■■■
Właśnie stałam przy moim regale i wybierałam książkę do przeczytania. Zastanawiałam się nad wyborem tej z różową okładką, z tytułem po francusku, a tą z tęczową okładką, którą dostałam niedawno od Lil na moje piętnaste urodziny, gdy nagle do pokoju wbiegł Conor. Zdziwiło mnie, że nie zapukał, bo odkąd skończyłam czternaście lat, Diana poprosiła Henry'ego i Mike'a by przeprowadzili się razem z Conorem do jednego z najnowszych pokoi (dlatego że niedawno nareszcie pomalowali na kolorowo sierociniec i trochę go rozbudowali). Nasza nauczycielka stwierdziła, że jako czternastolatka potrzebuję trochę prywatności. Było mi trochę smutno, że mój najlepszy przyjaciel będzie za ścianą obok, a nie w łóżku niedaleko mnie, ale z drugiej strony miała rację.Ciężko było wyczytać reakcję Conora. Na jego twarzy był szok, smutek i szczęście jednocześnie.
- Katie!- wysapał. Był cały czerwony, jakby przebiegł maraton. Upuściłam dwie książki na ziemię. Co się stało?
Minnie była prawie tak samo zaskoczona jak ja. Zaczęła szczekać lekko zdziwiona.
- Co się stało?!- krzyknęła Lily, wychodząc z łazienki i zatrzasnęła drzwiami.
- Też chciałabym wiedzieć...- powiedziałam, a po chwili oczy mi się rozszerzyły- Coś złego?
- Ty... My... państwo... jesteśmy...- co chwilę łapał oddech. Przez chwilę zastanawiałam się, czy jako siedemnastolatek można dostać zawału.
- A jednym zdaniem? - trochę wystraszyłam się, o co mu może chodzić. - jakie państwo?
- ... adaptowani... - zastanawiałam się, czy zaraz nie zemdleje, co mu się już kilka razy przytrafiło.
Minęło kilka sekund, zanim dotarł do mnie sens jego słów. On. Ja. Lil. Adaptowani. Państwo...
- serio!?- wykrzyknęłam. Chyba pół sierocińca mnie słyszało.
Chcą zadaptować mnie, Lil i Conora. Czyli nasze drogi się nie rozejdą jeszcze.
- Mhm, ale... - teraz szok i szczęście zniknęło. Jeszcze bardziej się wystraszyłam.
- Co? Już mamy się pakować? Mamy mało czasu czy co?- dopytywałam. Co się dzieje?
- Bo... Lil...- przymknął oczy i wziął wdech. Razem z wydechem powiedział:
- Adoptują tylko dwie osoby. Mnie i... ciebie.
Moje nogi zaczęły się trząść. Przed oczami pojawiły się mroczki. Nie wiedziałam, czy czuć szczęście, smutek czy ból.
Ze łzami w oczach podeszłam do Conora I go przytuliłam. Lily upuściła szczotkę i też do nas podeszła. Nie wiem, jak długo tam staliśmy, ale przeżywaliśmy ostatnie chwilę z Lil. Razem.
■■■
Zapukałam, a po słowie ,,proszę" Conor otworzył drzwi i weszliśmy do gabinetu.
Jake, gdy nas zobaczył, skinął głową, a my udaliśmy się do pomieszczenia obok.
Pani dyrektor siedziała przy swoim biurku. Diana zajęła już miejsce na zółtym fotelu, a dwa beżowe fotele dzisiaj wyjątkowo były lekko obrócone. Na sofie siedziały dwie obce mi osoby. Czy to jest to państwo?
-Siadajcie - powiedziała pani Maud, wskazując podbródkiem dwa fotele. Posłusznie zajęliśmy miejsca.- Jak już słyszeliście, państwo Clouds zamierzają adoptować waszą dwójkę.
-Tak, pani Maud - powiedziałam jednocześnie z Conorem, co mnie trochę rozbawiło. Dyrektorka kontynuowała:
-Pani Cloud, panie Cloud, oto Conor Felsay i Katie Trusttale.
-Wyprostuj się - rozkazała mi Diana szeptem. Automatycznie się wyprostowałam.
-Dzień Dobry - powiedziałam trochę nieśmiało.
-Mam nadzieję, drogie dziecko że będzie- mruknęła pani Cloud. Po chwili zwróciła się do pani dyrektor- jutro przyjedziemy wszystko podpisać o piętnastej. Do widzenia.- Dodała. I razem z mężczyzną wyszli.
Dziwnie było tak na nich patrzeć z myślą, że wkrótce zamieszkam w ich domu...
Po chwili Diana też wstała i gestem dłoni pokazała, że też możemy już iść, a ja i Con nie mieliśmy nic przeciwko, bo organizowaliśmy imprezę pożegnania Lil- -mimo że to by wyjeżdżaliśmy. Noi trzeba by było się spakować.
Wieczorem nie musieliśmy być cicho- nasza wychowawczyni doskonale rozumiała mnie, Conora I Lil, więc przedłużyła ciszę nocną i pozwoliła nam się bawić. Wszystkie dziewczyny (i koledzy Conora) przyszły dzisiaj do naszego pokoju.
Potem jeszcze okazało się, że Lil, Dann i Clara zrobiły dla nas tort pożegnalny o smaku waniliowo-borówkowym.
Impreza wyszła wspaniale, wszystko się udało. Nawet Dann i reszta poprosiła mnie by, wygłosić krótką przemowę.
-Dziękuję, Lily, że byłaś wtedy, jak nikogo innego nie było, że wspierałaś mnie i pocieszałaś w trudnych chwilach. Że nie zostawiłaś mnie w dzień mojego przyjścia...- w oczach stanęły mi łzy. Tak jak kiedyś wspominałam moje przybycie jak przez mgłę, tak dziś ta mgła się odsłoniła. Pierwszy dzień w tym sierocińcu... to, jak Jack i Chris wcisnęli mnie tu, mój pierwszy uścisk dłoni z Lil, a obok mnie stał Con...- Jest mi przykro, że muszę cię zostawić, zastanawiałam się, by nie wybłagać na kolanach państwa Clouds, by adaptowali naszą trójkę, albo żeby udawać zbuntowaną nastolatkę i żeby pani Amber zmieniła zdanie...- większość osób zachichotało, a ja kontynuowałam.- Ale tak naprawdę cię nie zostawię. Choćby nie wiem co. Codziennie będziesz w mojej głowie, sercu... Lily Farks, Kocham Cię. Jesteś dla mnie wszystkim i każdym. Lekarzem i lekarstwem. Policjantem i kajdankami. Nauczycielem i zeszytem, ochroniarzem i bezpieczeństwem... Dzięki Tobie przypomniałam sobie, że jeszcze nie ma końca. Że życie jeszcze się nie skończyło...
■■■
-Dlaczego akurat te smaki?- zapytałam nagle Clarę, gdy sprzątałyśmy po zabawie i było już po wszystkim.
-Jakie smaki?- zapytała widocznie zdziwiona Clara. Po chwili się jednak zreflektowała i dodała:- Ach, chodzi ci pewnie o smak tortu.- kiwnęłam głową, potwierdzając, a ona uśmiechnęła się i kontynuowała.- Bo Conor ma niebieskie oczy, a ty waniliowe.
- Co? Nie mam waniliowych oczu.- Chyba jej nie zrozumiałam.- Moje źrenice są jasnobrązowe.
- Ale ja w tych oczach widzę jasność. Dobroć. Wanilię.
- Nie da się widzieć wanili. To niedorzeczne.
- Może dla ciebie. Ja ją widzę.
Nic już nie powiedziałam. Waniliowe oczy...Kładąc się spać, przyłapałam się na jednej myśli. Lepiej by było, gdyby to Conor mi to powiedział.
Czyli jednak.
Zakochałam się i tyle.
CZYTASZ
Let's Start Search In Your Heart - Osierocone Książki
Teen Fiction[Okładka robiona przez: _strawberry_romans_ (tt: @bookswithdoruss_) wpadajcie!] ,,Życie rozpruło mnie całkowicie. Do takiego stanu, że dla mnie już prawie nie ma ratunku. Tylko jedna osoba mogła zeszyć moje serce - on. Jednak najpierw powinien odnal...