- Kocham cię Hope. - szepcze do ucha jeszcze śpiącej córce i wychodzę z naszego "pokoju" który przedzielony jest kartonami. W pozostałej części "domu" na ziemi siedzi mój kolega. Postanawiam zagadać widząc że robi śniadanie z resztek.
- Dzień dobry Frank. - odwraca głowę w moją stronę.
- Cześć młoda. Jak się czujesz? - pyta badają moją reakcję.
- Wyjątkowo dobrze. Głowa i gardło mnie już nie bolą tak więc mam nadzieję że wyleczyłam się już.
- Dzięki Bogu. Ubierz się dzisiaj cieplej. Może znajdziesz jakieś ubrania. Hope wczoraj narzekała na zimno. - spogląda na mnie dając mi moją porcję z jedzeniem. Na dzisiaj jest mielonka z resztkami bułki. Jak na co to jadłam ostatnio nie narzekam.
- Pytałem wczoraj jakąś kobietę o pogodę na dzisiaj. Mówiła że będzie padać. Jak pójdziesz to zrobię pranie. Umyje też Hope i siebie. Dzisiaj nie zamierzam wychodzić dlatego możesz być dłużej. - mimo opini niektórych wyżej postawionych ludzi przynajmniej w moim przypadku nie chodzę cały czas nawalona i śmierdząca jak inni. Jedyne co wyróżnia mnie od obywatela to mój ubiór i czasami tłuste włosy.
- Dobrze, dziękuję. Będę się zbierać. Szkoda czasu. - przebieram się w czystsze ubrania i wychodzę żegnając się z mężczyzną uściskiem. Ze sobą zabieram dwie puste siatki. Zawsze tak robimy gdy jedno z nas oddala się na znacząca odległość.
Trasa jest taka sama jak od prawie dwóch tygodni. Spytanie o godzinę losowej osoby. Pójście pod magazyn piekarni i wzięcie niepostrzeżenie bułek z kosza.
Okazało się że jest po 7. Dlatego nowa dostawa nieudanych bułek została dostarczona. Wzięłam te lepsze nawet ich nie licząc i po chwili jestem na głównej ulicy. Teraz czeka mnie dłuższa wędrówka bo na drugi koniec miasta. Tam zazwyczaj ludzie wyrzucają puste butelki po wodzie i innych napojach. Wyrzucają je oczywiście do kosza na śmieci ale zazwyczaj są one uszkodzone. Na szczęście w mieście są poidełka gdzie bez opłat można nalać wody. I tak pytając drugi raz przechodnia o godzinę jest już 12.
- Czas powoli wracać. - mówię spokojnie i kieruje się do centrum miasta. Oczywiście po drodze deptakiem widzę ludzi proszących o pieniądze. Podziwiam ich oraz ich odwagę. Idąc obok kontenera z ubraniami oczywiście przystaję przy nim dłuższy moment. Nikt mnie nie wygania bo znajduje się on na odludziu. Kiedy jestem przy nim przejeżdżają może 3 auta. Znajduje w nim dwa koce i ubrania w worku. Wyciągam z nich przydatne dla nas rzeczy, na szczęście jest tam więcej ubrań dla córki niż dla nas.Dzisiaj mam niesamowite szczęście bo idąc chodzikiem i skręcając bezpośrednio do naszego domku znalazłam 5 dolców leżących na chodniku. Podekscytowana jak nigdy otwieram drzwi i od razu widzę moją córkę która bawi się lalką którą dostała od chłopaka na 3 urodziny. Gdy mnie zauważa krzyczy uradowana.
- Mama!! - podbiega do mnie, a ja Podnoszę ją i całuję w policzek.
- I jak? - pyta mężczyzna. Podaje mu siatkę.
- Nieźle młoda. Będzie na 3 dni. Ja wczoraj znalazłem wyrzucony garnek tak więc może ogrzejemy się?
- Jasne. Daj mi chwilę odpocząć. Zaraz ci pomogę.
- Spędź trochę czas z córką. - Puszcza mi oczko i wychodzi na dwór.
- Jak się czujesz mamo? - pyta wtulając się we mnie.
- Lepiej. Już nic mnie nie boli. Jadłaś już coś? - pytam na co kiwa główką.
- Może pobawimy się co? - proponuję.
- Takk!! - szybko stawiam ją na ziemię a ta biegnie po zabawkę. Śmieje się na jej zachowanie. Zimną podłogę okrywam kocem a po chwili wlatuje szczęśliwa dziewczynka trzymając lalkę w prawej ręce. Gdy usadawiamy się na kocu razem odpływamy w krainie wyobraźni.
- Dziewczyny zapraszam na kolację. - na ziemię sprowadza mnie dopiero głos Franka.
- Hope, chodź na kolację. - sprzątam koc i siadam, a raczej stoję obok prowizorycznego stołu.
- Pobłogosław, Panie Boże, nas, ten posiłek, tych, którzy go przygotowali i naucz nas dzielić się chlebem i radością ze wszystkimi. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen. - mówimy jednym głosem i po skończonej modlitwie siadamy do stołu i jemy w ciszy bułkę popijając przegotowaną wodą. Po kolacji przebieramy się po piżam i kładąc się na materacu który przyniósł nam Frank z jego przyjacielem.
- Bet, jeśli chcesz możesz jutro nie wychodzić. Jedzenia starczy nam na dwa dni. Możesz odpocząć. Ja wychodzę z Andre na magazyny. Przyszedł i zaproponował. Zobaczymy czy uda się coś zdobyć. Wiem że obiecałem że zostanę ale nie mogę się oprzeć myśli że znajdę coś wartościowego dla nas. - uśmiecha się lekko.
- Bądź ostrożny i nie martw się nie jestem zła. - patrzę w jego oczy.
- Będę. Dobranoc Betty. - mówi szeptem a ja przytulam córkę która już zasnęła. Przykrywam się kocem a po chwili zasypiam z myślą o lepszym jutrze. Nadzieja matką głupich.================================
Witam was w nowym opowiadaniu!!
Jestem bardzo podekscytowana tym pomysłem i nie mogę się doczekać waszych reakcji. Rozdział będzie pojawiać się co tydzień w piątki między 11 a 13 a to przez bardzo ograniczony czas przez maturę i przygotowanie do niej. Juz teraz mogę obiecać że poprowadzę tą książkę do końca bez zbędnych przerw.
Do następnego!! 😘
Autorka
CZYTASZ
For Hope
RomanceBezdomna dziewczyna z niespełna czteroletnią córką przeżyła już wiele w swoim życiu. Mieszka w opuszczonym budynku pozostawiając swoją córkę z jej kolegą który jest alkoholikiem. Jej rutyną na ulicach Nowego Yorku jest poszukiwanie jedzenia lub ub...