12. Oj, Raders, Raders

200 13 4
                                    

Minął tydzień od urodzin Conora i po prostu lepiej poznaliśmy Hellsttron. Stworzyliśmy niezłą paczkę znajomych. Obiecane mecze się odbyły. Amber już mniej naciskała na nauczanie domowe i na sezon letni mieliśmy lekcje tylko raz w tygodniu. Margaret i Jacob mieli małą sprzeczkę, ale razem z Cindy załagodziłam sprawę.

Poznałam lepiej Cindy Raders. Zwykła niebieskooka blondynka ze złotymi, okrągłymi okularami, ale z drugiej strony była, tak jak Colton stwierdził, ambitna, no a poza tym pełna poczucia humoru i też empatyczna. Też ją polubiłam- tak jak w sumie wszystkich. Z czasem się zaprzyjaźniłyśmy.

Poznałam i trojaczki- no w sumie to prawie niczym się nie różnią, trójka wysokich brunetów o zielonych oczach. Wydawało mi się, że specjalnie też byli ubrani w to samo.
Różnili się tylko charakterem- moim zdaniem Dominic był zabawny, Colton bardziej wkurzający (a już najbardziej to dla Cind), a Mason był najmądrzejszy (tylko on tak uważa, według mnie jest przemądrzały).
U Radersów byłam też w domu, a raczej w pokoju Cindy. Rodzice Cindy, Dominica, Coltona i Masona byli bardzo sympatyczni.
Rodzeństwo miało też babcię, Emmę, która była już po osiemdziesiątce, ale chyba nie było to dla niej przeszkodą, bo potrafiła chodzić na spacery i wykonywać obowiązki domowe.
Rodzice Cind to Martin i Cynthia. Przyznam, że fajni są.

Dom Radersów położony był kilka domów dalej od domu Maddie- więc często chodziłam po Mad, a następnie razem udawałyśmy się do rodziny Cindy (ja odwiedzałam Cind, ale Mad bardziej starała się przykuć uwagę Dominica, w którym jak ostatnio mi wyznała, zauroczyła się).

Ostatnio rodzeństwo zaprosiło mnie i Mad na rodzinny piknik. Ucieszyłyśmy się z Maddie. Zapytałam czy Conor też by mógł przyjść, i rodzina Radersów nie miała nic przeciwko, tylko że jak powiedziałam Conorowi to...
-Nie chcę- powiedział niewzruszony.
Siedział przy naszym biurku (dostaliśmy tylko jedno) i zapisywał coś w swoim pamiętniku. Na biurku nadal stał jego urodzinowy prezent ode mnie, mimo że już ponad tydzień temu była wyprawiana impreza.

Też miałam własny pamiętnik. Tylko że mój bardziej służył do przyklejania karteczek, zapisywania ważnych rzeczy. Ale Conora nie ciągnęło do wklejania takich głupot. On tu tylko pisał. Czarnym długopisem na papierze.
Kiedyś kątem oka zajrzałam, i dowiedziałam się... że piszę również wiersze i piosenki. Nie znałam treści, ale kątem oka widziałam budowę zwrotek i dużych drukowanych liter w stylu: ,,IMBIR I HERBATA" (też nie wiedziałam o co mu z tym chodziło).

I ja, i on, mamy własne pamiętniki od dzieciaka. Mój ma puchatą okładkę z jednorożcem na środku, a on po prostu bardzo gruby zeszyt. Okładka była biała, ale dodatkowo był na niej czyjś podpis, ale Conor nie zamierzał mi powiedzieć czyj on jest.

-Przepraszam, mam kilka pomysłów... dodatkowo na dzisiejszym planie Amber za godzinę mam wyjechać gdzieś do wioski obok z Johnem. Zachcianki Amber.- uśmiechnął się przepraszająco.- Jest ok?
Conor naprawdę rzadko się uśmiechał.  Mimo że idealnie pasuje do jego wyglądu.
Conor ma czarne, lekko kręcone włosy. Jest wysoki, z 175cm, a jego oczy są jasnoniebieskie. Woli się ubierać luźno. Dzisiaj na przykład ma na sobie czarną koszulkę i brązowe spodnie, a na sobie niezapiętą szarą bluzę. No, styl to ja mam całkiem inny. Ja wolę długie bluzy i luźne dresy. Noi sweterki...
-Tak, jest okej- od jakiegoś czasu kłamię. Zbyt często kłamię.
■■■
Dwudziesta pięćdziesiąt pięć. Ściemniało się. Pora zapukać do drzwi Maddisson. Maddeleine Anne Farks. Mojej... przyjaciółki?
Otworzyła mi Bridget.
-O, hej Kate. Słuchaj, Mad kończy makijaż. Wolisz poczekać na dworze czy iść na górę?- uśmiechnęła się.
-Poczekam na dworze, dziękuję.- Świeciło słońce. Maddie? Makijaż? Niepodobne. A, no tak, Dominic. Ja wolałam naturalny wygląd, nie potrzebowałam tych malowideł. Od dziecka tak uważam i nigdy nie miałam makijażu. A tym bardziej już kupić kosmetyki.
-Okej. Dwie minutki i Mad zejdzie.
Zamknęła drzwi. Ja podeszłam w stronę huśtawki, usiadłam, na co drewno zaskrzypiało.

Aurelia nosi makijaż? Jej to się w życiu układa. Maluje się czy jest naturalnie tak piękną? A gdybym ja zaczęła się malować?

A może Conor nadal mnie widzi tak jak widział? Nadal widzi zagubioną osieroconą dziewięciolatkę, która jest świeżo po stracie mamy, czy może już dostrzegł dorastającą szesnastolatkę, która chce cieszyć się życiem?

To wszystko było pokręcone.

Nagle jakimś cudem, możliwe że przez okoliczności, przypomniała mi się scena z placu zabaw z Zoe.

Byłyśmy w przedszkolu, na dworze. Huśtała mnie na huśtawce. Dzieci nas nie lubiły. Nie znosiły. Uznawały za psychopatki. Ale nas to nie obchodziło. Ważne, że miałyśmy siebie.

Było już po lekcjach, czekałyśmy na Frankiego, brata Zoe, noi ich mamę. Po kilku zamianach na huśtawce przyjechali po nas.
Zoe przytuliła ośmiolatka, a po chwili swoją mamę. Rodzice Zoe wtedy często zawozili i odwozili mnie do przedszkola. Moja mama nadal nie mogła otrząść się po śmierci taty...

Moje wspomnienia przerwało otwarcie drzwi.
-Już jestem, hej. Conor nie miał też być?- zapytała Mad. Wyglądała wprost prześlicznie.
-Hej.- zeskoczyłam z huśtawki, na co znowu odpowiedziała skrzypnięciem.- Miał być, tylko że Amber go zatrzymała. Jakieś obowiązki czy coś.
-A, okej. Chodźmy.
Po kilku minutach byłyśmy już pod domem Radersów. Obok domu była ścieżka, która prowadziła za dom Cind. Było coraz ciemniej, więc było widać światło emanujące od ogniska. Z Maddie udałyśmy się w tamtym kierunku. Z daleka było słychać kłótnię trójki rodzeństwa.
-Rodzice mnie kochają bardziej!
-Nie, bo mnie!
-Halo, ja też tu jestem i mamy tych samych rodziców więc wiecie...
-Wiemy.
-Ja nic nie mówię, wiem kogo rodzice kochają najbardziej... O, hej Maddie, część Katie!- powiedział Dominic. Mad się oczywiście zarumieniła.- Siadajcie, właśnie debatujemy kto kogo kocha najbardziej... Znaczy się... przepraszam Kate.
Po chwili zrozumiałam. A, no bo mnie rodzice już nie kochają, nie ma nic...
-Nie szkodzi.
-Bez Conora?- spytał Mason.
-Bez Conora. Zachcianki Amber.
-Przyniosę kiełbasę i chleb- powiedziała Cynthia.- Martin, przynieś patyki.

Wieczór skończyliśmy opowiadając straszne historie i momentami śmiejąc się do rozpuku.
-Cind, to ty w końcu lubisz tą Olivię czy nie?-zapytałam.
-Lubię. Znaczy się nie wiem.
-Jak nie?- zapytała Mad.
-Nic już nie wiem.
-A gdzie się urodziłaś?-spytał Colton.
-Yyy... no w Loanepool nie?
-Czyli jednak coś wiesz. Wow.
-Zamknij się ty...
-Oj, Raders, Raders.
-Ty też masz na nazwisko Raders!-krzyknęła zezłoszczona Cind na Coltona.
-Raders, Raders...
■■■
Ze wszystkich dzieciaków z Hellsttron najbardziej polubiłam właśnie ich. Naprawdę. Cindy była trochę jak Clara, również fanatyczką DIY, a dodatkowo była utalentowana w szydełkowaniu. Pokazywała mi swoje dzieła.
Spędzałam u niej, u nich dużo wolnego czasu.
I nie zamierzałam przestać.
Czuję się, jakbym odnalazła nowy dom.
Już kolejny, nowy dom.
■■■














Let's Start Search In Your Heart - Osierocone Książki Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz