłem, ponieważ kolejny mail przyszedł na moją pocztę. Wpatrując się w ekran srebrnego laptopa, zastanawiałem się nad tym, czy podjąłem słuszną decyzję. Prawdopodobnie nie.
— Kawy? Krwi noworodka? — Do moich uszu od razu dotarł głos Rosalyn, która przekroczyła próg mojego mieszkania. Spojrzałem na nią przelotnie. Miała na sobie czarną sukienkę oraz wysokie szpilki. Wyglądała niczym typowa sekretarka wyjęta ze słabej jakości sitcomu. — Krwi jelenia? Krwi dziewicy?
Miałem ochotę sarkastycznie prychnąć, ale zamiast tego jedynie wywróciłem oczami. Kolejny raz spojrzałem na monitor. Powoli zaczynałem odczuwać zmęczenie, ponieważ spędziłem przed nim kilka godzin.
— Powiedz mi Nate — zaczęła, ale gdy tylko obdarzyłem ją chłodnym spojrzeniem, od razu odchrząknęła — Nathan — poprawiła się. — Czemu akurat Vancouver? Myślałam, że przekreśliłeś to miasto grubą linią. Jesteś pewny, że chcesz tam wrócić?
— To tylko kilka dni.
— Jasne, ale nie zapominaj, że twój status martwej pijawki może trochę to wszystko skomplikować.
Kolejny raz przeniosłem na nią swoje spojrzenie. Kobieta rozsiadła się na czarnej kanapie w salonie. Nonszalancko ułożyła na niej nogi. Ponownie zmierzyła się z ciężarem moich czarnych oczu. Od razu ściągnęła nogi z kanapy i postawiła na białych płytkach. Jej mina wyrażała przejęcie i pewnego rodzaju stres.
Zdawała sobie sprawę z tego, że moje mieszkanie było dla mnie świętością. Jakakolwiek drobinka wiszącego w powietrzu kurzu mogła wyprowadzić mnie z równowagi. A mnie naprawdę nie można wyprowadzić z równowagi.
— Straszny z ciebie nudziarz, Nathan — prychnęła, wstając z miejsca. Tym razem nie obdarzyłem jej żadnym spojrzeniem. Przystanęła przy kuchennej wyspie, przy której właśnie siedziałem, a następnie wlała szkockiej do eleganckiej szklanki. — Całymi dniami siedzisz przed laptopem i próbujesz zgrywać ważniaka w czarnym garniturze. Strasznie spięty jesteś ostatnio. Może sobie siekniesz? — spytała, unosząc w górę szklankę.
![](https://img.wattpad.com/cover/346261366-288-k177752.jpg)