Rozdział XII Nocne sekrety

159 19 8
                                    

Morgan

Ostatni dźwięk rozbrzmiał wraz z delikatnym naciśnięciem białego klawisza. Nikł powoli w półmroku komnaty, zostawiając po sobie wspomnienie pięknej pieśni. Morgan wygięła się, prostując plecy i przeciągnęła się rozluźniając mięśnie. Będąc sam na sam z fortepianem, odnalazła chwilę wytchnienia. Odetchnęła głęboko i przymknęła oczy pozwalając sobie całkowicie ukoić targające ją nerwy. Ciszę przerwało skrzypnięcie dobiegające zza pleców księżniczki. Obejrzała się szybko przez ramię, ale natrafiła jedynie na oświetloną nikłym blaskiem świec boazerię. Wstrzymała na chwilę oddech, bo dźwięk dochodził z miejsca, w którym znajdowało się tajne przejście.

„Vincent?"

Podniosła się z ławy i na boso, bezszelestnie podeszła do ściany. Przycisnęła do niej ucho, usłyszała szelest i powoli oddalające się kroki. Czyżby ją podsłuchiwał? Dlaczego nie wszedł i co tu w ogóle robił: co ukrywał? Czy to w ogóle był jej narzeczony?

Nie czekała dłużej, szybko założyła proste pantofle, zarzuciła płaszcz na koszulę nocną, do jednej z kieszeni włożyła sztylet i modląc się w duchu do szafirowego artefaktu, naparła na ścianę. Boazeria kliknęła delikatnie i odskoczyła, odsłaniając swoje tajemnicze sekrety. Nim Morgan przeszła na drugą stronę, zerknęła jeszcze w stronę drzwi, zamknęła je wcześniej od środka, ale i tak, gdyby Kordia lub Riordan chcieli wejść, zrobiliby to bez najmniejszego problemu.

„Gorzej być nie może", pomyślała i zanurzyła się w mrok.

Kroki mężczyzny odbijały się echem, a ona podążała niesiona ich odgłosem. Po omacku, niczym ćma, mamiona łuną światła, rozciągającą się na kamieniach, stawiała ostrożne krok za krokiem. Szła na palcach by nie wydać żadnego podejrzanego dźwięku, trzymała się również na dystans, ruszając dopiero, gdy zakapturzona postać znikała za kolejnym zakrętem. Miała wrażenie, że mroczne korytarze ciągną się w nieskończoność, niekiedy odsłaniając jedynie nikłe światło przesączające się ze szczelin kolejnych mijanych przez nią przejść. Każde kusiło, by się zatrzymać i ujrzeć sekrety, które zamknięto po drugiej stronie boazerii. Ciężko było dostrzec, kiedy zaczynało się drewno, a kończył kamień i odwrotnie, ciemność pochłaniała wszystkie krawędzie i załamania. Jedynie przesuwając dłonią po ścianie, Morgan była w stanie rozpoznać, czy przestrzeń się zmienia. Dotyk pomagał jej brnąć dalej, za coraz bardziej oddalającym się ciepłym światłem kaganka.

„Musiał przyspieszyć."

Wilgoć i duchota nie pomagały kobiecie w podróży przez mroczne korytarze, kilkakrotnie o mało się nie potknęła, ale miała wrażenie, że opatrzność nad nią czuwa, bo echo nie poniosło żadnego dźwięku. Zatrzymała się gwałtownie za następnym załamaniem murów. Wstrzymała oddech, modląc się w duchu, by nie zostać zauważoną. Na końcu korytarza, majaczyła ciemna postać, którą śledziła, kaganek zgasł, pozostawiając po sobie mrok i blade światło wyjścia. Odczekała chwilę, po czym podążyła wzdłuż ścian, napotykając gęsty bluszcz.

„Co, jeżeli to nie Vincent. Jeżeli to ktoś, gotów ją skrzywdzić i czeka po drugiej stronie?"

Obejrzała się za siebie. Nie miała już odwrotu, nie trafiłaby do swojej komnaty. Serce biło w piersi, chciało się wyrwać, a strach stłumił resztki zdrowego rozsądku, Morgan miała wrażenie, że przechodząc przez gęstwinę, przekracza kolejną barierę. Zrobiła krok, wstrzymała oddech i zacisnęła powieki. Dopiero po krótkiej chwili, zdała sobie sprawę, że nikt jej nie zaatakował, powoli otworzyła oczy i jęknęła z przerażenia.

- Cmentarz! – biadoliła sama do siebie. – To cmentarz, w dodatku nocą. Stary, straszny cmentarz. – szeptała.

Przełknęła głośno ślinę, pomimo płaszcza, trzęsła się, jakby lekki wiatr przenikał wprost do jej ciała. Drżącymi dłońmi zaciągnęła na głowę kaptur i rozejrzała się, szukając człowieka, który stał się dla niej nie tylko obiektem ciekawości, lecz również szansą na powrót do bezpiecznej komnaty.

Szafirowe Kości 18+ [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz