Rozdział 21

19 5 13
                                    

Niewielu osobom mówiłam o słonecznikach. Niewielu osobom mówiłam o moich osiemnastych urodzinach. Ale nigdy, nikomu nie mówiłam o tamtych strasznych chwilach, w których to starszy ode mnie chłopak zaciągnął mnie siłą do męskiej łazienki.

To wszystko wydaje się takie nierealne. Jakbym została zamknięta w jakimś filmie, w którym rzeczy dzieją się zdecydowanie za szybko. Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć, a im bardziej próbuję się w to nie zagłębiać, tym bardziej to robię. Przeraża mnie moja psychika, możliwości mojego mózgu. Boję się faktu, że nie pamiętam o tych wszystkich rzeczach, o których mówiłam. A najbardziej nie daje mi spokoju to, że jestem z tym zupełnie sama, i nie ma nikogo, kto mógłby mi choćby po części wytłumaczyć, co jest ze mną nie tak. Siadam na ziemi, próbując oddychać w miarę równomiernie, jednak nie wychodzi mi to zbyt dobrze.

Przeraża mnie myśl, że jedynym wrogiem, jakiego teraz posiadam, jestem ja sama.

- Hej. – Słyszę cichy głos chłopaka, który przygląda mi się uważnie. – Jestem tu, przy tobie. Jesteś już bezpieczna.

Coś mnie skłania do tego, żeby po prostu podnieść się, podejść i się mocno w niego wtulić. Choć chwieją mi się nogi, podchodzę do niego i przyciskam swoje ciało mocno do jego ciała. Po chwili czuję, jak mężczyzna odwzajemnia uścisk, a ja rozpłakuję się już na dobre. Łzy płyną po moich policzkach, a ja nie próbuję ich ocierać. Tak strasznie brakowało mi kogoś, kto po prostu by mnie przytulił. Nie mówił złotych rad, nie próbował zrozumieć, co się dzieje w mojej głowie. Chciałam kogoś, kto da mi poczucie bezpieczeństwa, którego przez ostatnie miesiące nie miałam wcale. Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś był wobec mnie miły, kiedy odczułam od innych przyjazne uczucia.

Właśnie dowiedziałam się, że jestem chora. Że to moja wyobraźnia i wspomnienia sprawiły, że spotkałam Benjamina na tamtej imprezie. Że tak naprawdę to wszystko się nie wydarzyło.

- Będzie dobrze. – Słyszę i czuję przesuwającą się dłoń po moich plecach. Jak ktoś mi tak obcy może być mi tak bliski? – Jesteś silna, poradzisz sobie.

- Nigdy sobie nie radziłam. – Chlipię. – To nie ja powinnam tutaj teraz stać. To nie ja powinnam była przeżyć tamtego strasznego dnia.

Mężczyzna delikatnie odsuwa mnie od siebie, by spojrzeć mi w oczy.

- Nie znam dziewczyny silniejszej od ciebie, Clara. – Mówi i przekłada mi kosmyk włosów za ucho. – Nigdy nie wątp w swoją siłę.

Zaczynam się poważnie zastanawiać, czy pomiędzy mną, a tym lekarzem nie było czegoś więcej niż tylko koleżeńsko-lekarska relacja. Odkąd na nowo się poznaliśmy zachowuje się wobec mnie tak, jakbym była dla niego kimś więcej niż tylko pacjentką. I choć dziwnie jest mi to przyznać, kompletnie mi to nie przeszkadza.

Nawet mi to schlebia.

Jednak widzę jego zatroskane oczy i wiem, że nie jestem go godna. On potrzebuje dziewczyny, która go pokrzepi, która będzie przy nim w trudnych chwilach. Dziewczyny z tak dużym sercem jakie i on posiada. Nie potrzebuje kogoś takiego jak ja, wraka uczuć, który jedyne, co potrafi, to kłamać. Bezczelnie kłamać nawet przed samą sobą, że jestem kimś, kogo tak naprawdę już dawno nie ma.

Biorę głęboki wdech i przecieram twarz.

- Zacznijmy terapię wstrząsową. – Mówię stanowczo w jego kierunku. Mężczyzna uśmiecha się delikatnie i odsuwa ode mnie, jednak wciąż uważnie patrzy mi w oczy. Zbieram się na odwagę, by to zrobić, i choć boję się skutku, to wiem, że muszę się zmierzyć ze swoimi słabościami.

- To nie takie proste. – Mówi.

- To spraw, żeby takie było.

- Musiałbym załatwić kilka lewych pozwoleń, spróbować dogadać się jeszcze z główną doktorką. To wymaga czasu.

ODDECH PRZESZŁOŚCI [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz