Rozdział 19

210 15 295
                                    

  Zakasłałam marnie, szczelniej owijając się puchatym kocem, który od samego ranka spoczywał na moich, trzęsących się od nadmiaru dreszczy, ramionach.

Czułam się fatalnie. Każdy mięsień, wydawał się być nie rozciagnięty, wręcz skórczony. Bolały mnie przy każdym, nawet najmniejszym ruchu. Moje ciało całkowicie pozbawione zostało, jakiej kolwiek energii, a głowa niemiłosiernie pulsowała, przez co czułam jakby serce postanowiło się do niej przemieścić.

Powieki natomiast nieustannie lepiły się, chcąc jedynie opaść, wywołując tym u mnie głęboki sen, który i tak nie wskórał by niczego pozytywnego, prócz marnowania czasu.

Czasu, który w moim przypadku był na wagę złota.

Bo nowotwór zaczął mnie niszczyć...

— Zrobiłem ci herbatę — oznajmił troskliwie Janek, kładąc przede mną szary kubek, z którego wydobywała się gorąca para.

Uśmiechnęłam się nikle, by przynajmej spróbować wmówić chłopakowi, iż nie było tak źle.

Ale było cholernie źle...

Jan i tak nie dał się na to nabrać. Znał mnie zbyt dobrze, by umieć rozpoznać powagę sytuacji, chociażby po moich oczach, które zdecydowanie pozbawione były wszelkiego życia. Byłam pewna, iż przepełnione były mgłą oraz spowiającą je pustką, bądź zwykłym brakiem motywacji do czego kolwiek.

Bo byłam już zmęczona. Mimo, iż choroba dopiero teraz dała się we znaki, ja miałam jej już dość.

Najbardziej jednak dość miałam świadomość, iż moje złe samopoczucie spowodowane było coraz bliższą mi śmiercią.

Calutki dzisiejszy dzień przesiedziałam na kanapie, owinęta w koc. Żywiłam się wyłącznie herbatą, którą Janek zdążył sporządzić przynajniej pięć razy. Nie jadłam niczego, przez co czułam się jeszcze bardziej osłabiona.

Najbardziej dotkilwy był dla mnie jednak widoczny ból w jasnych oczach Jana. Kilka razy przyłapałam go na tym, jak przyglądał mi się ze łzami w oczach. Chłopak od samego rana skakał nade mną oraz spędzał ze mną każdą możliwą chwilę, by tej nam wkrótce nie zabrakło.

Widać było, że się martwił, a ja nie chcąc wywoływać w jego głowie samych najgorszych scenariuszy, od czasu do czasu wymuszałam nikłe uśmiechy, które i tak nie dawały żadnego rezultatu.

W końcu, jednak nie wytrzymałam.

Zbyt długo tłumiłam w sobie wszystkie negatywne emocje, które z czasem zaczęły mi ciążyć. Czułam, jak powoli wżerają się we mnie, powodując tym pustkę, która beznamiętnie przemierzała przez moje ciało, sprawiając, iż pod moimi powiekami ciążyły łzy.

A w głowie ciążyła jedynie świadomość, iż nie mogę zawieść Jana. Nie mogę pokazać mu mojej słabości.

Bo w tedy oboje, przestaniemy wierzyć, że będę walczyła ile sił...

Co chwilę siorbiąc, parzącą w język herbatę, słyszałam jak blondyn chrząta się po kuchni, wyjmując coś z lodówki i szafek, by zapewne zrobić coś na spóźniony obiad.

Eren | Jann ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz