8.

115 19 8
                                    

[Dazai]
Obudziłem się w obcym mi pomieszczeniu. Przez sklejone oczy widziałem jedynie plamę przypominająca mi żywą osobę. Po paru mrugnięciach zobaczyłem Fyodora i szpitalną scenerie. Jego fioletowe oczy były spuchnięte, musiał dużo płakać.
Gdy zobaczylem go w takim stanie i zrozumiałem że to moja wina, sam zacząłem ronić łzy w kółko go przepraszając. Przytulił mnie zapewniając że nic mu nie jest i to o mnie trzeba się teraz martwić.

Przyzwyczaiłem sie do takich porażek, nie zdążyłem się jeszcze przyzwyczaić do widoku Dostojewskiego obok mojego szpitalnego lozka.

Następnego dnia zostałem wypisany.
W domu czekała nas nieprzyjemna dla obu stron rozmowa.

-Dazai, chciałbym byś mi zaufał i mówił mi gdy coś się dzieje…

-Dobrze, będę - powiedziałem zupełnie nieszczerze

-Jutro godzina siedemnasta – podsunął mi wizytówkę – to dobry lekarz

Chcialem wykrzyczeć głośno że sie na to nie zgadzam i nigdzie nie pojde, ale nie umiałem. Patrzył się na mnie z nadzieją, nie umiałem mu jej zabrać. Zgodziłem sie.

Zacząłem przyjmować leki i chodzic na terapię. Nigdy w zyciu nawet nie brałem tego pod uwage, ta opcja była dla mnie niemożliwa.

Byłem z terapeuta szczery na tyle ile mogłem. Polubiłem gościa! Być moze gdybym zrobil to wiele lat wczesniej, byłoby chociaż odrobinę lepiej. Nie zrobilbym tego bez niego.

Codziennie po powrocie z wieczornego spaceru przypominał mi o wzięciu swoich leków. Dbał o mnie tak, jak nikt nigdy nie dbał. Trudno było nic do niego nie poczuć.

Niedlugo potem dostałem pozwolenie na powrót do Japonii. Byłem gotowy pożegnać sie z kimś z kim spędziłem tak długi czas i komu tak wiele zawdzięczam. Okazało się, że Fyodor nie ma zamiaru się żegnać. Miałem wrócić do Yokohamy w towarzystwie pewnego bardzo ważnego dla mnie rosjanina…
****************************

To nasz ostatni dzień w tym miejscu, musieliśmy się godnie pożegnać.

Wracając z kantoru po wymianie gotówki, skusił mnie sklep w bocznej uliczce. To był monopolowy, od dawna nie pije ale dziś jest do tego dobra okazja…
Wyjatkowo długo wybierałem wino, koniec końców wziąłem najdroższe w tak obskurnym sklepie.
Zadowolony wróciłem do domu.

-Mam coś na dzisiaj – powiedziałem wypakowujac wino – wino pożegnalne!

-Nie możesz pić biorąc leki - powiedział ponuro

-Oh… liczyłem że zwrócisz mi uwage o to że „wino pożegnalne” nie istnieje… – otworzyłem butelkę i zaczalem nalewać do kieliszka

Nie zdążyłem wziąć łyka bo ktos mi je wyrwał.

-Nie możesz pić - oznajmił Dotojewski chowający trunek za plecami

-Nie mogę? - spytałem usiłując sięgnąć naczynie

-Nie mo—-

Nie zdążył powiedzieć do końca. Przerwałem dialog pocałunkiem.
Fyodor jedną ręką złapał mnie za policzek a drugą odłożył wino na blat w kuchni. Przez jego nieuwagę, zdążyłem je zabrać.

Wielki Pan Dostojewski który ma oczy do okoła głowy, dzisiaj zrobil wyjątek.

Czarnowłosy nawet nie probowal ponownie zabrać mi drinka z dłoni. Nalał sobie większa ilość i wypił ją na jeden raz. Popatrzyłem się w szoku i zrobiłem dokładnie to samo. Trunek którym powinniśmy sie rozkoszować, był pity jak najgorsza gorzała.

Alkohol po lekach nie tyle co stwarzał dla mnie zagrożenie a wziął mnie zdecydowanie mocniej. Wyjście z wprawy i psychotropy spowodowały że po jednej lampce wina już byłem pijany. Kiedyś znałem kogoś kto mial równie słabą głowę co ja dzisiaj…

Mój współlokator musiał wypić więcej by dorównać mi stanem.

[Fyodor]
Oparłem się o wyspę kuchenną, Dazai zrobił to samo z blatem. Opowiadał mi jakiś serial który kiedyś obejrzał. Naprawdę kocham patrzeć gdy mówi o czymś z taka pasja.

-On ją wtedy pocałował, czekałem na ten pocałunek wieki! - mówił dalej opowiadając fabułę

-Co ten pocałunek właściwie znaczył? - spytałem ignorując to co wczesniej mówił

-Co znaczył? Prawdopodobnie to że się kochali… - mówił patrzac na swoje odbicie w napoju

-Nie ten pocałunek. Mówię teraz o nas, Dazai

NIE BIERZCIE PRZYKLADU!! ALKOHOL I LEKI NIE SA BEZPIECZNYM ROZWIAZANIEM!

Rozdzielenie - fyozai Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz