Rozdział XXI Przejście

124 12 12
                                    

Marsz się przedłużał, głównie przez Morgan, która prosiła o liczne postoje na odpoczynek.

Podziemny tunel zdawał się nie kończyć, biec w ciemność i czasami Morgan zastanawiała się, czy nie zaprowadzi ich do samego serca świata. Może właśnie tam szli, do kolebki istnienia, czy jednak Barka mogłaby być takim miejscem? W swoim dziewiętnastoletnim życiu, pomimo opieki rodziców, którzy usilnie próbowali trzymać ją pod kloszem widziała wiele niegodziwości. Wszystko zaczęło eskalować odkąd dowiedziała się o zaręczynach. Wierzyła w harmonię, w której dobro i zło tańczą ze sobą jak słońce i księżyc na niebie. Ona była słońcem, które złoci świat, natomiast Vincent był srebrną tarczą, która chroniła ją przed tym, co przynoszą nocne koszmary.

Kierowana myślą uniosła wzrok i wbiła go w plecy Vince'a. Szedł kilka kroków z przodu wraz z Wilanem i Parkinem. Drgający płomień pochodni oblał sylwetkę księcia światłocieniem. Pot przykleił materiał koszuli do jego pleców, rysując delikatnie rozrzeźbioną sylwetkę, prześwitującą spod bieli. Przez tułów miał przewieszone sakwy, podtrzymywał je ręką, której mięśnie napięły się od wysiłku i wyeksponowały drobne żyły, niknące pod podwiniętym rękawem. Żałowała, że mogła wodzić palcami po jego ciele jedynie nocą, gdy utulał ją do snu. Budził się przed nią i wymykał sprawdzić prowiant, przygotować dalszą podróż, ale pomimo odpowiedzialności, zawsze wracał powitać ją czułym pocałunkiem.

Uwielbiała jego sylwetkę, smukłe ciało, które pasowało do jej drobnej postury. Spojrzała wyżej, na jasnoszare włosy, które nosił w wiecznym nieładzie. Najemnicy rozmawiali o strategicznych punktach Złotej Przystani, a książę co jakiś czas im potakiwał lub zaprzeczał ruszając głową. Odwracał się wtedy profilem, zerkając na nią z lekkim uśmiechem. Gdy jego spojrzenie łapało postać Calluma idącego obok księżniczki, oblicze Vincenta się zmieniało. Marszczył brwi i mrużył oczy, przywdziewał maskę drapieżnika, który ostrzega przed atakiem. Było tak za każdym razem - przechodząc obok, szturchał Calla barkiem, albo, niby przypadkiem, stawał mu na drodze, by chłopak wpadł na księcia. Za każdym razem białowłosy ustępował i korzył się przed Vincem, ale ten nie dawał za wygraną.

Morgan podejrzewała, że gdyby mógł mówić, byliby świadkami wielu wiązanek niecenzuralnych słów, które Silverbone posłałby w stronę Calluma.

- Nogi mi odpadną. – sapnęła ze zmęczeniem.

- Tempo trójcy z przodu pozwoliłoby ci jedynie je pozbierać i poturlać się za resztą – Call spojrzał na kobietę z rozbawieniem – Wyobraziłem to sobie – Teatralnie przewrócił oczami i posłał w stronę Morgan szczery uśmiech.

Chłopak miał wyjątkowo przyjemne usposobienie, czuła się przy nim swobodnie i lekko, wciąż jednak mieli do wyjaśnienia sprawy, które od jakiegoś czasu wkradały się do świadomości Morgan.

- Tak właściwie – zaczęła niewinnie kobieta – skąd jesteś? Wiesz o wielu rzeczach, masz ogromną wiedzę o Sferach – wyliczała obserwując zmianę na twarzy chłopaka, sposępniał, a kąciki ust zadrżały, gdy próbował utrzymać lekki uśmiech goszczący na twarzy. – Musisz mieć miejsce, do którego wracasz. – Ostatnie słowa księżniczki sprawiły, że Callum całkowicie przygasł. Opuścił barki i zgarbił się lekko.

- Jeżeli nie chcesz o tym mówić, zrozumiem – dodała szybko widząc zmieniającą się postawę Calla.

- Nie, to... – urwał i przeczesał włosy, przygryzł przy tym wargę szukając odpowiednich słów.

Morgan widziała wszystkie te gesty, wahał się, ale nie dlatego, że chciał coś ukryć. Raczej było to bolesne wspomnienie, które przez swoje gadulstwo i wrodzoną ciekawość wywlekła na powierzchnię, rozdrapując przy tym rany. Nie raz była świadkiem złości czy szyderstwa, które było odpowiedzią na jej pytania, czasami zdawały się banalne, ale chęć podtrzymania konwersacji i poznania rozmówcy była silniejsza. W większości nieprzyjemności spotykały ją ze strony rówieśników, zwłaszcza damskiej części dworu, narażając ją na wstyd i drwiny. Nigdy jednak nie poczuła się tak jak teraz, nie chciała zranić Calluma, nie pomyślała, że za maską wesołego chłopaka może kryć się zraniona dusza. Wyglądało na to, że trafiła w czuły punkt.

Szafirowe Kości 18+ [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz