3. Baletnica

63 4 0
                                    

#tinkerbellvlla

Matka rzeczywiście zapisała mnie wczoraj na łacinę, dlatego teraz jestem zmuszona do lekcji online z jakimś gościem. Jest on całkiem w porządku, a sam język mnie ciekawie, ale i tak mi się nie chcę.

Mihi nomen est Yellow – powtarzam po nauczycielu.

– Dobrze, a teraz: Duodeviginti annos natus sum. Powtórz

Duodeviginti annos natus sum.

– Świetnie, a co to oznacza? Pamiętasz? – ekscytuje się facet.

– Mam osiemnaście lat? – Odpowiadam, ale w bardziej pytający sposób.

– Dokładnie.

Mężczyzna ma na oko trzydzieści lat. Brązowe włosy, chyba niebieskie oczy i lekki zarost. Wygląda w porządku, ale nie jest w moim typie.

Reszta zajęć mija nam na powtarzaniu takich prostych i podstawowych zagadnieniach. Od razu umawiamy się na następne zajęcia i na to, czego chcę się uczyć.

Po dwóch godzinach wychodzę w końcu z pokoju, aby zjeść śniadanie, bo od razu po przebudzeniu usiadłam do komputera. Wchodzę do kuchni i napotykam ojca, z którym się witam. Ten tylko na mnie spogląda i kiwa głową, a następnie wraca do rozmowy.

Michael Sparks ma firmę budowlaną. Głównie zajmuje się domami, które projektuje moja matka. Można powiedzieć, że siedzą w tym razem i chyba zamiłowanie do architektury ich połączyło.

Razem wybudowali naprawdę dużą ilość domów w Newport. Tych bogatszych i wartych minimum dwa, trzy miliony dolarów.

Moi rodzice naprawdę się kochają i tego nie można im odebrać. Są razem od dwudziestu pięciu lat i odkąd pamiętam, w każdy piątkowy wieczór idą na randkę. Najczęściej są to restauracje, w których wydają chore pieniądze. Ewentualnie wyjeżdżają gdzieś we dwójkę. Ostatnio byli na weekend w Los Angeles.

Sięgam miskę, mleko i płatki, a następnie przygotowuję ten prosty posiłek. Biorę łyżkę i jem na stojąco. Nie chce mi się nigdzie iść, bo zjem to dość szybko. Dłużej bym wybierała, gdzie chcę usiąść niż bym tam była.

Wsadzam brudne naczynia do zmywarki i wracam do pokoju. Ledwo przekraczam próg, a mój telefon zaczyna dzwonić. Spoglądam na wyświetlacz i dostrzegam, kto do mnie dzwoni. Niccolo Marazzato.

– Halo?

– Cześć, masz czas za godzinę? Pojechalibyśmy na miejsce wyścigu.

– Spoko, a wyślesz mi adres? Bo nie wiem, czy się na pewno wyrobię w godzinę.

– Przyjadę – odpowiada. – Za godzinę bądź gotowa.

I się rozłącza. Okej, czyli nie muszę iść na autobus. Dla mnie lepiej.

*

– Cześć – wsiadam do samochodu i rozglądam się po jego wnętrzu. – Tym będę jechać?

– Tak. Podoba się? – Spogląda na mnie kątem oka i odjeżdża spod mojego domu. Dokładniej mówiąc, to spod domu sąsiada.

– Bardziej mnie przeraża fakt, ile kosztuje i co mi zrobisz, jak je rozbiję.

Chłopak parska śmiechem i znów na mnie spogląda. Dostrzegam na jego twarzy naprawdę szczery, choć mały, uśmiech.

– Nie przejmuj się tym. To mój pomysł z tym wyścigiem, więc jestem w pełni przygotowany na koszty naprawy. Chociaż szczerze mówiąc, to myślę, że dojedziesz bez problemu.

My Little Tinker Bell [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz