Zamknięte oczy nie okazały się dla mnie żadnym problemem, aby pół świadomie uczestniczyć w wydarzeniach, które rozgrywały się wokół mnie.
Choć czułam, że sen ogarnął mnie całkowicie to jestem w stanie stwierdzić, co się wtedy stało.
Nie cieszył mnie ten fakt, każde wspomnienie, nawet to najmniejsze było przerażające i sprawiało ogromny ból, a każde słowa które wypłynęły wtedy z ust Dylana obijały się teraz w mojej głowie. Z taką siłą, że nie mogłam skupić się na niczym innym.
I choć teraz ból wyglądał zupełnie inaczej niż wtedy, to pamiętam jedno, że nie byłam w stanie stwierdzić co bolało mnie najbardziej.
Może oczy od płaczu, wbite w przedramię szkło, czy może fakt że rozdzielają mnie z ostatnią ważną dla mnie osobą.Gdy usłyszeliśmy dźwięk karetki Dylan wyskoczył przez małe okienko, znajdujące się w pokoju, tuż przed tym, jak ratownicy wbiegli do domu, wyważając przy tym drzwi.
Wtedy czułam, że mogę się już poddać i pogrążyć we śnie, bo nie miałam już dla kogo walczyć.
******
Obudzenie się w szpitalu równało się z powrotem do rzeczywistości i zdaniem sobie sprawy, w jak wielu miejscach, w moim ciele znajdowało się wbite szkło.Wcześniej mogłam tego nie zauważyć, jednak na tamten moment niemożliwym było, ignorowanie wielu bandaży, zawijających moje ciało oraz znajdujących się gdzieniegdzie, pojedynczych plastrów.
W sali byłam sama, może dlatego, że nikt nie sądził, iż tak szybko się obudzę.
Co za tym idzie, wpadłam na kolejny super pomysł, jakim było przejście się, po korytarzu szpitalnym.
W moim słowniku niektóre słowa, miały kompletnie inne znaczenie, w tym przypadku, super.Uchyliłam drzwi i rozejrzałam się by sprawdzić, czy nikt się tam nie znajdował.. pusto.
Powoli nacisnęłam klamkę i udałam się w kierunku innych sali operacyjnych, nie wiedząc jaki to był błąd. Choć pewnie każdy na moim miejscu doskonale by to wiedział.Przechodząc korytarzem rozglądałam się z czystej dziecinnej ciekawości, czy też szukania pocieszenia w fakcie, że inne osoby leżące w tym szpitalu skończyły dużo gorzej, mała egoistka.
W momencie kiedy już spacer miał dobiegać końca, skupiłam swój wzrok na drzwiach, za którymi był najgłośniejszy hałas, w grę nie wchodziły tylko dźwięki maszyn, czy rozmowy lekarzy, lecz także krzyk. Przerażający i nieustępujący, krzyk po którym, można było wywnioskować jedno, ktoś się bał, nie, nie bał, ktoś był przerażony.
Nie mogąc powstrzymać ciekawości, spojrzałam przez szybę do sali i zobaczyłam go, tego samego chłopca który uratował mi życie. I gdyby sprawa nie była paskudnie poważna... zaśmiała bym się pewnie, na tę ironię losu, bo przecież poznając go zobaczyłam jego akt odwagi, scenę po której spodziewała bym się, że chłopak nie boi się niczego, a teraz właśnie patrzyłam, jak darł się z bólu i strachu, przed tym co go czeka. Czekało go to, bo byłam nieodpowiedzialna i egoistyczna, dlaczego więc ktoś, ma za to płacić?
Nie wiedziałam, czy ja się trzęsę, czy może wzrok mi się mąci.
Przechodząc przez korytarz zauważyłam mnóstwo sali, w których leżały ciężko ranne osoby, jednak tam, gdzie stan był najgorszy, musiałam się przyczynić, właśnie ja. Dlaczego on był w tym szpitalu tak długo?
Minęło przecież tyle czasu, ale byłam wdzięczna, lekarzom za to, że tak długo walczą o jego życie i jemu za to że ma siłę aby walczyć.
- Przecież nie mam już nic do stracenia, skoro dawno już nic nie mam, rodziny, przyjaciół, chcę leżeć tam za niego.- pociągnęłam nosem i przetarłam buzię rękawem, na którym zobaczyłam krew.- Dlaczego tak strasznie mi się obrywa a ja czuję, że zasługuję na więcej.- pomyślałam, a zaraz potem moją głowę przytłoczyła, kolejna masa myśli, zbyt wielka, bo po chwili, nie widziałam już nic.
Trzask. Czy to ja go spowodowałam? Przecież nie czułam bólu? Chciałam się rozejrzeć, by sprawdzić co się stało, lecz gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam biegnących w moją stronę lekarzy.
Naiwnie liczyłam, że to za mną, rozgrywa się cały cyrk, ale próbując dźwignąć swoje ciało, gdy chwyciłam się za głowę poczułam krew, litry krwi, które teraz, spływały mi po ręce. To był właśnie moment, w którym znów się poddałam. Nie wiedziałam, kto pisze scenariusz na moje życie, ale chyba nie wiedział tego, że wybrał sobie na to za słabą osobę.
****
Budziłam się co jakiś czas.
Nie wiedziałam, że ludzie potrafią tyle spać, serio. Moja mama zawsze narzekała, gdy wstawałam po godzinie 10, bo uważała że to marnowanie dnia. Na ten moment, to na palcach jednej ręki, mogłabym zliczyć, ile godzin miałam otwarte oczy, a działo się to wtedy gdy musiałam się napić, zjeść coś czy zrobić siku, nawet nie myłam się.
Gdy byłam mała, błagałam często mamę o jeden dzień bez kąpania się, nazywała mnie małym brudasem, a ja się złościłam.
Przypominając sobie to, teraz wiedziałam, że oddała bym wszystko, by znów mnie tak nazwała, krzyknęła, czy goniła mnie, gdy podkradałam jej szminki i je gryzłam. Bo gdy była zła, to nawet wtedy wiedziałam, że mnie kocha. Teraz już tego nie byłam pewna i nie miałam nawet okazji, by ją o to spytać.
*****
Czy to dziwne, że chciałabym tu jeszcze zostać?
No niekoniecznie, na pewno nie wtedy, gdy moim nowym domem, stał się dom dziecka..
Tak, właśnie po to toczyłam tę całą walkę, z pieprzoną filiżanką, czy goniącymi mnie policjantami, żeby teraz, zamieszkać w pozbawionych życia czterech ścianach.
Nie zrozumcie mnie źle, domy dziecka to coś bardzo potrzebnego, i na prawdę doceniam, że istnieją, ale dużo bardziej doceniałabym teraz, mieć wybór, pomiędzy czytaniem książki z kotkami (nie umiem czytać, oglądam obrazki) przy mamie w moim różowym foteliku, czy ogrywaniem mojego taty w piłkę nożną, którą oczywiście wygrywam, bo mam wielki talent, wcale nie dlatego, że mój tata chcę mnie rozpieszczać na wszystkie możliwe sposoby. Chciał.
Nie musiałam się nawet pakować, przecież mam na tyle nadwyrężone w ich oczach CHYBA WSZYSTKO, że nie mogę nawet kiwnąć palcem, a już zwłaszcza zanieść mojego misia, Pana wesołka do policyjnego radiowozu, Tak.. jak zrobić wejście, to z klasą, już chyba nawet wjazd do nowego domu limuzyną, byłby mniej zadziwiającą opcją, chociaż w obu przypadkach, pierwsze myśli o mnie moich nowych współlokatorów nie byłyby najciekawsze.
Małe niedopowiedzenie, ale nie mogę wyjść na jeszcze większą pesymistkę, więc uznajmy „nie najciekawsze" za idealne określenie, dziękuje.
No nic, aktualnie nie obchodziła mnie niczyja opinia na mój temat. Z drugiej strony nawet nie wiedziałam, ile lat musiałabym spędzić tam, aby móc pełnoprawnie stamtąd zwiać, matko te słowa brzmią tak abstrakcyjnie. Przecież w moim starym domu myśl o zwianiu w ogóle nie wchodziła w grę. Nawet, gdy byłam na nich obrażona, do głowy mi nie przychodziło choćby walnięcie w drzwi, bo wiedziałam, że nic to nie da, a jedynie sprawi, że się popłacze i to ja będę potrzebować pomocy, nie drzwi.
No tak, ten fakt przypomniał mi że nie będę mogła ich wszystkich ignorować do usranej śmierci, bo muszę się uczyć, a na ładne oczy raczej nikt mi tego nie odpuści.
Bawiłam się palcami całą drogę do nowego domu, może to ten gest pozwolił im dać mi w końcu do ręki mojego misia, lub fakt, że starałam się mordować ich wzrokiem przez tylnie lusterko, tak żeby zauważyli jak bardzo jestem oburzona rozdzieleniem mnie z moją maskotką. Jeśli moja twarz nie przybrała wtedy barwy dojrzałego buraka, to z pewnością zauważyli moją wściekłość przez brwi, które układały mi się wtedy jak jedna podłużna linia, która bez wątpienia w innym przypadku wydałaby się im komiczna.
Teraz jednak była to walka na śmierć i życie, o mojego pluszaka, a ja nigdy nie umiałam przegrywać. Bardzo poważna sprawa, wiem.
****
Stałam razem z Panem wesołkiem, tuż przed moim nowym domem. Spoglądałam na niego z dołu tak jakby był to najmroczniejszy zamek w historii, lub może paszcza smoka do której zaraz wkroczę.
Jednak w grę nie wchodziło ratowanie jakiegoś księcia przed okrutnym potworem, bo gdybym miała to zrobić dla jakiegoś chłopaka, to oplułabym go i poszła spać. Policjanci odjechali, zostawiając mnie na pastwę losu razem z moimi rzeczami. Stałam jak wryta, do momentu aż zobaczyłam jak jedna z dziewczynek rozmawia z chłopcem wskazując na mnie palcem- o nie, nie doczekanie.
To był moment w którym wiedziałam, że muszę się otrząsnąć (i dać jej z liścia, ale ten super pomysł umarł tak szybko, jak się pojawił) bo inaczej zaraz otoczy mnie gromada dzieci jakbym była obiektem muzealnym, a nie nowym dzieckiem zmuszonym do rozmawiania z nimi.
Powolnym krokiem ruszyłam w stronę nowych dla mnie ludzi, którzy nie ukrywali chęci obgadywania mnie. W pewnym momencie dziewczynka oddaliła się, a chłopak ruszył w moją stronę.
Nie interesowała mnie w tamtym momencie grzeczność, więc przewróciłam oczami.
Chcę tylko zaznaczyć, że on też nie wykazał się kulturą i zaczął mnie obgadywać, nie znając jeszcze nawet mojego imienia.
- Może pomóc?- zapytał, i choć miało to być pewnie uprzejme pytanie, to wyczułam w nim tyle okazywania wyższości nade mną, że na samą myśl poznania tego chłopaka zrobiło mi się niedobrze.
- Może nie. Jeśli nie chcesz mi zawiązać buta, to na nic mi się nie przydasz. Zjeżdżaj bo psujesz mi humor- odpowiedziałam a on patrzył na mnie chwilę próbując ukryć, że zraniłam jego wysokie ego. Nie lubiłam większości ludzi chodzących po świecie, zwłaszcza tych, którzy byli nadęci jak moja ciotka po każdej dokładce sernika.
Najlepiej żeby przekonał się o tym już na samym początku naszej-jak czuje w kościach, pięknej znajomości. Wyminęłam go tylko i ruszyłam do mojego pokoju z szerokim uśmiechem- jak i tak mnie tu nikt nie polubi, to niech chociaż mają ku temu powód.
*****
Przyszedł czas na kolację, choć byłam tu od rana, nie miałam w planach do tej pory nic jeść.
Uznajmy to za okazywanie buntu, mimo, że przecież niczyją winą nie był fakt, iż muszę się tu znajdować. Jednak winić mogłam swój organizm, bo zmusił mnie do wyściubienia nosa z pokoju żeby uciszyć burczenie w brzuchu, które od pół godziny doprowadzało mnie do istnego szaleństwa.
Szkoda, że nie miałam własnego pokoju, przez to jak skończyło się moje ostatnie mieszkanie samemu, bo nie wiem, czy mój lokator przeżyje starcie z tą podłością. Zaznaczę, wciąż mam 7 lat.
CZYTASZ
TIME FOR THE TRICK
Romance18 letnia lily, z życiem tak popieprzonym jakiego nie widziała jeszcze żadna książka, czy takie historie mają choć jeden procent szans na happy end? Sami zobaczcie.. 24 letni Alex poukładany, wyrozumiały i stonowany, tak to zdecydowanie cechy które...