*20*

662 20 1
                                    

Po wystrzale na początku nastała cisza jak makiem zasiał, a potem zaczęła się panika.

Dosłownie.

Wszyscy biegali, krzyczeli i próbowali jak najszybciej wydostać się z sali.

Tylko trzymający się za ręce Maja i Benedykt oraz ja i klęczący przede mną Marek zostaliśmy na miejscach.

Cała nasza czwórka wiedziała kto wystrzelił z tej broni. To mogła być tylko jedna osoba.

Frank...

***

Marek zdążył już wstać i osłonić mnie sobą, kiedy wszedł.

On.

Z moimi ukochanymi kwiatami.

I z tą samą miną, jaką miał, kiedy spotkaliśmy się przed mieszkaniem Maji.

Byłam przerażona, przyznaję, ale nie chciałam pokazywać mu, że się boję.

Wyszłam zza Marka dając mu ręką znak, żeby za mną nie szedł.

- Witaj kochanie - powiedziałam zalotnie do mojego ex. I TYLKO EX.

- No cześć słoneczko - uśmiechnął się do mnie... Ciepło? Boże, ale on naiwny... - Czy ja dobrze słyszałem, że ten pan właśnie ci się oświadczył?

Odwróciłam się do Marka i mrugnęłam do niego, żeby się nie martwił. Na szczęście zrozumiał, że gram i sam też zaczął.

- Tak... Śmieszne prawda? - powiedziałam znowu do Franka. - Chyba nie myślałeś, że się zgodzę? Przecież chcę być tylko z tobą kochany...

- Hmm... To jak, kotku, kiedy się do mnie przeprowadzasz? - odpowiedział głaszcząc mój policzek.

Po moim ciele przeszedł dreszcz, ale nie był to przyjemny dreszcz... To był dreszcz wściekłości, chęci zemsty.

- Oddaj broń, to pójdę za tobą na drugi koniec świata. - powiedziałam mu cicho. - Daj mi tę broń do ręki misiu. Jest niebezpieczna. Jeszcze wystrzeli i tyle będziesz ze mnie miał...

- Tak... Tak, proszę - podał mi pistolet. Wyglądał jak jakiś psychol! Ohyda...

Chciał coś jeszcze dodać, ale Marek był szybszy. Jednym susem znalazł się przy nas. Frank dostał z kolana w przyrodzenie, stęknął z bólu i wyładował na ziemi. Marek przytrzymywał go swoimi silnymi rękami i patrzył mi prosto w oczy.

- Świetnie grałaś, kochanie - uśmiechnął się do mnie. - Znasz już odpowiedź na moje pytanie, które przerwał nam ten idiota?

- Tak... - uśmiechnęłam się, szczęśliwa, jak nigdy dotąd. - Tak, Marek, zgadzam się!

Pochyliłam się nad nim i złożyłam na jego ustach czuły pocałunek.

Nowożeńcy zaczęli bić brawo, w końcu oni jedyni zostali na sali.

- A teraz wybaczcie, ale pójdę zadzwonić po policję - powiedziałam. - Już nigdy MISIU nie będziesz mnie nachodził...

Frank patrzył na mnie zdezorientowany. Był zły, smutny...? Nie wiem, ale już mnie to nie interesuje. Teraz mam narzeczonego, który naprawdę mnie kocha.

***

Przerażeni całą sytuacją goście zostali o wszystkim poinformowani i pojechali do domów.

Frank został zatrzymany, a my złożyliśmy zeznania.

Razem z Markiem postanowiliśmy spędzić jeszcze trochę czasu z przyjaciółmi. Poszliśmy we czwórkę do jakiegoś pobliskiego klubu jeszcze się zabawić.

Godzina druga rano.

Tańczymy, pijemy i bawimy się wspaniale. Jesteśmy razem z Markiem tak szczęśliwi, że praktycznie nie zwracamy uwagi na innych ludzi.

Maja z Benedyktem też nie przejmowali się zbyt obecnością innych. Byliśmy na takiej jakby podwójnej randce... Na pewno będziemy to powtarzać. Tak zdecydowaliśmy po wyjściu z klubu.

- To był zajebisty wieczór. Tyle się rzeczy działo... Najpierw nasz ślub, potem ten kretyn Frank, a potem wasze zaręczyny... Jestem z was taka dumna! Czekam na zaproszenia na ślub kochani. A wyjście do klubu powtórzymy jak najszybciej, zgoda? - Majce nie zamykały się usta. Była tak podniecona i szczęśliwa, że nie przestawała mówić. (Na pewno alkohol też dał się we znaki, ale to nie ważne).

- Tak, zdecydowanie - odpowiedział Marek, a potem szepnął coś na ucho Benkowi.

- Ej! Nie ładnie mówić szeptem w towarzystwie! - zdenerwowała się Majka, na co oni tylko się zaśmiali. - Halo! Z czego się śmiejecie?! No przestańcie no! Benedykt, masz natych... - nie zdążyła dokończyć, bo Benio zamknął jej usta w długim i namiętnym pocałunku.

Spojrzałam pytająco na Marka, który chytrze się uśmiechał.

- Co mu powiedziałeś? - spytałam zaciekawiona.

- Żeby zamknął jej jakoś usta, bo zaraz mi łeb pęknie - zaśmiał się, na co ja mu zawtórowałam.

- Odprowadzisz mnie do domu? - zapytałam. - Ciemno jest, późno, nie chcę sama...

- Jeśli muszę - odparł, po czym zaśmiał się głośno. - Żartuję, chodź, idziemy.

Uśmiech zagościł na mojej twarzy i ruszyliśmy w stronę domu.


Szliśmy w ciszy, więc kiedy dotarliśmy pod dom, byłam gotowa iść dalej.

- Katia? Co z tobą? - wyrwał mnie z zamyślenia mój narzeczony.

- Ojej, już jesteśmy? Szybko... - powiedziałam średnio przytomnie.

- Kochanie, co się stało? Wyglądasz na zmartwioną... Nie podoba ci się pierścionek? Nie jesteś gotowa na ślub? Możemy poczekać...

- Nie, nie... Po prostu jestem dosyć zmęczona no i cały czas myślę o tym, co się dzisiaj wydarzyło... On wyglądał na jakiegoś smutnego...

- Katia, zapomnij o nim... On ci groził, a wcześniej był z tobą tylko dla pieniędzy. Nie ma co rozpamiętywać, naprawdę! Kochanie... - pocałował mnie w czoło, dzięki czemu poczułam się bezpiecznie.

- Dobrze już... Pójdę spać - powiedziałam i już miałam iść do domu, kiedy do głowy przyszedł mi szalony pomysł. - A może...

- Hm?

- A może pójdziesz ze mną? - zapytałam zalotnie podchodząc do mojego ukochanego.

- Mmm... Brzmi kusząco... - powiedział całując mnie. - Skoro już zaproponowałaś, to chodźmy, kotku...

Kiedy weszliśmy do domu mama o dziwo jeszcze nie spała.

- Katia, córeczko! Tak bardzo się denerwowałam... Mogłaś napisać...

- Spokojnie mamo. Mam nowinę! - powiedziałam podekscytowana.

- Tak? O, a jaką?

- Przedstawiam ci, mamo, mojego narzeczonego!!! - wykrzyknęłam jej prosto w twarz.

Jej oczy zrobiły się, jak spodeczki, a usta rozszerzyły w szerokim uśmiechu.

- Kochani, ale się cieszę! Gratuluję wam, dzieciaki... Idźcie spać.

- Mamo...? Skąd ty...

- Oj, przecież Marek nie przyszedł tu o trzeciej nad rano, żeby zjeść kolacje, prawda? - przerwała mi.

Zaśmialiśmy się wszyscy i faktycznie poszliśmy spać.

————-

Do następnego! :*

NOWA ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz