Wspomnienia V2

205 22 4
                                    

Postanawiam że wyjdę puki osoby są zajęte sobą. Hope chyba też chce wyjść bo patrzy w tą stronę. Ciągnie mnie w tą stronę. Wychodzimy nie żegnając się z nikim. Okazuje się że na dworze jest już ciemno. Coś czuję że wracanie kamienną ścieżką będzie udręką ale sama się kazałam na ten los prawda?

Gdy docieram do domu Hope śpi mi na rękach cicho chrapiąc. Otwieram drzwi i wchodzę do środka, odkładam córkę na materac i przykrywam kocem. Wstaję i patrze w przestrzeń. Wzdycham cicho i ściągam z siebie ubrania pozostając w samej bieliźnie. Patrzę na odznaczajace się żebra oraz przy okazji na bliznę która powstała na skutek zbyt małego doświadczenia w walce.

***
- Wracaj tu mała szmato!! - krzyczy za mną właściciel piekarni gdy z tyłu sklepu zbierałam lekko spalone bułki. Na szczęście był otyły dlatego łatwo uciekłam, ale niestety bez jedzenia. Wybiegłam na ruchliwy deptak a po sekundzie wtopiłam się w tłum.
Postanowiłam wrócić tam za pół godziny. Nie powinien podejrzewać że wrócę. Nie wiedziałam jaki to był błąd.
Jak postanowiłam tak zrobiłam i właśnie wybieram lepsze bułki. Nagle drzwi zaplecza zostały otwarte a z nich wyszedł ten sam   mężczyzna ale nie sam. Było z nim 2 innych kolesi którzy szybkim krokiem podeszli do mnie i zaczęli okładać pięściami. Bili bardzo mocno nie patrząc na to gdzie uderzają. Straciłam przytomność gdy jeden z facetów kopnął mnie w głowę. Jak się okazało nie używali tylko pieści.

Powoli odzyskuje przytomność i siły. Leżę na wygodnym łóżko a z mojej prawej strony dobiega drażniący odgłos. Dopiero teraz dociera do mnie że mam coś w gardle. Zaczynam się krztusić.
- Zaczekaj, powoli. Weź wdech i wydech. - robię co mówi przyjemny dla ucha głos. Niewygodne urządzenie zostało uwolniune z mojego gardła. Otwieram powoli oczy a gdy dociera do mnie że jestem w szpitalu, z moich oczu wylatują łzy. Na prawej ręce mam werflon a na lewej nieznany mi przyrząd.
- Hejj co się stało? - doktorka siada obok mnie.
- Ile tu jestem? - mówię ochrypłym głosem na co kobieta daje mi pod usta kubeczek z płynem, odchylam głowę.
- To tylko woda spokojnie. - mówi spokojnie. Patrzę jej w oczy. Nie widzę nic podejrzanego dlatego biorę dwa łyki bo mam strasznie suche gardło.
- Jesteś tutaj cztery dni. - kolejne łzy opuszczają moje oczy.
- Nie miałaś przy sobie dokumentów. Podasz mi adres zamieszkania i swojej dane?
- Nazywam się Betty William. 
- Adres? - mówi zapisując.
- Nie mam. - jak się spodziewałam nastała niezręcza cisza. Postanawiam ją przerwać.
- Chcę wyjść na własne życzenie. Nie jestem w stanie opłacić rachunku za leczenie. A za tą wizytę co jestem teraz to chyba będę musiała sprzedać nerkę.
- Jesteś po ciężkiej operacji. Musisz zostać na obserwacji przynajmniej tydzień. - wyjaśnia doktorka, a ja chcę uciec.
- Musze iść. Moja córka na pew...... - Po chwili dopiero dociera do mnie co powiedziałam.
- Masz córkę? Ile ty masz lat dziecko? - przerywa mi kobieta.
- 21.
- Chcesz żebym przebadała cię ginekologiczne? Bez żadnych świadków, tylko my dwie. - mówi patrząc mi w oczy.
- Nigdy nie miałam robionego. - mówię.
- Nie chodziłaś do ginekologa podczas ciąży? - kiwam głową na nie.
- Rodziłaś naturalnie? - kiwam głową na tak.
- W szpitalu?
- Nie. - mówię szeptem. Łza spływa po moim policzku.
- Nie jestem i nie byłam w stanie pokryć kosztu porodu i pobytu w szpitalu. - mówię a z moich oczu wypływaja więcej łez. Czuję jak miękki materac ugina się a po chwili czuję ramiona oplatające mnie. Rozpakuje się na dobre.
- Jutro przyjedzie do ciebie policja, w sprawie pobicia.
- Nie będę zeznawać. Nie chce mieć jeszcze więcej problemów. Chcę po prostu wrócić do domu. - spuszczam głowę i zaczynam bawić się palcami.
- Doktor Martinez, jest Pani pilnie proszona na blok operacyjny. - do sali wpada pielęgniarka.
- Już idę. Przyjdę do ciebie później. - pokazuje na mnie palcem. W ciągu 3 lat nikt nie okazał mi tyle wsparcia co ona. Jest bardzo duże prawdopodobieństwo że robi to tylko i wyłącznie dlatego że jest lekarzem, bo kto chciałby rozmawiać z takim ludzkim śmieciem jak ja.

***

Zostałam ten tydzień w szpitalu tak jak prosiła lekarka bo powiedziała że to dla mojego dobra. Gdy wychodziłam już z niego okazało się że zapłaciła za mój pobyt w szpitalu. 55 tysięcy dolarów. Oczywiście podziękowałam jej za to ale to oczywiste nie jest wystarczające. Nic nigdy nie będzie wystarczające żeby odpłacić się za taką pomoc i cenę. Chciałam oddawać jej pieniądze w ratach ale lekarka powiedziała że mam kupić córce coś dobrego do jedzenia i będziemy kwita. Przekonała mnie również do tego żeby zgłosić to na policję. Przyjechali, złożyłam zeznania i na tym się skończyło. Nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności za to co mi zrobił.
Z tym niezbyt dobrze kojarzacym się przeżyciem ubieram w miarę nowe ubrania i kładę się spać obok córki.

=======
Przepraszam że nie było wczoraj rozdziału ale po prostu zapomniałam wstawić z nadmiaru emocji 😅
Wczoraj kończyłam technikum i kompletnie o tym zapomniałam. Jeszcze jedna osóbka ciągle chodzi mi po głowie i nie mogę się skupić na niczym innym niż na niej.

Oczywiście jak zawsze do piątku i powodzenia maturzystą ❤️❤️

For HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz