*19*

603 24 2
                                    

Wyszliśmy wszyscy z kościoła.
Teraz czas na składanie życzeń, gratulacje i dawanie prezentów...
Przeleciałam wzrokiem po ludziach dookoła mnie i znalazłam Marka. Podeszłam do niego i pocałowałam w usta. Stwierdziliśmy, że czas najwyższy wręczyć nowożeńcom prezent ślubny od nas.
Kupiliśmy im zestaw sześciu kieliszków do czerwonego wina. Są duże i przepięknie ozdobione. Mam nadzieję, że im się spodobają.

- Katia, Benedykt! - odezwałam się do przyjaciół ciągnąc za sobą Marka, który trzymał dużą torbę z naszym podarunkiem. - Zanim prezent, to chcielibyśmy wam bardzo pogratulować! Jestem dumna z ciebie, Maju, że w tak młodym wieku zdecydowałaś się założyć rodzinę, a z ciebie, Beniu, że odważyłeś się oświadczyć tej niezrównoważonej psychicznie kobiecie. Ja bym się bała - powiedziałam teatralnym szeptem zasłaniając usta dłonią.
Na tę uwagę wszyscy się zaśmiali.
- No dobra, gołąbeczki! Koniec życzeń, czas na prezent! Radzę wam otworzyć go dopiero w domu, bo zrobienie tego tutaj grozi... Zniszczeniem go...? - zawahał się Marek i lekko uśmiechnął wręczając prezent w ręce pana młodego. - Sto lat wam życzę razem!
Podziękowali, poprzytulali, pocałowali, krótko mówiąc - wszystko, co trzeba.
Kilka zdjeć pary młodej i wszyscy byli gotowi na weselną zabawę do białego rana.
***
Zjedliśmy kolację.
Była przepyszna. Co jak co, ale posiłek w pięciogwiazdkowym hotelu musiał być przepyszny.
Oczywiście szampan, toasty, przemowy państwa młodych i ich najbliższych. Tak, ja też musiałam przemawiać... Pisałam to wcześniej dobry tydzień! Pewnie zrobiłam z siebie niemałe pośmiewisko, ale cóż... Taka już moja natura.
Ostatni przemawiał tata Benedykta.
- Powiedziałem już chyba na tyle dużo i na tyle rozbudowanie, że mogę zakończyć tę słabą sklejkę kilku zdań. Chciałbym jednak poprosić państwa młodych, aby rozbudzili trochę publiczność - w tym miejscu przerwał pokazując ręka na wszystkich gości zgromadzonych przy stołach. - Rozbudzili publiczność i zatańczyli pierwszy taniec.
Rozległy się głośne oklaski, DJ puścił jakąś spokojną muzykę.
Benedykt wziął rękę Majki i porwał ją do tańca. Dziewczyna była w swoim żywiole. Uwielbiała tańczyć i myślę, że jeśli robiła to ze swoim mężem, podobało się jej jeszcze bardziej.

Dochodziła północ.
Chyba każdy był już po prostu mokry od tych wszystkich tańców i szaleństw. Niektórzy troszkę pijani, no ale od czego jest wesele?
Siedziałam i odpoczywałam po chwilę temu skończonym tańcu z Markiem, kedy ten spowrotem zaprosił mnie na parkiet. Nogi strasznie bolały mnie od wysokich szpilek, do których raczej nie przywykłam, ale jak tutaj odmówić takiemu człowiekowi...?
I wtedy stało się coś, czego nigdy w życiu bym się nie domyśliła.

Staliśmy na środku sali. Nagle Marek sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i, zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, klęczał przede mną z otwartym czerwonym pudełeczkiem, w którym znajdował się pierścionek zaręczynowy.
- Katia... Chcę spędzić z tobą resztę mojego życia. Wyjdziesz za mnie?
Byłam wtedy chyba najszczęśliwszą osobą na ziemi! Cała sala ucichła, oczekując mojej odpowiedzi.
Jednak nie doczekała się.
Zamiast mojego cichego 'tak' usłyszeliśmy głośny strzał...
----------
Dududu 😂
Niedługo pewnie koniec .-.
Do następnego! :*

NOWA ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz