Rodział XVI W drzazgi

130 13 2
                                    

Morgan

„Czy można pokłócić się z niemową"?

Szła z założonymi rękoma, nie odzywała się do mężczyzny ani słowem, chociaż na usta cisnęła się cała wiązanka. Przed wejściem do ukrytego korytarza najpierw wysuszyła głowę Vincentowi o Peony i jej herbatkę, a później nawrzeszczała na niego, gdy napisał na kartce „Lim zostaje tutaj".

Morgan upierała się do momentu, gdy chłopak zacisnął usta i po dłuższej chwili namysłu zaproponował kompromis. Brzydkie słowo, którego używali rodzice księżniczki po kłótni. W praktyce oznaczało to zwycięstwo Kordii, bo Gideon robił wszystko czego zapragnęła, uprzednio doprowadzając żonę do szewskiej pasji.

Dziewczyna prychnęła w duchu, w tamtym momencie bardziej przypominała matkę niż się tego spodziewała, Vincent natomiast różnił się od jej ojca. Nie ustępował, milczał i obdarzał intensywnym spojrzeniem, pod którym uginały jej się kolana i wcale nie chodziło o strach czy trwogę. W przypadku ich dwojga konsensus spełniał swoje zadanie. Jedyne bowiem na co zgodził się książę to wypuszczenie Lima na wolność. Zostawała nadzieja, że paw podąży za nimi gdy wyruszą do Złotej Przystani i nie zdradzi ich lokalizacji.

- Nie mogę uwierzyć, że się na to zgodziłam. – bąknęła pod nosem księżniczka.

Książe, obwieszony zarówno swoją sakwą jak i tą należącą do Morgan, odwrócił się na dźwięk tych słów. Światło kaganka oświetliło ich twarze. Mężczyzna zmarszczył brwi i posłał jej pytające spojrzenie.

- Nie żałuję, co to, to nie. – zmieszała się kobieta. – Po prostu nigdy wcześniej nie uciekałam, do tego by rozwiązać ważną sprawę.

Mężczyzna przekręcił głowę i uniósł brwi.

- No dobra, uciekłam, raz. – Morgan przewróciła oczami - Bezskutecznie. – Ścisnęło ją na wspomnienie niepowodzenia z Szafirowego Zamku. – Wolałabym, żeby się nam udało. – Uśmiechnęła się gorzko i ponownie ruszyła za księciem, który zdążył ruszyć w stronę powoli wyłaniających się z mroku drzwi.

Skrzydło otworzyło się ze skrzypnięciem i znaleźli się w oranżerii, przedarli się przez tropikalną roślinność. Nim wyszli na otwartą przestrzeń sprawdzili, czy na horyzoncie nie czai się żaden strażnik.

Morgan podbiegła do pawia, gdy tylko go zobaczyła.

- Lim, posłuchaj mnie uważnie. – mówiła, do ptaka, jakby miał zrozumieć każde jej słowo. Głęboko wierzyła, że pierzasty przyjaciel posłucha. – Musisz uciekać, musisz za nami iść, ale trzymać się na tyle daleko jak to tylko możliwe, rozumiesz? – Gdy to mówiła, Vincent otwierał jedno ze skrzydeł ogromnych drzwi prowadzących w stronę ogrodów. Chłód nocy wdarł się lekkim wiatrem do środka.

Księżniczka ścisnęła Lima i wstała gwałtownie. Poczuła łzy napływające do oczu. Nerwy opanowały całe ciało, nagle wszystko stało się realne i namacalne. Przymknęła oczy, skrzyżowała ramiona i zaczęła pocierać je dłońmi. Poczuła rękę księcia, którą ujął ją pod brodą. Otworzyła oczy, z których natychmiast pociekły słone krople. Jego zmartwione spojrzenie nieco otrzeźwiło dziewczynę. Wtuliła się w księcia, pozwoliła rzucić się w objęcia, dała sobie chwilę na poczucie słabości, moment, by na powrót stać się zwykłą księżniczką Morgan, której życie nie zależało od niej. Może i wtedy było łatwiej, ale taka egzystencja nie miała smaku, dreszczu, który przechodził po ciele wraz z dotykiem Vincenta.

 Może i wtedy było łatwiej, ale taka egzystencja nie miała smaku, dreszczu, który przechodził po ciele wraz z dotykiem Vincenta

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Szafirowe Kości 18+ [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz