Opcja, że i Lily i Kyle mówili o tym samym problemie, nie mogła być raczej wyższa niż zero.
- Babcia Iris trafiła do szpitala. - otworzyłam szerzej oczy, zwracając swoją uwagę ku szatynowi.
- Zgubiłam trasę. Zawracamy na maka? - odwróciłam się do blondynki, lekko rozchylając usta.
I nie była.
Dobre i to.
- Słucham? - wyrzuciłam z siebie, spoglądając na szatyna, który z przerażoną miną wlepiał we mnie zagubiony wzrok. Miałam wrażenie, że jego słowa zawisły w powietrzu i czekały na czyjś ruch, aby zaatakować. Na pojedynczy oddech, który pozwoli im na strzał.
Strzał prosto we mnie.
- Nie wiem, znaczy, ciocia dzwoniła i gadała coś o tobie, że nie odbierasz telefonu i że nie dajemy znaku życia. Potem, że jesteśmy nie odpowiedzialni, że zabraliśmy samochód, a ich się popsuł i...
- Kyle. Do brzegu. - ponagliłam go, kiedy zdenerwowanie i przerażenie zaczęły mnie powoli zżerać od środka. Ucisk w żołądku sprawił, że żółć zebrała się w moim gardle, a pisk w uszach doprowadził do mojego rozbieganego spojrzenia.
- Babcia zemdlała i uderzyła głową o kant stołu. - moje serce na chwilę się zatrzymało. Oddech ugrzązł mi w gardle, a chęć ucieczki wkroczyła na jeszcze wyższy poziom. - Mailey mówi, że nie wiadomo na razie, co dolega Iris, ale jest poważnie. Nie zrobiła jakichś badań, przestała brać leki i ignorowała swoje ciało i lekarza. A wiemy, że u niej może się to zakończyć tragicznie.
Babcia chorowała. Jak każdy człowiek, jak prawie każda starsza osoba. Ale nieleczona miażdżyca prowadzi do wielu zmian, zwłaszcza gdy dochodzi do tego zawał prawie dwadzieścia lat temu i problemy z ogólne problemy z krwią. Dlatego tak bardzo zawsze nalegaliśmy na babcię ze wszystkimi badaniami, których ona nie potrafiła upilnować.
- A-ale co... jak... ja nie... my nie możemy... mamy wracać? - plątałam się w swoich słowach, czując narastający niepokój. Nie lubiłam nie wiedzieć. Nie lubiłam nie mieć kontroli, nie mieć nic zaplanowane.
A teraz to po prostu się działo. Działo się coś, na co nie byłam gotowa, przygotowana. Coś, czego nikt nie planował.
- Nie, znaczy... - Kyle zaciął się w połowie swojego zdania i przymknął powieki, zwieszając głowę. - Nie wiem, okej? - spojrzał na mnie ponownie, a jego oczy wyrażały więcej, niż on sam mógł mi teraz powiedzieć. - Nie wiem nic poza tym, że Iris jest w szpitalu.
Skinęłam jedynie głową, bo w moich myślach od razu pojawiło się jedyne, sensowne rozwiązanie.
- Trzeba wrócić do Newport. - zacisnęłam usta w wąską linię, gdy poczułam jak Liv zaciska dłonie wokół mojego ramienia. - Oddam komuś z was bilety na koncerty, żeby się nie zmarnowały, ale ja muszę wracać.
- Okej, dobra może zacznijmy myśleć na spokojnie i przede wszystkim, nie na środku chodnika. - przeniosłam swoją uwagę na Jass, uśmiechając się lekko w jej stronę.
- Nie ma o czym myśleć i nad czym się zastanawiać. - przerwałam jej, zanim zdążyła zaproponować pozostanie w Portland. - Członek mojej rodziny wylądował w szpitalu i mimo szczerej chęci, nie mogę tutaj zostać. Nie zmuszam was do powrotu i...
- Jeżeli ty wracasz, to my wszyscy wracamy. - zaskoczenie wkradło się na moją twarz, gdy Liv bez ogródek stanęła za mną i wyciągnęła swój telefon.
- Nie rezygnuj z marzeń Liv. Chciałaś to zrobić nawet i beze mnie, pamiętasz? - przyciągnęłam ją do swojego boku i pogładziłam dłonią jej plecy.
Przeniosłam swoje spojrzenie na resztę, która stała w milczeniu i widocznie po prostu myślała nad tym, jak rozwiązać naszą sytuację.
- Decydujesz za mnie Summer. - odezwał się szatyn ze mną spokrewniony, który zaciskał palce na swoim telefonie.
Jego twarz natężała, a moja wręcz się rozluźniła. Rozchyliłam usta, słysząc jego słowa, jednocześnie nie dowierzając w ich istnienie.
- Zamierzasz bawić się w najlepsze, gdy Iris może się żegnać z cholernym światem? - prychnęłam, czując, jak gorycz rozpływa się w moich ustach wraz z kolejnym oddechem i z trudem przełkniętą śliną.
- Nie wiemy nic poza tym, że wylądowała w szpitalu i...
- To już jest wystarczający powód, aby wrócić do Newport i zainteresować się czymś poza swoim własnym tyłkiem Kyle. - słowa wyszły z moich ust szybciej, niż zdążyłabym się nad nimi zastanowić. Czułam palące mnie policzki i spojrzenia reszty, która ewidentnie nie miała ochoty słuchać naszej kłótni.
- Śmieszna jesteś Summer. - Kyle jedynie prychnął na moje słowa i wsuwając dłonie do kieszeni swoich spodenek, przybrał pozę, pod tytułem 'mnie to pierdoli'. Nic nowego w jego wykonaniu. - Mówisz o egoizmie, sama będąc największą egoistką i hipokrytką na tym wyjeździe. - Ała.
- Co ty pieprzysz, Kyle? - westchnęłam, nie mając ochoty na dłuższą konwersację. Byłam zła, przestraszona, głodna i zdezorientowana. Targało mną w cztery kierunki świata, a mój kuzyn postanowił ustawić sobie piąty i też ciągnąc za sznurek.
- Myślę, że nie ma co drążyć tego tematu... - wtrąciła Lily, wchodząc między mnie a szatyna. Mierząc się z chłopakiem tak lodowatym spojrzeniem, miałam wrażenie, ze mimo prawie trzydziestostopniowego upału, moje ramiona zaczyna pokrywać gęsia skórka. - Znajdę zaraz szybko trasę do McDonalda i zjemy coś, bo nie jesteś samą kiedy jesteś głodny...
- Zjedz snickersa! - Aaron strzelił palcami w powietrzu.
CZYTASZ
That's Up [ZAKOŃCZONE]
Romance"Po prostu pozwól mi na trochę oklepanej miłości." Summer od zawsze dwa miesiące wakacji spędza u dziadków w Newport. Nigdy jednak nie wiąże z tym żadnych oczekiwań co do spędzonego czasu, bo jej pobyt tam polega na czytaniu zaległych książek i sied...