Mam na imię sonic. Sonic the hedgehog. Jestem bohaterem. Ocaliłem moją planetę nie jeden raz. Do niedawna moje życie było kolorowe, ekscytujące i ciekawe, jednak teraz moi przyjaciele z którymi dotychczas przeżywałem przygody nagle zgłupieli. Wolą spędzać czas ze swoimi chłopakami i dziewczynami. Knuckles- dzielny poszukiwacz skarbów i przygód, teraz woli chodzić na jakieś randki z Rouge. Tails- mój prawie brat, ostatnio wystawił mnie bo wolał iść do kina z Cream. Bardzo mi ich brakuje, a jeszcze bardziej boli mnie ze ja nie znalazłem sobie jeszcze miłości. Owszem, miałem wiele dziewczyn ale jakoś żadnej z nich nie dażyłem szczególnym uczuciem. Po paru nieudanych związkach, nawet zacząłem się trochę dziewczyn brzydzić. Teraz jestem z Amy. Nie kocham jej, ale nie chce żeby była przeze mnie smutna. Staram się jej unikać jak najbardziej.
Obudziłem się około 9.00. W domu byłem sam. Znowu. Zjadłem śniadanie, ogarnąlem się i poszedłem poranne bieganie. Nie odbiegłem jeszcze daleko od domu, kiedy nagle usłyszałem dobrze mi znany rechot.
S:*O jezuuuuu. Eggman znów próbuje mi popsuć dzień*
S: CZEGO TYM RAZEM CHCESZ JAJOGŁOWY!?
Eg: Ahh, kogóż my tu mamy. Sonic szczur we własnej osobie.
S: Mam zamiar załatwić to szybko, wiec od razu możesz się poddać głupku!
Eg: Zastanów się lepiej gdzie będziesz spał, po naszej walce.
S: Co? Nie rozumiem.
Dopiero teraz spostrzegłem, że robot eggmana ma na ramieniu coś z czego się dymiło. To coś było wycelowane w mój dom. Teraz zrozumiałem.
S:NIE!!! NAWET SIĘ NIE WA-
Zdążyłem zobaczyć tylko ogień i dym. Mój dom został doszczętnie spalony.
S: POŻAŁUJESZ TEGO GNOJU!
Eggman nie przejął się moja groźbą i wydał rozkaz:
Eg: ROBOTY! WYCOFUJEMY SIĘ!
Nie miałem czasu by za nim biec. Musiałem ratować co się dało. Po moim domu zostało pare zwęglonych desek, trochę cegieł, resztki kanapy i mnóstwo popiołu.
S: NIE NIE NIE! CO JA TERAZ ZROBIĘ???!!! NIENAWIDZĘ CIĘ EGGMAN!
Chwile płakałem nad resztkami mojego domu, a później postanowiłem poszukać schronienia na noc.Chwilę później, u tailsa w warsztacie.
T: JAK TO NASZ DOM ZOSTAŁ ZNISZCZONY!? Gdzie my teraz będziemy spać- zaszlochał lis.
Z kuchni wyszła cream.
C: U nas w domu jest wolne jedno łóżko.
Tails i Sonic popatrzyli po sobie.
S: Niech Tails je zajmie. Ja do wieczora znajdę sobie coś innego.
T: Sonic, jesteś pewien?
S: Tak- uśmiechnąłem się lekko.
S:Muszę już lecieć, PA!
Wybiegłem z warsztatu i po chwili zatrzymałem się na małej polance, by pomyśleć do kogo mogę się udać. W tej chwili zauważyłem w oddali Shadowa.
S: *Co ten tu robi?*
Shadow pobiegł gdzieś w stronę lasu.
S: *Może go chwile pośledzę? Aktualnie nie mam nic ciekawszego do roboty*
Pobiegłem w stronę, gdzie zniknął mój rywal. Po chwili znalazłem ślady jego rolek.
S:*Głupek się mnie nie spodziewa. Haha. Spróbuje go wystraszyć. Ciekawe czy mi się uda*
Zacząłem skradać się do wejścia do jaskini, gdzie prawdopodobnie siedział Shadow.
S:TU CIĘ MAM FAŁSZYWCU!!!
Znieruchomiałem. Shadow stał w cieniu. Jego oczy błyszczały czerwienią. Dyszał wściekle. Jednak moja uwagę przykuła ogromna fioletowa rana na jego boku. Nadal jeszcze sączyła się z niej krew. Błysnęło zielenią i nagle Shadow znalazł się tuż przede mną. Już szykował się by zadać cios, gdy nagle zamarł. Jego oddech przyspieszył niepokojąco. Po chwili zemdlał. W ostatniej chwili go chwyciłem.
S: SHADOW?!
S:* O JEZU CO JA MAM ROBIĆ. TRZEBA GO JAK NAJSZYBCIEJ DAĆ DO ZBADANIA TAILSOWI.
Chwyciłem go mocniej i podniosłem.
S:(szept) Proszę Shadow wytrzymaj chwilkę.
W warsztacie Tailsa.
Już od 5 godzin Tails siedzial z nieprzytomnym Shadowem w pokoju. Nerwowo chodziłem w kółko, czekając aż, Tails pozwoli mi zobaczyć Shadowa.
T:Sonic! Możesz już wejść.
W ułamku sekundy znalazłem się w pokoju gdzie leżał Shadow.
Był przykryty białym prześcieradłem. Do ręki podłączona miał kroplówkę.
Leżał na plecach z głowa przekrzywioną w moja stronę.
*CHOLERA*- pomyślałem.
Kiedy spał, Shadow był naprawdę słodki.
*SHADOW?! SŁODKI?! SONIC OGARNIJ SIĘ!*
Nie mogłem oderwać wzroku od jego twarzy. Shadow uśmiechał się przez sen. Był to uśmiech jakiego nie znałem. Zwykle jeśli Shadow się uśmiechał, to był to uśmiech kpiący i nieprzyjemny. Teraz jego uśmiech wyglądał niewinnie i uroczo. Wybiegłem z pokoju.
*Musze się ogarnąć*-pomyślałem.
Byłem strasznie senny. Nawet nie zauważyłem, kiedy zasnąłem na krześle.Obudził mnie trzask. Otworzyłem oczy i w porannym blasku słońca zobaczyłem
Shadowa.
S:SHADOW! Nic ci nie jest! Strasznie się martwiłem o ciebie.
Przytuliłem się do niego. Po chwili dotarło do mnie co zrobiłem. Shadow odepchnął mnie. Ale nie ze wstrętem tylko z zakłopotaniem. Zarumieniłem się.
Sh: Zostaw mnie fałszywcu. Po cholerę mnie tu zabrałeś? A z resztą nie ważne .
Shadow wybiegł z domu.
S: HEJ! POCZEKAJ!
Popędziłem za nim. Shadow zatrzymał się. Widać było ze nie chce bym za nim podążał.
Sh: Czego chcesz.
S: Chce się upewnić, że jesteś bezpieczny- wypaliłem.
Shadowa zamurowało. Poczerwieniałem i zaśmiałem się nerwowo.
S: N no wiesz, nie chcę żeby okazało się ze na darmo uratowałem ci życie.
*Boże co ja odwalilem*
Sh: Wcale nie uratowałeś mi-
Shadow zachwiał się. W ostatniej chwili złapałem go i przytrzymałem.
S: Może jednak ci pomogę?
Shadow spojrzał na mnie.
Sh: Niech ci będzie.
Shadow puścił się mnie i próbował samodzielnie iść, ale po chwili znowu musiałem go chwycić .
S:Hahah. Niezdara.
Sh: grrr
Kazałem Shadowowi chwycić się mnie za ramie, a sam chwyciłem go w pasie.
S: Tak będzie ci prościej.
Shadow popatrzył na mnie z zaskoczeniem i.....WDZIĘCZNOŚCIA?!
Sh:Dziękuję-mruknął.
W tej chwili coś poczułem. Jakieś uczucie którego wcześniej nie znałem. Zrozumiałem wreszcie czemu moi przyjaciele tak się ekscytują tą swoją miłością. Miłością? Chwila.
CZY JA SIĘ WŁAŚNIE ZAKOCHAŁEM?!
CZYTASZ
SONADOW: wróg, przyjaciel czy coś więcej?
FanfictionTo normalny dzień w green hills. Kolejny nudny dzień. Sonic the hedgehog, bohater który nieraz uratował ten świat, nudzi się niemiłosiernie. Jego przyjaciele nie mają na niego czasu ponieważ są zajęci spędzaniem czasu ze swoimi drugimi połówkami...