Wspomnienia

160 23 3
                                    

- Co ci kurwa chodzi po głowie?! - słyszę jak krzyczy Mercedes.
- Stój kurna, nie będę do ciebie krzyczeć. - mówi tym razem Daria. Zatrzymuje się odwracając się w ich stronę wkurwiona.
- Co!?
- Do samochodu już. - mówi narzyczona mojej przyjaciółki. Gdy już jesteśmy w samochodzie za kółko wsiada Daria, ale nie odpala silnika tylko patrzy na mnie.
- Dlaczego wyjechałaś na tą dziewczynę? Jak chciałaś się wyżyć trzeba było zamówić sobie kurwę a nie wyzywać się na Betty i Hope.
- Nie wiem. - mówię dając ręce na kolana i opuszczając głowę.
- Przecież przed treningiem było wszystko okej, co się stało? - pyta Mercedes.
- Szczerze to nie wiem. Ten dziennikarz mnie wkurwił to myślałam że może jest z nim? Nie wiem.
- Ona była tam z dzieckiem! Dziennikarz z dzieckiem?! 
- To było jej dziecko? - pytam niepewnie patrząc na Darię.
- Tak, czteroletnia córka tej dziewczyny. - mówi szeptem a ja kompletnie nie wiem co powiedzieć. Przecież ta laska wyglądała na 18 lat!!
- Zobaczcie, wychodzi teraz. - wskazuje na wspomnianą dziewczynę. Rzeczywiście jest z dzieckiem. Teraz wstyd mi za moje żałosne zachowanie.
- Mamo a co ten Pan ma w ręce? - pyta dziewczynka na tyle głośno że słyszymy ją. Patrzę na chłopaka a w rękach na zwykłego Iphona.
- Nie wiem kochanie. Idziemy do domku, zjemy obiad który przygotował Frank i pójdziemy spać co? - kuca przy dziecku a ta kiwa głową.
- A wujek zostanie dzisiaj czy będzie zbierał pieniążki? - oglądamy tą scenę w ciszy, lekko otwierając okno.
- Nie wiem Hope. Pewnie pójdzie poszukać jedzenia bo bułki które ostatnio przyniosłam są już twarde i przestarzałe wiesz? - po chwili znikają za zakrętem. Daria zapala auto i wyjeżdżamy z parkingu.
Szczerze ta rozmowa brzmiała tak jakby one były bezdomne. Ale przecież nie śmierdziało od nich a ubrania były czyste.
- Zaprosiłam je w sobotę na nasz trening. Postaraj się nie spierdolić tego dobrze? - mówi Daria gdy parkuje pod moim domem. Przytakuje twierdząco głową, biorę torbę z rzeczami i wysiadam z auta. Macham do przyjaciółek i znikam za bramą. Mam straszną ochotę na fajkę ale nie mogę.
- Draco nie wolno. - mówię do jednego z dwóch dobermanów a po chwili strzelam sobie facepalma bo przecież mój pies jest głuchy. Aktualnie szczekał na zamknięte drzwi od strony tarasu. Sonia jak zwykle obserwuje otoczenie z wycieraczki przy frontowych drzwiach.
- Sonia. - mówię czule do suczki i głaszcze ją po grzbiecie. Na moje słowa wesoło merda ogonem, a raczej końcówką ogona.
Wchodzę do domu a po chwili mówię do suczki :
- Sonia idź po draco. - Po chwili wraca z samcem a ten od razu zaczyna skakać z radości na mój widok. Po uspokojeniu siadam na kanapie i włączam losowy kanał. Moje myśli mimowolnie wracają do mojego domu rodzinnego. Nie są to zbyt mile wspomnienia.

Obudziło mnie szarpnięcie za włosy. Od razu otwieram oczy i patrze na sprawcę. Nie jestem w stanie nic powiedzieć ani zrobić bo od razu zaczyna mnie bić po całym ciele. Przy tym nic nie mówi ale wyczuwam obrzydzającą woń alkoholu. W tym momencie postanowiłam że nigdy nie tknę napojów alkoholowych. To były moje ostatnie urodziny w tym domu.

Otwieram oczy które zalane są łzami. W takich chwilach słabości automatycznie wybieram dobrze znany mi numer.
- Hej mamo. Mogę przyjechać? - pytam łapiąc się za głowę.
- Oczywiście kochanie. Zabierasz ze sobą psiaki? - słyszę w jej głosie że jest zmartwiona.
- Tak wezmę, Victoria będzie miała radochę. Do godziny powinnam być.
- Dobrze, przygotuje ciasto. Jedź ostrożnie. Do zobaczenia.
- Papa. - rozłączam się i wszystko co dzieje się dalej jest machinalne i bez jakiegokolwiek kontaktu z rzeczywistością. Pakuję psiaki do auta, biorę torbę z czystymi ubraniami i rzucam na przednie siedzenie. Droga na szczęście jest pusta przez co mogę jechać szybciej i po 30 minutach jestem już przed bramą. Dopiero w tej chwili odzyskuje wzgledną samokontrolę. Bramą się otwiera i wjeżdżam na podjazd. Wypuszczam psy które wesoło zaczynają biegać i znikają za dom. W drzwiach wejściowych pojawia się moja mama. Od razu widzę że martwi się moim stanem.
- Chodź kochanie do biura. Vic przyjdzie później. - mówi i oplata moje ramię swoim. Wchodzimy do pięknie urządzonego biura, ja siadam na biurku a ona staje między moimi nogami. Od razu przytulam się do niej i zaczynam płakać. Kobieta od razu od wzajemnia i głaszcze mnie pocieszająco po plecach. Wyjątkowo ciężko było mi się uspokoić ale po dłuższym czasie odsuwam się od niej.
- Chcesz ze mną porozmawiać? - kiwam głową.
- Jako kto? - pyta cicho.
- Jako pacjentka. - mówię szeptem.
- Usiądź w takim razie. - robię co mówi. Znajduje się teraz przed nią, a dzieli nas masywne biurko.
- Więc co się stało? Co spowodowało twój stan. - pyta.
- Wspomnienia. - mówię patrząc na swoje palce.
- Opiszesz mi je? - wiem że muszę to zrobić żeby mi pomogła.
- Moje ósme urodziny....- mówię spoglądając na nią. Widzę jak jej mięśnie się spinają.
- Jak się z tym czujesz?
- Jak jestem tutaj to lepiej. Teraz czuję spokój.
- Wiesz może co wywołało to wspomnienie?
- Chyba. Dzisiaj miałam trening. Przed wejściem zaczepił nas dziennikarz. Potem na trening weszła dziewczyna z dzieckiem, jak się dowiedziałam czterolatka. Opierdoliłam ją że jak jest jedną z dziennikarskich kurw to ma spieprzać. Trener za to wyrzucił mnie z treningu i dostałam ostrzeżenie. Mercedes zaprosiła ją na sobotni trening. Nie wiem dlaczego akurat to wspomnienie pojawiło się w mojej głowie.
- Na początek nie przeklinaj Gio. Masz stwierdzone PTSD to już wiemy. Myślę że to ta dziewczyna z siostrą musiała wywołać wspomnienia z dzieciństwa.
- To była jej córka... Ona wyglądała na 18 lat....
- Twoja matka zaszła w ciążę w wieku 17 lat. Już mamy odpowiedź na Twój dzisiejszy stan. Chcesz leki? - od razu zaprzeczam.
- Dobrze kochana. Jest jeszcze coś o czym chcesz porozmawiać? - patrzy mi w oczy. Od razu odwracam wzrok.
- Pamiętaj że cię kochamy. - wstaje i podchodzi do mnie. Nie przytula mnie jednak, ale czeka na mój krok który wykonuje szybko. Odsuwamy się dopiero gdy słyszymy pukanie do drzwi.
- Proszę. - mówi moja mama. Uśmiecha się gdy widzę małą główkę Victorii.
- Georgia!!! - krzyczy odbiegając do mnie, od razu podnoszę ją na ręce i przytulam.
- Chodźcie na dół. Ukroje nam ciasta. - kiwam głową i i idziemy do salonu ale wcześniej uprzedza mnie pytanie mamy.
- Zostaniesz do czwartku? - kiwam twierdząco głową. Kobieta uśmiecha się.

For HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz