— Wybacz za ten mały bałagan. Rzadko miewam gości, a w ostatnich dniach byłem zapracowany.
— Nie przepraszaj. Zresztą nie widzę tu żadnego bałaganu.
— Nie? To świetnie! Czuj się jak u siebie! Chcesz coś do picia? Mogę przynieść piwo albo przygotować herbatę. Do wyboru zielona, czarna i...
— Chyba najchętniej napiłbym się piwa. Może... Zagramy w coś?
Wkrótce Dipper siedział za stolikiem z nosem schowanym w małej talii kart. Po przeciwległej stronie miejsce zajęte zostało przez Samuela, który spoglądał na niego wyczekująco, trzymając zaledwie dwie karty. Był o krok od wygrania ich trzeciej tury remika.
Pines z zadowoleniem wyrzucił sekwens, a następnie odrzucił pierwszą lepszą kartę. Wtedy Sam dobrał sobie kolejną z zakrytej puli. Uśmiechnął się dumnie. Mina jego przeciwnika zrzedła.
— Przykro mi, ale nie tym razem — oznajmił radośnie, wykładając na stół całą trójkę. Z ust bruneta uciekł dobitny jęk zawodu. — Nie przejmuj się. Szło ci dużo lepiej niż za pierwszym razem.
— A byłem tak blisko! — Dipper zmrużył gniewnie oczy.
Nie należał do zbyt cierpliwych. Czasami ponosił go duch rywalizacji, a niektóre porażki sprawiały, że czuł się nieco upokorzony - zwłaszcza te w obcym towarzystwie. Może dlatego, że ilekroć dawniej grał w coś z Mabel, ta niemal zawsze wygrywała? Oczywiście pomijając gry planszowe, do których nigdy nie była chętna. Albo też dlatego, że gdy skończył jedenaście lat bardzo chciał zaimponować Wendy i próbował wdać się w grupę jej przyjaciół? Tamta zgraja nastolatków lubiła się z nim drażnić, a wszelkie zabawy, w które go wciągali, kończyły się absolutną skazą na jego dumie. Dąsał się więc tak długo, póki drugi nie zaproponował:
— To co, kolejna rundka? Będziesz miał szansę na odwet, Dip — podsunął Samul zachęcająco, z trudem maskując swoje rozbawienie pomieszane z rozczuleniem.
— Zgoda. — Chłopak natychmiast się rozchmurzył.
Sięgnął po kufel. Po jego gardle rozlała się gorycz zimnego piwa, które przynosiło mu znikome poczucie ulgi. W międzyczasie rudzielec zebrał karty, żeby zacząć je tasować.
— Jeśli to cię pocieszy... Nie ma w tym zamku osoby, która kiedykolwiek wygrała w czymkolwiek z naszym księciem. Remis jest już ogromnym sukcesem. Miałem tę wątpliwą — odchrząknął cicho, jakby zdając sobie sprawę z niestosowności swoich słów — przyjemność zagrać z nim raz w karty, których podobno wtedy jeszcze nigdy nie miał w rękach. Straszne przeżycie!
— Boisz się go. Dlaczego dalej tutaj jesteś?
— Moja rodzina od pokoleń opiekuje się królewskimi końmi. Lata temu, to znaczy zanim książę został przeklęty, przejąłem tę posadę po dziadku. Poza tym, ta kreatura, która go przeklęła, dotknęła również nas. Nie mógłbym odejść. Razem tkwimy w tym pokręconym bagnie pełnym cudów — powiedział posępnie, marszcząc przy tym delikatnie nos.
Zaczął rozkładać karty. Dipper z ciekawości nie mógł wytrzymać:
— O co chodzi z tą całą klątwą?
— Ty... Nie wiesz? — Sam był szczerze zaskoczony. Po chwili pokręcił przecząco głową. — Jeżeli on ci nie powiedział, to nikt nie ma do tego prawa.
Wszelkie nadzieje Dippera opadły w sekundę. Z cichym westchnieniem odchylił głowę. Co ten Cipher ukrywał?
— A powiesz mi chociaż, co znajduje się w lewym skrzydle?
Wyraz twarzy rudzielca stał się nerwowy. Na jego skroniach aż zatańczyły krople potu.
— Nie mogę — wykrztusił. Skończył rozdanie. Pines sięgnął po swoją pulę z myślą, że wcześniej czy później dowie się tego. — Właściwie — po paru chwilach Samuel zdołał się opanować i przybrać trochę wymuszony uśmiech — jak tam układa ci się relacja z naszym panem?

CZYTASZ
Pine Tree & The Demon
FanfictionOto i Billdip osadzony w świecie "Pięknej i Bestii". Tutaj to Dipper Pines odgrywa rolę tego "pięknego", a Bill Cipher rolę "bestii" - demona zamieszkującego niszczejące zamczysko, o którego istnieniu wszyscy nagle od tak zapomnieli. W tym miejscu...