Rozdział 24

224 13 260
                                    

  Koleiny dzień spędzony został między wysokimi murami szpitala, kompletnie pozbawionego życia; brudne, rozpadające się ściany, nie zadbane korytarze oraz łazienki... Chciałam jak najprędzej opuścić to miejsce, a jednak nie mogłam.

Wciąż bowiem czekaliśmy na jakieś dobre wieści...

Znudzona szarym widokiem za oknem, gdyż niebo pozbawione zostało jakich kolwiek płatek śniegu, a ulice pogrążone zostały w błocie oraz kałużach, odwróciłam od niego wzrok, wlepiając go w Jana, który skrupulatnie analizował każdą literkę, czytanej przez niego książki.

Chciałam nawet się uśmiechnąć, gdy dostrzegłam jak chłopak marszczył nos, gdy pojedyncze kosmyki blond włosów wypadły zza jego ucha, i jak nieudolnie próbował je ponownie za nim schować.

Zamiast tego na mojej twarzy jednak zagościło coś na kształt grymasu, a oczy pokryły się przezroczystą ścianą łez, która zniekształciła książke, trzymaną przez Janka, pozostawiając po niej jedynie fioletową plamę.

Tak nagle o moją głowę obiły się cudowne wspomnienia. Wspomnienia, za które oddałabym wszystko, by przeżyć je ponownie.

Fioletowa książka o pochyłym czarnym tytule oraz zżółkniętymi, chropowatymi stronami, była dokładnie tą, którą czytałam, gdy dopadło mnie chorubstwo, po tym, kiedy bezskutecznie uciekałam przed śnieżnymi pociskami Janka.

Podczas czytania jej odwiedziła mnie ciocia Maja, która po dosłownie paru chwilach wystalkowała Jana...

Przypominało mi się to, jak okropnie bałam się do niego napisać...

Jak spotkałam się z nim na rynku...

A nawet to, jak pożyczył mi swój szalik oraz wprosił się do mojego domu...

Tak nagle, zupełnie z nikąd, jak gdyby coś otworzyło ogromną, drewnianą skrzynie, znajdującą się w mojej głowie i wypuściło z niej moje wszystkie wspomnienia. Wszystko zaczęło powracać.

Chytrze zacisnęło mnie w swoich sidłach, powodując gorzkie łzy rozpaczy.

Tak bardzo chciałam pozostać z Jankiem. Na samą myśl, że już nie długo może mnie tu nie być, żołądek niemiłosiernie zaciskał się, podchodząc mi do gardła, a w oczach stawały łzy. Natomiast w serce wkuwała się igła.

Mała, nie zauważalna igiełka, która zawsze wkuwała się w moje serce, gdy tylko pomyślałam, że przecież może być dobrze...

Cóż. Szpital nie jest tylko do wyzdrawiania. Jest także i do umierania...

Ale ja tak bardzo nie chciałam zaznać tego uczucia... Świadomość, że gdy po raz ostatni zamknę oczy i już nigdy ich nie otworze, na zawsze widząc przed sobą ciemność, przerażała mnie. Natomiast świadomość, że moje wszystkie wspomnienia znikną – bolała...

A to, że ja stanę się wspomnieniem, a nie jego częścią, sprawiło mi niewyobrażalną chęć zwymiotowania z nagłego przypływu stresu...

Spośród moich ust wydobył się głośny oraz żałosny szloch, który przeciął panującą cieszę w szpitalu. Od razu skarciłam siebie w myślach, za nie umiejętności powstrzymywania swoich odgłosów, gdyż miał być on cichy i dyskretny.

Taki, by nikt nigdy nie pomyślał, że tego dnia, o tej godzinie i w tym miejscu, Melody mogła płakać.

Chciałam zostać bezgłośna i niewidzialna...

Niestetyż wstrząsnęły mną zbyt wielkie emocje, by mogła bym, ot tak, je opanować.

Były za silne...

Eren | Jann ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz