To był absurd.
Stając w kuchni starej Helen, spoglądałam na gotujący się makaron i pokrojone warzywa. Cukinia leżała jeszcze na desce co oznaczało, że odciągnęłam chłopaka od gotowania.
Nie było mi go żal.
Ani, kurwa, trochę.
- Pod nogami mogą ci się plątać koty, ale spokojnie, one wręcz uwielbiając gości. - i nim się obejrzałam, ciotka Tremblay'a wróciła do swojej sypialni, a ja zostałam sama w pomieszczeniu.
Może nie zupełnie sama, bo po chwili zza moich pleców wyłonił się blondyn, wchodzący po schodach z Rambo w rękach.
- Potrzymasz go? Lubi uciekać a muszą zostać wszystkie na górze. - bez czekania na moją odpowiedź niebieskooki wcisnął w moje dłoni szarą kulkę, jaką był kotek z wielkimi, zielonymi ślepiami. Milutka sierść zwierzaka sprawiła, że miałam ochotę go do siebie przytulać.
- Och Summer, znalazłam album ze zdjęciami, to w końcu będę miała z kim go obejrzeć. - w progu pomieszczenia zjawiła się ponownie staruszka, która z naprawdę sporych rozmiarów albumem, przysiadła się do stołu w centralnej części kuchni.
Samo pomieszczenie nie było duże. Aneks kuchenny i blatu w kształcie literki 'U', spore okno na wprost schodów i para drzwi na lewo, która prowadziła o sypialni Helen, jak sądzę.
- Ciociu, ja i Summer musimy porozmawiać. - odezwał się chłopak, ówcześnie ratując swój kipiący makaron.
- Ależ rozmawiajcie, nie mam nic przeciwko. - kobieta przełożyła pierwsze strony albumu i zachęciła mnie dłonią, abym usiadła koło niej. - Chodź, chodź. Zdjęcia małego Olly'ego to sam smaczek tego albumu.
Zaśmiałam się pod nosem na jej słowa, poprawiając kota na swoich rękach, który postanowił położyć się wzdłuż mojego przedramienia, jakie oplótł łapkami. Ostrożnie ułożyłam dłoń pod łokciem i przeszłam na nieduże krzesło u szczytu stołu. Usiadłam koło starej Helen i spojrzałam na lekko wyblakłą fotografię przedstawiającą małego chłopca w pieluszce. W jego dłoni znajdowała się jakąś niebieska zabawka, którą za wszelką cenę starał sie wcisnąć do swojej buzi.
To zdjęcie jedynie poszerzyło uśmiech na mojej twarzy.
- Och, ten to zawsze wkładał wszystko do ust. I jadł za trzech. - sarknęła Helen, na co parsknęłam niekontrolowanym śmiechem, głaszcząc dłonią usypiającego kota na mojej ręce.
Uniosłam spojrzenie na kręcącego głową Olly'ego. Blondyn skupiony był na krojeniu warzywa jakie już wcześniej widziałam na desce. Nie powiedział jednak nic. Nawet się nie zająknął.
- Tutaj na jego roczku... - przeniosłam swoją uwagę ponownie na album, który teraz porywały zdjęcia z jakiejś imprezy dwadzieścia lat temu. Taki wehikuł czasu widoczny na staruch zdjęciach zawsze nakłaniał mnie do refleksji.
I tym razem również moje myśli zatrzymały się na postaciach widocznych na fotografiach - ale zamiast jakiejś mądrej myśli, do głowy przyszła mi tylko jedna.
A mianowicie, jednej z kobiet naprawdę nie pasowała biała garsonka. Już kolor ecru byłby lepszy.
- Chyba za dużo wypiłam. - mruknęłam na głos, co raczej miało zostać tylko dla mnie. Od razu ugryzłam się w język, jednak Helen posłała mi karcące spojrzenie, a Olly parsknął śmiechem.
- No wiesz, a miałam cię za porządną dziewczynę. - prychnęła pod nosem, przewracając kolejną stronę albumu.- Cooper jest naprawdę porządną dziewczyną, jeśli mamy już o tym rozmawiać. - wtrącił się Tremblay, na co posłałam mu karcące spojrzenie. Nie potrzebowałam, aby zapewniał swoją ciotkę w moją porządność.
Blondyn jedynie mrugnął w moją stronę i wrócił do gotowania.- Nie uczyłam cię dziecko, że palcem i po nazwisku się nie przywołuje? - skarciła go kobieta, po czym nachyliła się w moją stronę. - Na pewno jesteś porządniejsza, niż ta blondynka co wchodzi tu jak to siebie.
Zamarłam na chwilę, gdy stara Helen wspomniała o Mindy. Posłałam Olly'emu niepewne spojrzenie, na co on jedynie przewrócił oczami.
Kotem na mojej ręce ziewnął, co mnie rozczuliło.
- Ciociu bardzo cię proszę, mogłabyś nie wyzywać moich znajomych? - odezwał się chłopak, co jego ciotka wręcz zignorowała, mrucząc coś pod nosem.
- Znajomi nie znajomi, ja jej nie lubię. - nie mogłam powstrzymać głupiego uśmiechu cisnącego mi się na usta, po słowach starszej pani. - O, a tutaj pogrzeb mojego męża. Strasznie to przeżyłam. - wskazała po chwili na czarnobiała fotografię z cmentarza, gdzie tłum ludzi stał nad trumną opuszczaną do wykopanego dołu.
Od razu rozpoznałam tam Helen, która stała z kamienną miną i spoglądała na trumnę z lekką pogardą.
- Kochała go pani, prawda? - skinęłam do niej głową, spoglądając na jej profil. Kobieta prychnęła.
- Żadne kochałam, ten łajdak poleciał na moje pieniądze. - zmarszczyłam brwi zaskoczona jej odpowiedzią. - Przeżyłam to, bo musiałam sporo wydać na jego ostatnie pożegnanie.
I znowu miałam ochotę parsknąć śmiechem.
- Ciociu nie zamęczaj Summer. - obie zwróciłyśmy się do Olly'ego, który wrzucał warzywa na syczącą patelnię. - Makaron będzie za jakieś pół godziny.
- Och, ja poszukam tych talerzy, co miałam na swoim ślubie. - kobieta poderwała się nagle ze swojego miejsca i szybkim jak na staruszkę krokiem, staranowała swoje krzesło i ruszyła do sypialni, zamykając za sobą drzwi. - Muszą tu być! Zostawiam je zawsze na specjalne okazje.
- Ciotka lubi gości. - wyjaśnił blondyn, na którego dopiero po chwili przeniosłam swoje spojrzenie. Stał tyłem do mnie i mieszał smażące się na patelni warzywa. Ręcznik na nowo zwisał z jego ramienia, a do mojej głowy po chwili wpadło wspomnienie z momentu, kiedy materiał z tego samego miejsca zrzuciłam, całując go coraz głębiej.
Potrząsnęłam szybko głową, skupiając się tym razem na kociaku, który wtulił się w zgięcie mojego łokcia.
Jego sierść przyjemnie pieściła moje palce, kiedy wsuwałam je w nią, głaszcząc małego. Był niezwykle uroczy i zastanawiałam się, gdzie jest reszt jego rodzeństwa.
- Summer - odchrząknął chłopak, kiedy skupiłam się na zwierzaku. Uniosłam swoje spojrzenie na opierającego się udami o blat kuchenny chłopaka. - Chyba trzeba sobie trochę rzeczy wyjaśnić.
- No to słucham. - wzruszyłam ramionami.
Nie miałam mu nic do powiedzenia, oczywiście w przeciwieństwie do niego. On miał sporo rzeczy jakie zapewne cisnęły mu się na język.
- Nic mnie z Mindy nie łączy.
Prychnęłam kpiąco na jego słowa.
- A możesz nie kłamać? - mój ton był oskarżycielski i chłodny. Nie miałam jednak ochoty na kolejne kity jakie zacząłby mi wciskać. - Wiem, co widziałam dziś rano więc przykro mi, ale nie wiem, jak masz zamiar wymazać z mojej pamięci widok Mindy w s a m e j koszuli w twoim domu. Nie wyjdzie ci to.
- Przyszła do mnie, bo musieliśmy porozmawiać. -tłumaczył się.
- Och, i jednak doszedłeś do wniosku, że chcesz ją przelecieć? - sarknęłam, zmuszając się do głupiego uśmiechu jako grymasu.
- Kurwa Summer to nie tak.
- Nie przeklinaj młodzieńcze. - upomniała go ciotka, która pojawiła się nagle w progu swojej sypialni. Oboje spojrzeliśmy na nią trochę zaskoczeni. - No kontynuuj, też chce wiedzieć, dlaczego ta ladacznica biegała prawie nago po moim domu.
- Ciociu... - jęknął męczeńsko.
- Dziękuję za poparcie. - skinęłam do niej głową, dalej głaszcząc śpiącego na mojej ręce kota. - No mów.
- Przyszła tutaj gdy pomagałem ci ciociu robić konfiturę - spojrzał na kobietę wymownie. - Zszedłem z brudnymi dłońmi otworzyć drzwi i potknąłem się o zabawki twoich kotów. - automatycznie zasłoniłam uszy Rambo.
- Nie zawalaj na niego winy. - skarciłam go.
- Mindy weszła od razu do środka, bo drzwi nie były zamknięte na klucz...
- Mówiłam, że wchodzi jak do siebie. - przerwała mu ciotka.
- Brak kultury. - zawtórowałam jej.
- Ja pierdole... ale się dobrałyście... - jęknął ponownie chłopak.
- Nie przeklinaj. - spojrzałam z przerażeniem na kobietę, z którą powiedziałam to na głos. Stara Helen jednak wpatrywała się w swojego siostrzeńca i karciła go spojrzeniem.
- Upadłem i poplamiłem jej spodnie i buty. Miała białe kurwa spodenki i trampki więc musiała iść pod prysznic i wrzucić swoje rzeczy do prania. Zanim to się jednak stało ona zdążyła zdjąć z siebie rzeczy, a ty przyszłaś gdy wstawiałem pralkę. - słuchałam go uważnie, jednak z pewnym dystansem. Nie byłam pewna czy mu wierzyć. To, co mówił zdawało się być jakąś anomalią, która mimo swojego racjonalnego wyjaśnienia, była lekko rzecz mówiąc, jak bajka wyciągnięta z palca.
- Nie kłamie, a przynajmniej nie z tą konfiturą. - spojrzałam na starszą kobietę, która chyba zobaczyła, że waham się w swoich myślach czy mu wierzyć. - Wracam szukać zastawy.
Wypuściłam jednym uchem tę bajkę o Blake. Nie powiedział mi nic, co dalej nie dawałoby mi podstaw do...
Do czego Summer?
Nie mogłaś być zazdrosna, bo przecież nawet nie byliście parą. Przyrzekłaś mu, że się nie zakochasz, więc po co te bzdety? To przecież nawet nie miało sensu.
- A prawko? - rzuciłam, ignorując kolejny trzask drzwi sypialni Helen.
Olly westchnął.
- Odebrali mi prawko krótko przed wyjazdem. Myślałem, że dam radę je odzyskać, ale formalności się przedłużyły i no...
Miałam tego serdecznie dość.
Do wszystkiego o co go oskarżałam, miał cholerne wymówki. Zupełnie tak, jakby każde jego słów, było przemyślanym kłamstwem w planie o nazwie 'chaos Summer Cooper'
- Nie mogłeś nam tego kurwa powiedzieć? - wstałam z miejsca, robiąc przy tym trochę za wiele szumu.
- Nie przeklinaj. - upomniał mnie, co miał być zabawne, a w tamte sytuacji mi po prostu nie wyszło.
- Nie przerywaj mi. - zgromiłam go spojrzeniem. - Wiesz, jak ja się do cholery bałam? Byłam przerażona w tamtym samochodzie! Nie dość, że mnie okłamałeś...
- Bardziej zataiłem prawdę. - obeszłam stół i w paru krokach znalazłam się na miejscu przed chłopakiem. Byłam od niego niższa, ale to nie przekreślało mojej postawy agresora. Uniosłam podbródek i wpatrywałam się z nietęgą miną w twarz blondyna, odszukując na niej choć trochę szczerego żalu jaki mógł pomóc mi, mu wybaczyć.
Ale nie znalazłam nic.
Jego mina nie wyrażała nic poza skupieniem na moich słowach. W jego oczach nie widziałam skruchy czy żalu do tamtego siebie z samochodu. Nie obchodziło go to.
I dopiero wtedy to zrozumiałam.
Niestety trochę za późno.
- Ty nawet tego nie żałujesz co? Masz to wszystko w nosie, bo tobie się nic nie stało. - analizowała mimikę jego twarzy, która zmieniła się po moich kolejnych słowach. Zmarszczył brwi i na jego twarzy pojawił się grymas niezrozumienia. - Gdybyś chciał, to od razu byś mi o tym powiedział. Przeprosiłbyś, chociażby za nieporozumienie Aarona, który musiał świecić za ciebie oczami. Ten policjant mógł zabrać cię na dołek za złamanie przepisów, a w końcu skończyło się na pouczeniu Aarona, który usiadł za kierownicą za ciebie. Przez chwilę nam wszystkim groziło kurwa zamknięcie w celi za współudział w twoim przekręcie. - zabrakło mi tchu. Spoglądałam zła na chłopaka, który nie zmienił swojej postawy. - Ale ty masz to w dupie. - dodałam ciszej, rozumiejąc już, o co naprawdę tu chodziło.
Olly nie żałował, nie widział tu swojej winy i nawet nie chciał przepraszać, bo nie uważał, ze miał za co.
Wydarzyło się i tyle. Nie był to już jego problem.
I to bolało najbardziej.
- Pierdol się Tremblay. - wcisnęłam kota w jego dłonie i odwracając się na pięcie, pozwoliłam, aby kolejne łzy spłynęły z moich policzków. Najpewniej wszystko, co nałożyłam dziś na twarz, już mi się rozmazało. Miałam to jednak gdzieś.
Zeszłam po schodach i wybiegłam z jego domu, trzaskając drzwiami.
Kolejnym ciosem było to, że wcale mnie nie zatrzymał. Nie pobiegł za mną. Nie zawołał mnie, abym stanęła.
A ja łudziłam się, że to zrobi.
CZYTASZ
That's Up [ZAKOŃCZONE]
Romance"Po prostu pozwól mi na trochę oklepanej miłości." Summer od zawsze dwa miesiące wakacji spędza u dziadków w Newport. Nigdy jednak nie wiąże z tym żadnych oczekiwań co do spędzonego czasu, bo jej pobyt tam polega na czytaniu zaległych książek i sied...