Rozdział 19

22 5 12
                                    

Budzę się. Ogromny ból przeszywa całe moje ciało, a ja czuję się tak, jakby ktoś uderzał o moją głowę bejsbolowym kijem. Jest okropnie jasno, nie potrafię przez moment otworzyć oczu. Próbuję poruszyć palcem, jednak jestem w czymś ciasnym, czymś, co nie pozwala mi się swobodnie poruszać. Otwieram powoli oczy i widzę biały sufit. Kręci mi się w głowie i wszystko dookoła wydaje się takie niewyraźne. Podnoszę delikatnie głowę. Widzę cały biały pokój z jednym, małym oknem naprzeciwko mnie. Za oknem znajdują się kraty, a przez szybę wpada niewiele światła, choć przed sekundą było go w moim mniemaniu zbyt wiele. Czuję się jak w więzieniu. Momentalnie przypominam sobie, co się stało, i próbuję szybko się podnieść, jednak bezskutecznie.

Jestem przywiązana do łóżka.

Rozglądam się po swoim ciele, próbując choć trochę opanować emocje, które wiem, że za chwilę wybuchną. Jestem ubrana w beżowe, jasne spodnie, a na klatce piersiowej mam kaftan bezpieczeństwa. Wszystkie paski są mocno zaciśnięte. Nie mogę się poruszyć, co wzbudza we mnie ogromną panikę. Szarpię za materiał, a kiedy nie mogę wykonać choćby małego ruchu, zaczynam krzyczeć, zapominając, by myśleć racjonalnie.

Teraz już nic się nie liczy.

Wiem, że stąd nie ucieknę.

Znów jestem zupełnie sama.

Próbuję wyrwać się z krępujących mnie więzów. Kręci mi się w głowie, a gdy czuję, jak wykręcam sobie nadgarstek, krzyczę z bólu. Łzy lecą niekontrolowanie z moich oczu. Muszę się stąd wydostać. Uderzam głową o twardy materac. Moje działania nic nie dają, więc próbuję się uspokoić. Chcę rozgryźć materiał, jednak nie daję rady. Rozgryzam za to niechcący język, przez co czuję nieprzyjemny, metaliczny smak w gardle, jednak nie poddaję się i nadal próbuję się bezskutecznie uwolnić.

Nagle słyszę jak ktoś szybko wchodzi do pokoju. Zamieram.

- Pacjentka w dwójce zamierza zrobić sobie krzywdę. – Słyszę, jak jakiś mężczyzna mówi do krótkofalówki.

- Zatrzymać. W razie potrzeby podać morfinę. Już do ciebie idę. – Odpowiada mu kobiecy głos.

Rozglądam się i go zauważam. Ma na sobie fartuch lekarski, jest wysoki i ma ciemne włosy. Jego czekoladowe oczy patrzą na mnie zdziwione, a usta są lekko wykrzywione. Ku mojemu zdziwieniu delikatnie się uspokajam, widząc jego twarz. Ma ją taką... idealną. Nieskazitelną. Emanuje spokojem, który teraz jest mi bardzo potrzebny.

- Gdzie ja jestem? – Szepczę.

Lekarz uśmiecha się delikatnie i podchodzi do mnie powoli, nie spuszczając ze mnie wzroku.

- W szpitalu, Clara. – Mówi spokojnie. – Jesteś w szpitalu, a ja jestem twoim opiekunem. Pamiętasz mnie? – Przeczę, kiwając głową. Mężczyzna wzdycha, kręcąc głową. Przyglądam się mu uważnie. Jest młody jak na lekarza. Zbyt młody. – Zaraz przyjdzie do ciebie doktor Minkiewicz. – Wspomina po chwili.

- Co wyście mi zrobili? – Daję mu do zrozumienia, że chodzi o kaftan bezpieczeństwa.

- Po twojej ucieczce musieliśmy zadziałać poważniej, niż to było poprzednimi razami. Tym razem uciekłaś poza teren ośrodka, więc nie mogliśmy zostawić cię bez żadnej ochrony.

- Co? – Nic nie rozumiem.

- Clara, ty nic nie pamiętasz, prawda? – Pyta powoli nieznajomy.

- Pamiętam, jak w lesie ktoś otruł mnie środkiem nasennym, później obudziłam się tutaj.

Mężczyzna patrzył na mnie smutnym wzrokiem. Zaczęłam się obawiać, że zadziało się coś więcej, niż pamiętam. Jednak nie rozumiałam, co ma na myśli mówiąc o mojej ucieczce z ośrodka? Czyżbym nie była w szpitalu, a w miejscu, przed którym ostrzegał mnie Benjamin?

ODDECH PRZESZŁOŚCI [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz