3.

89 11 9
                                    


Bakugo Katsuki był w szoku. Słyszał co prawda owy dźwięk bardzo wyraźnie. Wciąż jednak był zaskoczony jego ogromną intensywnością. Nigdy w życiu nie złowił uchem niczego podobnego, a żył przecież już dosyć długo na tym świecie. Po minie chłopaków zrozumiał, że oni myślą zupełnie to samo. Poczuł się zadziwiająco wystraszony. Całkiem jak dziecko w środku nocy będące same w mrocznym lesie. Zupełnie nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Na początek spróbował wyrównać oddech. Jednakże szło mu to z trudem. Po chwili zauważył, jak mocno bije mu serce. Zachowywało się, jakby miało za chwilę wyskoczyć z wątłej piersi.

Odchrząknął. Zrobił to bez namysłu. Zupełnie, jakby chciał za wszelką cenę odwrócić uwagę od tamtego dźwięku, który ciągle zajmował jego myśli. Chciał spojrzeć na twarze chłopaków, lecz oni na niego nie spoglądali. Byli odwróceni w zupełnie inną stronę. Pojechał kłusem, wyjeżdżając naprzeciw tego, co tak mocno skradło uwagę jego towarzyszy.

I wtedy ją zobaczył. Zobaczył, chociaż mógłby przysiąc, że nigdy w życiu już nie spojrzy na jej twarz. Przeklęta Moe Kamiji. W swoich drobnych dłoniach trzymała kilka pakunków. A oni przecież ukradli troje wierzchowców ze stajni jej ojca. Nawet nie wiedział, jak mieliby to wytłumaczyć. A może jednak wiedział?

— Konie zwrócimy w odpowiednim czasie. Dostaniesz również słuszną zapłatę od królowej, w zamian za pomoc.

Dziewczyna w odpowiedzi jedynie uniosła brew. Nie odezwała się ani słowem, jedynie patrzyła na jego twarz.

— A teraz wybacz, ale musimy...

Przerwał mu Izuku, jak zawsze rozsądny w sytuacjach, które tego wymagały.

— Co to był za hałas? Ty go wywołałaś?

— Ja — odparła krótko. Bakugo zaklął w myślach, żałując, że dziewczyna zignorowała pierwsze pytanie.

— Jak go wywołałaś?

— Mam swoje sposoby.

Książę poczuł irytację, którą co prawda czuł co najmniej dziesięć razy dziennie. Ta jednak była wyjątkowa. Intensywniejszą niż wcześniej. Ta dziewczyna działała na niego jak płachta na byka. Najpierw wyciągnęła paczuszkę w kierunku Izuku. Chłopak niepewnie pochwycił ją w dłonie. Nim Baku zdążył mrugnąć, już znajdowała się naprzeciwko Denkiego, podając mu zawiniątko tej samej wielkości. Gdy blondyn go przyjął, dziewczyna niemalże zmaterializowała się przy nim. W jej spracowanych rękach również był podarek. On jednak nie uważał się za takiego głupca, jak pozostali. Zmarszczył brwi, po czym wykrzywił usta w paskudnym grymasie. Moe zamrugała, zapewne zdziwiona, że jego twarz, zazwyczaj taka przystojna, mogła w ciągu sekundy stać się aż taka szkaradna.

— Co to? — burknął, nie starając się być miłym. Wręcz przeciwnie, włożył w te dwa słowa tyle jadu, ile tylko mógł. Dziewczyna wciąż zdawała się być w szoku z powodu widoku, jaki miała przed sobą.

— Jedzenie — odpowiedziała, wyraźnie speszona.

— Jedzenie? — powtórzył, nie rozumiejąc.

— Tak, jedzenie. Kanapki. Wyruszyliście tak nagle... Zapewne jesteście głodni. Nie zjedliście nawet śniadania.

Gdzieś zza jego plecami Denki wydał z siebie westchnięcie pełne rozczulenia, zachwytu oraz rozpierającej go dobroci. W odpowiedzi Katsuki rzucił swoim pakunkiem o ziemię. Moe szybko zamrugała powiekami, pod którymi w ciągu sekundy znalazły się łzy.

— Myślisz, że potrzebuję twojego czerstwego chleba i ohydnego, śmierdzącego sera? Dlatego też wyjechaliśmy bez pożegnania. Żarcie macie po prostu paskudne. Jałowe. Niejadalne.

Regencja || Bakugo Katsuki  ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz