„ zawsze stawiaj jeden krok do tyłu i dwa do przodu" to cytat, którego tak bardzo nie znosiłam.
Bo nie umiałam przegrywać.
Ja po prostu nie byłam w stanie się do niego stosować. Byłam zbyt chora ambitnie, aby dać się sobie wycofać, a życie tego mi nie ułatwiało, więc ilekroć zrobiłam 3 kroki w przód, dumna, że przy tym nie upadłam, budziłam się znów na starcie, nie wiedząc jak się to stało.
Ile czasu będę jeszcze potrzebować, żeby zobaczyć, że to nie kończąca się sekwencja zdarzeń, a mi nie jest pisane pójście dalej? Odpowiedź jest prosta, ja nigdy się o tym nie przekonam i zawsze będę wbiegać w te ścianę, która będzie odrzucać mnie na sam początek. Chyba, że ktoś tą ścianę zburzy, albo sprawi, że będę umiała ją przeskoczyć.
Teraz znów stojąc na początku gry, mogłam wykonać swoje trzy kroki, aż świat znów postanowi mi wszystko zepsuć, choć czasem miałam wrażenie, że przecież nie mogło być gorzej. Zawsze mogło.
Po naszej ostatniej wymianie zdań i powrocie w ciszy, minęło kilka godzin, kilka długich godzin, które produktywnie wykorzystałam na regeneracje układu nerwowego podczas ułożenie swojego ciała w poziom oparty o drewnianą konstrukcję pokrytą miękkim materiałem. Albo opierdalanie się, jak kto woli. Do momentu, aż jak zwykle nie stwierdziłam, że to moment, albo żebyśmy się pokłócili, albo pocałowali, jedynym innym i możliwym wyjściem były oba, ale to już naprawdę szczyt możliwości. Zapukałam do drzwi i stwierdzając, że moja kultura już i tak wzbiła się na szczyt możliwości, weszłam do środka nie czekając na odpowiedź. On cieszył się z mojego widoku równie mocno, jak ja z tego, że musiałam opuścić łóżko, bo miał minę jakby to on zjadł te stare chipsy z pod kanapy, ale starałam się nie zniechęcić.
- Masz teraz chwilę?- zapytałam licząc, że spędzi ze mną wieczór, bądź co bądź on sam mówił, że nie chciałby spać sam, a ja byłam bardzo pamiętliwą osobą, w szczególności jeśli chodziło o niego i łapanie go za słówka.
- Jestem bardzo zajęty.- odparł nie zaszczycając mnie wzrokiem, ale gdy już łapałam za klamkę, dodał:
- Daj mi pięć minut.- powiedział tym samym tonem a ja znów na niego spojrzałam i zmarszczyłam brwi. On naprawdę był niemożliwy.
- To.. jesteś zajęty? Czy potrzebujesz pięciu minut?- zapytałam powoli nie chcąc go zniechęcać, ale naprawdę wybijał mnie z rytmu, czemu nie pomagało jeszcze moje ujemne iq.
- Mam mnóstwo na głowię.- skinął głową przenosząc na mnie wzrok, gdy kontynuował dalej- ale z racji, że pierwszy raz sama z siebie chcesz spędzić ze mną czas, zrobię to w pięć minut.
Gdybym otrzymała taką wiadomość, zapewne zablokowałabym ekran, rzuciła telefonem i z bananem na twarzy odpisała po połowie godziny. Ale wszystko działo się na żywo, więc jedyne czym mogłam rzucić to stojącym obok wazonem, co przyznam, że nie brzmiało tak źle. Nie umiałam przyjmować komplementów, ani rozmawiać, gdy ktoś był wobec mnie miły, bo po prostu nie umiałam się zachować, mogę się założyć że wyglądałam jakbym dostała wylewu gdy próbowałam się nie uśmiechać, jednocześnie w środku robiąc fikołka.
- Serio?- zapytałam, upewniając się czy nie cieszę się za wcześnie, a on zaraz mi nie powie, że tylko robił sobie ze mnie żarty, naprawdę rzuciłabym tym wazonem.
- No może sześć, to zależy jak długo będziesz jeszcze tu stać.- odparł spokojnie, mimo to naprawdę szybkimi i sprawnymi ruchami przerzucał pliki na komputerze, podpisując przy tym dokumenty, więc miałam zamiar szybko się ulotnić, ale nie byłabym sobą, gdyby dała mu mieć to ostatnie zdanie.
- Chciałam, żebyś przyszedł, bo gdy się kładłam to było mi zimno, ale skoro tak stawiasz sprawę, to możesz nawet myśleć, że chce się z tobą przespać.- dodałam szybko wychodząc, żeby nie złapać z nim kontaktu wzrokowego, ale usłyszałam jedynie cichy i krótki śmiech.
CZYTASZ
TIME FOR THE TRICK
Romance18 letnia lily, z życiem tak popieprzonym jakiego nie widziała jeszcze żadna książka, czy takie historie mają choć jeden procent szans na happy end? Sami zobaczcie.. 24 letni Alex poukładany, wyrozumiały i stonowany, tak to zdecydowanie cechy które...