Rozdział 18

204 14 297
                                    

  Pustkę spowijającą moją głowę, zagłuszył głośny świst wiatru, który uderzył o szybę jednych z okien. Otworzyłam niechętnie oczy, widząc przed sobą czarną otchłań, która całkowicie pochłonęła salon Jana.

Jak się okazało, chłopak musiał mnie tam zanieść, gdy zasnęłam na balkonie, gdyż miałam na sobie te same ubrania.

Rozejrzałam się gwałtownie po pomieszczeniu, przez co mój strach znacznie nasycił się, przez panującą w nim ogromną ciemność.

Wiatr nieustannie obijał się o szyby, wytwarzając tym głuchy świst, który za każdym razem sprawiał, iż wzdrygałam, bądź panicznie rozglądałam po pokoju, bojąc się, że przed sobą ujrzę smołowatą zjawę.

A do tego wszystkiego dochodził mój okropny sen... Co prawda, nie był straszny, ani nie posiadał żadnych motywów krwiożerczych potworów, bądź duchów. Mimo wszystko wzbudził we mnie niepokój, który dodatkowo podsycał moją wyobraźnię i karmił się moim, coraz to silniejszym, strachem.

Śniło mi się, że znajduje się na łóżku szpitalnym, przyszpilona do niego różnorodnymi urządzeniami. Co chwilę do moich uszu wpadał głuchy, przepełniony żałością szloch Jana, a jego łzy co jakiś czas opadały na moją dłoń, którą chłopak kurczowo zaciskał w swojej.

Najgorsze było to, że nie mogłam nic zrobić. Nic powiedzieć, ruszyć się, czy nawet spojrzeć na blondyna, gdyż przed sobą widziałam jedynie ciemność.

Czułam jedynie jego obecność, tylko że odczuwałam ją coraz to znikomiej, tak jakbym umierała. Tak jakby odcięto mnie od życia... I nagle przestałam czuć, a moim ciałem zawładnęła pustka, która zwyczajnie zaczęła wyżerać mnie od środka. Z moich oczu nie potrafiła wypłynąć żadna, choćby nawet najmniejsza łza, a usta nie potrafiły wydobyć z siebie nawet pustego szlochu.

Tak, jakbym zwyczajnie umarła...

Na samo wspomnienie o niebywale rzeczywistym śnie, wzdrygnęłam się, a przez moje ciało przebiegły nieprzyjemne dreszcze. Podniosłam się do siadu, rękoma owijając swoje nogi, by po chwili przycisnąć je do klatki piersiowej, a w kolanach schować swoją pulsującą głowę.

Tak niespodziewanie zaczęłam bać się swojej śmierci. Bo co jeśli moim ciałem zawładnie wtedy ta przytłaczająca od środka pustka? Co jeśli zwyczajnie przestanę odczuwać czego kolwiek? Co jeśli nigdy nie usłyszę już delikatnego głosu Janka...?

Kolejny świst wiatru rozbrzmiał po całym salonie, napawając mnie jeszcze większym strachem.

Za nim zdążyłam jak kolwiek się nad tym zastanowić, zwyczajnie wypęłzłam spod kołdry, szybkim krokiem kierując się do pokoju, w którym spał Janek. Okropnie się bałam, a w dodatku ogarnęła mną chęć poczucia bliskości chłopaka.

Bo co jeśli jutro już nie nadejdzie...?

Delikatnie więc oplotłam palcami klamkę, jednak nie nacisnęłam jej. Moja dłoń w bezruchu zatrzymała się na niej, kciukiem pocierając jej gładką powierzchnię.

Zacisnęłam mocno powieki, po czym uwolniłam klamkę z swojego mocnego objęcia, wracając na kanapę.

Przecież nie chciałam budzić chłopaka w środku nocy, tylko dlatego, że jest ciemno i boje się zasnąć.

Eren | Jann ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz