.★• 5 •★.

116 15 3
                                    

-Mario Götze-

Czy ten atak był spowodowany mną? Po przytuleniu go, kiedy już się uspokoił, poszedłem do siebie i oparty o ścianę zsunąłem się po niej. To naprawdę moja wina. Nawet nie wiem, dlaczego to mnie tak obchodzi. Biedny chłopak. Usłyszałem pukanie, więc szybko otarłem oczy i wstałem. Znowu założyłem tą swoją zimną maskę.

- Joshua chciał Ci podziękować - Neuer oparł się o framugę drzwi. - A to również od niego - walnął mnie w twarz. Stałem dalej bez ruchu. - Miałem Ci przypierdolić dwa tygodnie temu, ale mi się nie chciało dotykać twojej buźki - zamknąłem drzwi i poszedłem obmyć twarz.

On naprawdę mnie nienawidzi. Nawet się nie dziwię. Gorzko się zaśmiałem. Świetnie. Kolejna osoba, która to do mnie czuję, do kolekcji. Przyciskałem poduszkę do głowy. Dajcie wy mi święty spokój. No i usłyszałem pukanie. Walnąłem poduszką o podłogę. Źrenice mi się rozszerzyły widząc, jak fałszywie uśmiecha się to dziecko. Znałem ten uśmiech aż za dobrze. Ciekawe jaki ból skrywa się za tą dziecięcą twarzą.

- Kolacja - powiedział jakoś tak bezbarwnie i podał mi talerz z jedzeniem. Biorąc go dotknąłem delikatnie jego palców. Lekko uchylił usta, ale natychmiast je zamknął.

- Dzięki mały - chciałem pogłaskać jego głowę, ale się odsunął. - Rozumiem nie masz nastroju - odszedł, a ja zamknąłem się w swoim pokoju. Mimo wszystko na moich ustach zagościł lekki uśmiech. Mimo wszystko się tu fatygował. Jak słodko. Zjadłem i położyłem się spać.

-Joshua Kimmich-

Nie mogłem spać. Tym razem nie chodziło nawet o koszmary. Dzisiaj stało się za dużo. Przytulałem go, zaniosłem mu jedzenie. Nakryłem się kołdrą po sam czubek głowy. Pierdole to. Nie zasnę. Wstałem i wyszedłem do kuchni. Miałem na sobie piżamę z naszym herbem. Ogólnie byłem na czerwono. Zapaliłem światło i mało mnie nie oślepiło. Nie będę sobie robić kawy, bo to bez sensu. W takim razie zrobię sobie melisę. Zacząłem szukać po szafkach i nawet nie narobiłem hałasu. Znalazłem i zalałem dwie szklanki. To już z przyzwyczajenia. Zwykle nie tylko ja, nie mogłem spać. Przeciągnąłem się lekko. Ktoś mnie przytulił z tyłu. Znowu te same perfumy, które coraz bardziej przestają mi przeszkadzać. Ich właściciel znowu opiera brodę na mojej głowie. Nasze ciała się stykają, a on patrzy mi na ręce. Z racji tego, że trochę już ostygło, podaję mu jeden kubek. Upija łyk, a ja robię to samo.

- To jakaś smakowa? - mocniej obejmuje mnie w pasie. Podnoszę pudełko, które znajduje się przed jego oczami. - O smaku gruszki.. od razu lepiej smakuje - kładę je na blacie, bo nie chce mi się teraz przerywać tego uścisku i wchodzić na krzesło. Ziewam cicho i stawiam pustą szklankę do zmywarki, lekko ocierając się o jego krok, bo musiałem się schylić. Prostuje się ponownie. - Chcesz jeszcze łyka? Mogę Ci oddać - lekko kiwam głową, a on przytyka mi szklankę do ust. Wypijam całość, a on lekko głaszcze mnie po głowie. - Dobry chłopiec - znowu ziewam. - Zanieść Cię do łóżka - znowu kiwam głową, a on bierze mnie na ręce i idzie ze mną do mojego pokoju. Przez chwilę nawet zapominam, że to Mario Götze. Otula mnie kocykiem, który nie jest do końca mój i lekko całuję moje czoło. Oczy mi się zamykają i zasypiam.

~Nienawidzę Cię~ Götze x Kimmich ❌Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz