Rozdział 21

196 13 282
                                    

  Zanim zdołałam otworzyć oczy, do moich uszu dotarł rozpaczliwy szloch, który spowodował, iż wszystkie wspomnienia zaczęły powracać do mojej głowy, tak szybko, jak zdołały z niej zniknąć.

Rozchyliłam powieki, napotykając przed sobą biały, wręcz rażący sufit, którego jaskrawy odcień zmusił mnie do ponownego zamknięcia oczu.

Moja głowa nadal okropnie pulsowała, nie dając mi nawet chwili wytchnienia. Czułam się jednak bardziej wypoczęta.

Ponownie otworzyłam oczy, pozwalając przyzwyczaić się im do jaskrawego światła panującego w pomieszczeniu, po czym spróbowałam się podnieść, podpierając się na łokciach. Uniemożliwiły mi to jednak wszelkie maszyny, do których zostałam wręcz przyszpilona.

Westchnęłam podirytowana dając tym samym znak Jankowi, że już się przebudziłam.

— Jak się czujesz? — wyszeptał, zapewne bym nie mogła dosłyszeć jego łamiącego się głosu.

Wiedziałam, że płakał. W końcu to jego szloch usłyszałam od razu po przebudzeniu. A w swoim przekonaniu utwierdziłam się, gdy przenosiłam swój wzrok na blondyna, który bezradnie siedział na szpitalnym taborecie, tuż obok mojego łóżka, trzymając mnie za rękę. Jego oczy spowijała ściana, brokatowych łez, a na policzkach gdzie nie gdzie błyszczały od nich długie, ciągnące się dróżki. Włosy natomiast były całkowicie roztargane oraz sterczące w każdą możliwą stronę, jak gdyby przed kilkoma minutami wplątywał w nie palce, kurczowo je na nich zaciskając.

Jak gdyby wiedział o czymś, o czym nie wiem ja...

— Janek, czy coś się stało? — zignorowałam pytanie chłopaka, zadając własne.

Nie odpowiedział mi. Mimo, iż świdrowałam go napiętym wzrokiem, on mi nie odpowiedział. Swoim oczom pozwolił zjechać w dół, tak by zakrył je gęsty las rzęs, gdyż bał się, że zdołam dostrzec jego łzy.

Ale ja i tak je dostrzegłam, bo po chwili ciurkiem spłynęły po jego policzkach, a niektóre nawet opadły na moją dłoń, która nadal zaciśnięta była w tej Jana.

Nie wiedziałam o co chodzi. Czułam się w jakimś stopniu wykluczona i odcięta od życia, które dalej trwało, podczas gdy ja pochłonięta byłam głębokim snem.

Mimo wszystko wiedziałam, że nie są to dobre informacje, gdyż takie typu zachowanie nie było częste u Janka.

Chłopaka, który przecież zawsze starał się myśleć pozytywnie...

Ciszę między nami przeciął dźwięk otwierania drzwi. Uniosłam swój zdezorientowany wzrok w ich stronę, dostrzegając mężczyznę ubranego w biały fartuch, o siwej brodzie oraz okularach na czubku nosa.

— Dzień dobry, Melody — głęboki i donośny głos lekarza, rozniósł się po całym pomieszczeniu, drażniąc nieco moje bębenki.

Kiwnęłam tylko głową, dając znać mężczyźnie, by kontynuował.

Jego twarz, była poważna oraz napięta, dłonie natomiast kurczowo zaciskały się na pęku kartek, z których przed chwilą coś wyczytał.

— Na jutro była pani umówiona na pierwszą dawkę chemioterapii — spojrzał na mnie spod stosu kartek, na których wciąż uwieszony był jego wzrok. Kiwnęłam ponownie głową, czując jak żołądek nieprzyjemnie podchodzi mi do gardła. Zerknęłam na Janka, by sprawdzić, czy on także wpatruje się w lekarza, jednak ten wciąż ze spuszczoną głową, pozwalał łzom spływać po jego policzkach.

Eren | Jann ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz