*23*

663 27 0
                                    

Na szczęście cały ślub się udał.
Nie musiałam przejmować się tym, kto zaprowadzi mnie do ołtarza. Zrobił to tata Marka. Bardzo przejął się moją historią i postanowił pomóc.
Msza cudowna, wesele szalone, goście kochani, prezenty najróżniejsze, a przede wszystkim atmosfera - idealna.
***
- Kochanie... - zaczęłam wchodząc do sypialni po prysznicu.
- Tak słoneczko? Co tam? - zapytał nie podnosząc głowy znad książki.
- Spójrz na mnie.
Miałam na sobie tylko ręcznik owinięty wokół ciała. Tylko ręcznik.
Marek niechętnie popatrzył w górę i momentalnie odłożył książkę.
- Co ty chcesz zrobić Katia? - zapytał uśmiechając się do mnie znacząco.
- Już ty wiesz co, kochanie - odpowiedziałam, powoli rozwiązując ręcznik.
- Ale... - nie zdążył nic powiedzieć, bo zamknęłam mu usta w śmiałym pocałunku.
Od ślubu w ogóle zrobiłam się dużo bardziej pewna siebie. Może na korzyść... A może na niekorzyść... Nie wiem. Ale wiem jedno. Kocham mojego męża, a on kocha mnie. I mówi mi to codziennie po kilkaset razy. Troszczy się o mnie, przynosi mi kwiaty. I bynajmniej nie są to brzoskwiniowe róże. Są to czerwone tulipany, które dostałam od niego, kiedy pierwszy raz się pocałowaliśmy. Mam do nich ogromny sentyment.
***
- Wróciłem kochanie, co jemy? - zawołał Marek, kiedy tylko pojawił się w domu.
Podeszłam do niego, pocałowałam i popatrzyłam mu w oczy. Był zmęczony i nieco zdezorientowany moim dziwnym zachowaniem.
Ja natomiast byłam szczęśliwa, jak nigdy. No, może z wyjątkiem naszego ślubu...
- Katia, coś się stało.
- Tak. To prawda - odpowiadam cicho.
- Więc może powiesz mi co...?
- Nie - uśmiechnęłam się do niego.
- Kurna, o co chodzi, zaczynam się martwić, naprawdę!
Odczekałam jeszcze chwilę budując napięcie.
- Będziesz tatą!!! - krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję.
Na jego twarzy pojawił się wyraz ogromnej ulgi.
Staraliśmy się o dziecko od prawie miesiąca i w końcu się udało. Jestem w ciąży!
- Boże, kochanie tak bardzo się cieszę! - uśmiechnął się i porwał mnie w ramiona.
- Na niedzielę jestem umówiona do ginekologa, może pójdziesz ze mną?
- Hm... Miałem się spotkać z Benkiem... - mina zrzedła mi w trzy sekundy. - Ale takiej okazji nie przepuszczę. Muszę zobaczyć moje dziecko, nie ma innej opcji. Dzwoniłaś do Majki?
- Nie, zrobimy im niespodziankę. Dzisiaj wpadną do nas na kolację. Zaraz powinni być - zaśmiałam się. - Fajnie, że ze mną pójdziesz.
Pocałowałam go i poszłam nałożyć obiad.
Tak jak myślałam, nie minęło dziesięć minut, jak zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Otworzę! - zawołałam. - Maja, Benek! Cześć, kochani! Chodźcie do stołu, wszystko jest już gotowe.
- Witam państwa. Pozwól - przywitał się Marek i odebrał od Mai płaszcz, który następnie powiesił na wieszaku.

- Wino czerwone czy białe sobie życzycie? - zapytał mój mąż gości.
- Poproszę czerwone - odpowiedział Benedykt.
- A ty Majka?
- Ja może sok pomarańczowy, jeśli macie - uśmiechnęła się lekko.
Spojrzałam na przyjaciółkę, potem na Marka, a potem zaczęłam się śmiać.
- Nie mogę Maja, naprawdę? - wstałam i przytuliłam ją mocno. - Wymyśliłaś już imię?
- Skąd wiesz Katia? - zapytała wyraźnie zdezorientowana.
- Bo ja też... - zaśmiałam się jeszcze głośniej, kiedy oczy mojej przyjaciółki powiększyły się dwukrotnie.
---------------
No dobra, zmiana planów .-.
To jest ostatni rozdział.
Dzisiaj późno, albo jutro po południu dodam epilog no i to by było na tyle...
Fajnie było pisać to opowiadanie :')
Tym czasem jeszcze raz zapraszam na drugą książkę na moim profilu pt. '(boy)FRIEND'. ;)

NOWA ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz