Rozdział 7

205 14 147
                                    

   Z mojego spokojnego i nadzwyczaj głębokiego snu, wybudziło mnie coś, co zostało przyłożone do mojego nosa.

Z początku utrudniało mi jedynie oddychanie, więc postanowiłam to zignorować, jednak z każdym kolejnym wdechem zamiast bez zapachowego powtarza, czułam coraz to intensywniejszy zapach, który drażnił moje nozdrza.

Oderwałam swoją, lekko bolącą głowę od miękkiej, ciepłej poduszki i zdezorientowana podniosłam się do siadu.

Gdy zamiast jaskrawych mroczków, zasłaniających całkowicie moje pole widzenia, zobaczyłam przed sobą ciocię Maję z chytrym uśmiechem oraz czarną skarpetką, trzymaną przez nią w dłoni, jęknęłam przeciągle z powrotem lądując głową na miękkiej poduszce.

— Skąd ty u licha wytrzasnęłaś, tak śmierdzącą skarpetę?! — spytałam zatykając swój nos dwoma palcami.

Drażniący mnie zapach całkowicie rozniósł się po moim, niegdyś pachnącym cynamonem, pokoju i uniemożliwiał mi ponowne zaśnięcie.

— Jak to skąd? — odpowiedziała, jakby było to najoczywistrze na świecie. — Z mojej stopy — wzruszyła ramionami, a ja, rozbawiona przewróciłam oczami.

Nie wiem, jak można doprowadzić biedną skarpetę do aż tak okropnej sytuacji.

Mimo wszystko, nie wnikam.

Zamknęłam oczy, spragniona odpoczynku oraz poczucia wolnej głowy, dlatego próbowałam ponownie zasnąć.

Uwielbiałam to robić. Gdy spałam, nie plątałam się między najróżniejszymi myślami.

Prawie udałoby mi się zasnąć, gdyby nie to, że ciocia Maja postanowiła zrzucić mnie z łóżka.

Wylądowałam na zimnej i twardej podłodze, obijając przy tym swoje łokcie oraz głowę.

— Wstawiaj śpiochu. Jest piętnasta! Powinnaś już być od paru dobrych godzin na nogach! — wymachiwała rękoma we wszystkie strony świata, jak gdyby próbowała odgonić od siebie natrętną muchę.

Jęknęłam niezadowolona, że zmuszona byłam do wstania, przetarłam swoje zaspane oczy, po czym podeszłam do drewnianej szafy, okupującej kąt mojego pokoju i wyjęłam z niej pierwszy lepszy sweter, o kolorze ciemnej czekolady, który idealnie wpasował się w kolor moich włosów oraz czarne szerokie jeansy.

Kierując się do łazienki, przelotnie zerknęłam na lustro, obok którego przechodziłam.

Prawie padłam na zawał, gdy zobaczyłam w nim swoje odbicie.

Splątane w jeden wielki kołtun włosy, podkrążone oczy, które przez to, że były zaspane, wydawały się być małe oraz blady i niewyraźny wygląd mojej twarzy, przez złe samopoczucie.

Jednym słowem: Piękność.

— Melody, mogłabyś też zainwestować w jakąś kieckę — wymarudziła, a ja czym prędzej zamknęłam drzwi od łazienki, by nie musieć słuchać ględzenia cioci Mai. — W tej twojej szafie są same ogromne swetry i spodnie! Dziecko w czym ty chodzisz w lato? Dlaczego...

Podczas ubierania całkowicie wyłączyłam swój umysł, gdyż naprawdę nie chciało mi się tego wszystkiego wysłuchiwać, a tym bardziej odpowiadać na pytania. Zaczęłam więc nucić sobie jakąś piosenkę, nie zwracając uwagi na coraz to głośniejszy ton głosu mojej ciotki.

Eren | Jann ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz