3. Błękitny płomień.

110 12 5
                                    

Dłoń mężczyzny schowana pod cienką, czarną rękawiczkę uścisnęła jego rękę. Biło z niej przyjemne ciepło. W tej chwili Pines zdołał się w pełni rozluźnić. Cały ten stres zniknął jak ręką odjął.

— W takim razie miło mi cię poznać. Nazywam się Bill Cipher.

Dopiero teraz, gdy ten mówił, Dipper przyjrzał się mu jakkolwiek lepiej. Uwagę Pinesa wpierw przykuł nieskazitelnie biały bandaż, który starannie chował przed światem prawe oko blondyna. Następnie przyciągnął ją piękny uśmiech nieznajomego uwydatniający jego policzki oraz wręcz gładka, jasna - nawet w blasku ognia przypominająca porcelanę - cera. Mężczyzna nosił się bardzo elegancko. Miał na sobie jasno-żółtą koszulę z białym, niedużym żabotem, u którego przypięta została trójkątna, złota broszka o czarnym oku. Luźne rękawy koszuli nieznacznie wystawały spod płaszcza, a ich mankiety były całkiem proste, acz spięte pozłacanymi guzikami. 

Wzrok Dippera utkwił w nienaturalnie-złotej tęczówce. Lekki, melodyjny, niesamowicie przyjemny dla ucha głos dudnił mu w głowie, rozpraszając jego myśli. Czarujący i idealny... Jak jego posiadacz. A przynajmniej takie pierwsze wrażenie wywarł na nim ten człowiek, który ewidentnie musiał należeć do jakiegoś szlacheckiego rodu. 

Młody Pines zamrugał parokrotnie. "Cipher"? Gdy w pełni to do niego dotarło, na jego twarzy pojawiło się spore zmieszanie.

— O-och — wydusił z siebie jedynie tyle.

— Coś nie tak, mój drogi? — zagadał Bill, przekrzywiając nieco głowę. Opuszkami palców zaczepiał leniwie o krawędzie kryształowego kielicha, w którym powoli kończyło mu się czerwone wino.

— Nie, nie! — Dipper powiedział to trochę za głośno, czym nieświadomie ściągnął na siebie więcej spojrzeń. — Po prostu... Nie jesteś stąd, prawda? — zapytał, na co tamten tylko mu przytaknął. — Zwyczajnie zastanawia mnie twoje nazwisko — mruknął sugestywnie. Sądził, że drugi wyłapie bez problemu tę aluzję.

— Moje nazwisko? — powtórzył blondyn, udając zastanowienie. — Ach, wiem~ Jest doskonałe, czyż nie? — uśmiechnął się przekornie.

Pines zagryzł delikatnie wargę. Widząc to, demon podniósł się nieco z miejsca i pochylił do przodu, opierając łokciami o stół. Tym sposobem nachylił się mocno w stronę swojego towarzysza. Dipper zamarł w bezruchu. Ich twarze dzieliła teraz dość nieduża odległość.

— Chodzi o to, że... — zaczął pospiesznie brunet, ale Cipher przyłożył mu palec wskazujący do ust.

— Śmiem zauważyć, że jesteś trochę za głośny, Sosenko — mówiąc to, Bill zlustrował go psotnym wzrokiem, jaki powędrował od kształtnych ust, po śliczne, brązowe oczy.

Policzki Dippera trochę się zaróżowiły. I on sam nie wiedział, czy stało się to przez tę drobną uwagę, gesty nieznajomego czy może przez niespodziewaną, nową ksywkę, jaką ten właśnie go ochrzcił.

— Wybacz — powiedział Dipper już o wiele ciszej, spuszczając wzrok.

— Nie przepraszaj. Obawiam się jedynie, że niektórzy mogliby uznać cię za... — Demon przesunął palce na podbródek chłopaka i zmusił go do spojrzenia na siebie. —... spore dziwadło — dokończył z szerokim uśmiechem.

Niespodziewanie ktoś zatrzymał się tuż przy nich. Bill ani drgnął.

— Wszystko w porządku? Chciałby pan coś jeszcze zamówić? — zapytała jedna z tutejszych kelnerek. Była wysoką dziewczyną z kasztanowymi włosami zaplecionymi w dwa warkocze. Nosiła wyblakłą, niebieską sukienkę i czarny fartuszek. — Jejku, ale tu zimno... — mruknęła cicho, a jej wzrok spoczął na oknie, jakie znajdowało się tuż za plecami Ciphera. — Mam je zamknąć? — zwróciła się prosto do Dippera.

Pine Tree & The DemonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz