2.6 Duch

3.4K 96 154
                                    

Sączyłam przez rurkę swoje trzecie piwo i jeździłam palcem po brzegu wysokiego kufla, kiedy moi znajomi toczyli kolejną bezsensowną kłótnię. Czułam się dziwnie. Z jednej strony, byłam szczęśliwa, przez to, że znajdowałam się w towarzystwie osób, które uwielbiałam, a z drugiej, męczyło mnie to, jak wpływała na mnie obecność niektórych osób. Nie mówiłam już nawet o tym jak Steaven, Kaleb i Peter stawali się pięć razy bardziej irytujący, kiedy przebywali w swoim towarzystwie, ani nie chodziło o to, że Liam pierwszy raz w życiu pozwolił sobie, na to, żeby więcej się napić. Widocznie puściły mu hamulce, co kończyło się tym, że czasem z jego ust padały niestosowne komentarze. Najbardziej denerwował mnie widok jaki miałam po drugiej stronie stolika. Siedzieli tam Khloé z Jaydenem, którzy przez cały czas rozmawiali tylko ze sobą. Dziwne uczucie zalewało moje ciało, kiedy widziałam jak na nią patrzy i jak się śmieje z jej żartów, które wcale nie były takie śmieszne. Kiedy widziałam jego szczery uśmiech, który tak rzadko się pokazywał na jego ustach i uświadamiałam sobie, że nie często mnie nim obdarowywał, kiedy byliśmy blisko... to znaczy, bliżej niż teraz. Nie denerwowało mnie to, że czuł się tak przy niej. Denerwowało mnie to, że to ja nie byłam wystarczająca w naszej relacji i nie potrafiłam wzbudzić w nim takiej reakcji. Mimo tego dziwnego bólu, który przyszywał moje ciało, odczułam też coś innego. Byłam szczęśliwa, – o ile tak mogłam to coś nazwać – bo wreszcie i on był szczęśliwy, a zasługiwał na trochę spokoju po tym ciężkim czasie. Sama już nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć, ale byłam świadoma, że każdy zasługiwał na swój własny moment spokoju i radości. Ale i tak... to tak cholernie bolało.

- To jak? Kto jest gotowy cofnąć się o kilka lat wstecz i poudawać małe dzieci? – Kaleb obił kilkukrotnie dłońmi o stolik i uśmiechnął się do nas szeroko.

- Ty to robisz na co dzień – szepnął Steaven i upił łyka swojego piwa.

- Udam, że tego nie słyszałem – zmierzył go wzrokiem, po czym ponownie popatrzył na nas cały rozpromieniony – może jakaś gra? Butelka? Prawda czy wyznanie?

- Wypij, jeśli? – wtrącił Peter, na co chętnie przytaknęłam głową, bo uwielbiałam się dowiadywać nowych rzeczy o swoich znajomych. Szczególnie, że w ostatnim czasie w mojej głowie kotłowało się wiele pytań, na które chciałam usłyszeć odpowiedź.

Widząc brak reakcji Liama, chwyciłam za jego twarz i energicznie nią poruszałam, tak żeby wyglądało, że przytaknął.

- W sumie czemu nie – skomentowała Camila – skocze po jakieś szoty, żebyśmy mieli co pić. – wskazał dłonią na Petera – chodź. Przyda mi się tania siła robocza. I gruby portfel - dodała ciszej i rozciągnęła usta w podstępnym uśmiechu.

Kiedy ta dwójka zwlekła się ze swoich miejsc, ponownie popatrzyłam na naszą zakochaną parkę, która teraz miała dosyć zaciętą wymianę zdań, jednak wcześniej nie udało mi się usłyszeć o czym mówili.

- Prooszę – powiedziała głośniej, ściskając jego dłoń. Zatrzepotała rzęsami i uśmiechnęła się do niego niewinnie.

Brunet popatrzył na ich dłonie, a następnie przewrócił oczami.

- My też gramy – szepnął niechętnie i upił łyk piwa.

Camila wróciła do naszego stolika z pustymi rękami, a kiedy już miałam ją zapytać o alkohol, po który poszła, ta jakby czytała mi w myślach, bo od razu wskazała palcem w dal. Peter szedł z dwoma tacami szotów, tak powolnym krokiem, że zastanawiałam się, czy uda mu się dzisiaj do nas dotrzeć. Koniuszek języka znajdował się na jego górnej wardze, – jak to miał w zwyczaju, kiedy na czymś się skupiał – nie mrugał i robił ostrożne kroki, jakby właśnie przechodził po cienkiej linie. Nawet nie chciałam myśleć o tym, ile ten debil musiał wydać na to wszystko. Każdy z nas zabrał po jednym kolorowym szocie i ułożył go przed sobą.

Ostatni zachód słońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz