Święta, święta, i po świętach. Całe Boże Narodzenie spędziłam w domu, razem z mamą. Dzisiaj dwudziesty siódmy, co jest równoznaczne z moimi urodzinami. Rano mama złożyła mi życzenia, po czym wyszła do pracy. Siedziałam w miarę ogarnięta na kanapie w salonie i oglądałam jakąś stację muzyczną. Nie pasjonowała mnie jakoś półnaga Miley Cyrus huśtająca się na kuli do burzenia murów, więc zaczęłam skakać po kanałach. Powtórka, widziałam, nudy, głupoty, powtórka, nic w tej telewizji nie ma! Wywróciłam oczami i wyłączyłam telewizor. Sięgnęłam po laptopa, ta, prawdziwe dziecko dwudziestego pierwszego wieku, bez technologii długo nie pociągnie.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Przeczesałam na szybko włosy palcami i poszłam zobaczyć kto to. Otwierając drzwi usłyszałam krzyk "najlepszego!" po czym rzuciła się na mnie Jenna i Hannah.
- No, od dziś jesteś słodką szesnastką. - Roześmiała się czarnowłosa. Puściły mnie, weszły do środka i rzuciła się na mnie reszta, Alan, Austin, Patrick, Brendon, Gerard, Taylor i Jeremy, wszyscy postanowili zrobić mi niespodziankę.
- Jesteście najlepsi. - wyszeptałam ze wzruszeniem. Uwielbiam tych ludzi. Cały dzień u mnie siedzieli, każdy przyniósł albo coś pysznego do jedzenia (Patrick nawet upiekł mi tort, muszę przyznać, przepyszny) albo jakiś prezent dla mnie. Ledwo mieściliśmy się w dość małym mieszkaniu, ale jakoś dla wszystkich starczyło miejsca. Wciąż dziwiłam się, że Jenna specjalnie dla mnie wróciła wcześniej z Australii. Tak będąc w temacie, to jej prezentem dla mnie z okazji Bożego narodzenia był łańcuszek z przywieszką-słonikiem. Uroczy prezent. Na urodziny dała mi jeszcze bransoletkę do kompletu. Reszta moich przyjaciół również bardzo postarała się z prezentami. Dostałam przepiękny portret mnie od Gerarda, gitarę akustyczną (zamierzałam zacząć uczyć się na niej grać, ale dotychczas nie miałam instrumentu) od Taylora, Jeremy'ego i Hannah, całą trylogię "Władca Pierścieni" (uwielbiam Tolkiena) od Brendona i Patricka, kubek z napisem "Najsłodszy rudzielec na świecie" od Austina (co zaowocowało udawanym fochem Alana i okrzykiem, że nikt go nie kocha, co z kolei sprawiło, że Austin przytulił go i pocałował w głowę, mówiąc, że przecież on go kocha i że Alan na zawsze już będzie jego rudą księżniczką, na co Alan też się do niego przytulił, do czego nie mogłam się nie wtrącić, krzyknęłam więc, że co to ma być, własny chłopak mnie zdradza na moich oczach, dzięki czemu wszyscy dowiedzieli się, że jesteśmy razem, co z kolei wywołało krzyk Austina"Huraa! Nasze słodkie rudzielce są razem!") i pierścionek (niemalże zaręczynowy) od Alana.
Moja mama nie była jakoś specjalnie zdziwiona tym towarzystwem. Pewnie uknuli to wszystko razem z nią.
Wraz ze zbliżającym się wieczorem przyjaciele zaczęli opuszczać moje mieszkanie. Około dwudziestej zostawiłam tam sama z Alanem, bo mama pojechała do jakiejś swojej koleżanki, czy coś. Siedzieliśmy w kuchni i konsumowaliśmy resztki tortu.
- Masz krem na policzku. - stwierdził rudowłosy, całując mnie w ów policzek. Uśmiechnęłam się i obróciłam głowę, żeby złożyć na jego ustach lekki pocałunek.
- Dziękuję za ten dzień. - powiedziałam. Znów staliśmy, oparci o siebie czołami, patrząc sobie w oczy. To chyba stało się jakoś naszą tradycją. Splotłam palce na jego karku. Jego dłonie wylądowały na mojej talii.
- Nie ma za co. Zamierzam go uczynić jeszcze lepszym. Wiem, znamy się dość niedługo, ale od pierwszego razu, kiedy tylko zobaczyłem cię wtedy, na tej przeklętej imprezie, pokrytą własną krwią, wiedziałem, że to nie jest tylko przypadek, że to coś więcej, że to przeznaczenie. Jesteś najlepszą osobą w całym wszechświecie. Jesteś idealna. Przyjemniej dla mnie. I cóż, kocham cię. Tak, Hayley Nichole Williams, kocham cię. Z całego swojego serca. Kocham cię. - powiedział i złączył nasze usta w pocałunku. Motyle w moim brzuchu eksplodowały. Mój mózg gdzieś się zgubił. Uśmiechałam się jak głupia. On mnie kocha. Moje życie jest kompletne. Mogę umierać.
CZYTASZ
Fairly Local I: Don't Let The World Bring You Down [ZAKOŃCZONE]
FanfictionCzasem świat wydaje się robić wszystko, by ściągnąć nas w dół, byśmy znaleźli się na dnie. Od nas zależy, czy będziemy walczyć, czy się poddamy, czy zachowamy nadzieję na lepsze jutro, czy damy ponieść się beznadziejności, czy na koniec dnia zdecydu...