Pojazd powoli zbliżał się do celu podróży, a wielki monument już w całej swej okazałości wyłaniał się z gęstej mgły spowodowanej parowaniem gór. Jednak zanim minęli bramy dworku Juliusz kątem oka za oknem w oddali zauważył skupisko małych krzyżyków. Musiało znaczyć to, że za lasem znajduje się prawdopodobnie jakiś cmentarz. To miejsce naprawdę albo było wyjątkowe, albo wyjątkowo mroczne..
Gdy wreszcie wjechali na teren posiadłości mógł przyjrzeć się zabudowaniu. Dwór miał sporo wysokich okien, a na ścianach wiły się pojedyncze latorośle, przypominał nawet trochę mniejszy zamek niżeli dworek. Ogród za to był idealnie wręcz wypielęgnowany, co zrobiło na nim dobre wrażenie, bowiem o rośliny lubił troszczyć się najbardziej toteż ucieszył się że widocznie gospodarz podziela jego myśl. Zajechali tuż przed wejście, gdzie ktoś już widocznie na Juliusza czekał.
Wysiadł gdy tylko poczuł, że pojazd się zatrzymał i spojrzał przed siebie niepewnie, zauważając stojącego przed wejściem blondyna. Chciał natychmiast wybadać jego stosunek do swojej osoby ponieważ obawiał się chłodnej i szorstkiej postawy jednak zanim zdołał cokolwiek zauważyć-
- Juliusz! - powiedział blondyn i natychmiast podbiegł do niego z zamiarem serdecznego uścisku
- Zygmuncie, ciebie również miło widzieć. - uśmiechnął się i odwzajemnił gest. Zaraz starszy odsunął się od niego nieco wciąż trzymając za ramiona i zmierzył go wzrokiem od góry do dołu z uśmiechem na ustach.
Tego Juliusz się nie spodziewał.
- Ale cóż to? Blady nieco jesteś, może niezdrów? Albo zmęczenie? Chodź zaraz, wejdźmy do środka, wszystko ci pokażę. Trochę się zmieniło od twojej ostatniej wizyty. - powiedział i nie czekając na odpowiedź wziął go pod ramię prowadząc istotnie do wejścia, przy okazji dając znać służbie by wzięła jego bagaż.
Zdziwiła Juliusza nieco ta otwartość i troska, ale postanowił odłożyć swoje uprzedzenia i błędne oczekiwania na bok. Może to w końcu była ta cała serdeczność, czyli coś co w jego domu było rzadkością, choć sam mocno starał się w przeciwieństwie do matki.
Jednak Juliusz nie roztrząsał tej kwestii. Z resztą nie miał kiedy nad nią myśleć. Zygmunt natychmiast tak jak zapowiedział, tak też zrobił i zaczął oprowadzać go po posiadłości. Istotnie robiła wielkie wrażenie od zewnątrz jak i od środka. Pełno było na ścianach luster, kosztownych obrazów i gobelinów. Atłasowe zasłony na wielkich oknach i zdobienia na brunatnych ścianach nie wyróżniały się niczym szczególnym od innych podobnych miejsc w których był, a jednak robiły pewne wrażenie. Faktycznie wystrój wnętrza był nieco inny niż ten, który zapamiętał za dziecka. Był bardziej wyszukany. Nawiasem mówiąc, w stylu Zygmunta.
Ten zadowolony prowadził Juliusza przez najróżniejsze pomieszczenia poczynając od pokoju dziennego, przez jadalnię, korytarz pełen drzwi, trzy, czy cztery łazienki oraz jak się okazało, niewielki ogród botaniczny. Jego akurat nie pamiętał lub zwyczajnie nigdy tu nie widział. Dlatego więc Juliusz zauważając go ożywił się nagle co starszy zauważył i uśmiechnął pod nosem. Weszli do środka podziwiając tajemniczą leśną zieleń najróżniejszych z okazów.
- Także interesujesz się więc botaniką? - spytał mając nadzieję na nowy i ciekawszy temat do rozmowy niż poprzednie, które przeprowadził z blondynem o tym jak minęła podróż, pogodzie i innych równie nudnych sprawach.
- Och, podoba ci się? Nie za bardzo fascynuje mnie ta dziedzina nauki, ale A- ojciec wyraził wolę by opiekować się ogrodem, tak więc poleciłem służbie robić to. Tak samo z tym na zewnątrz. - odpowiedział chrząkając cicho i zakładając ręce za plecami. Juliusz wydał z siebie mimowolnie ciche westchnienie zrozumienia. Podziwiał to jak skrupulatnie starszy potrafił dotrzymać obietnicy, lecz jednocześnie był też zawiedziony tym, że nie mógł z nim porozmawiać o czymś co go interesowało.
CZYTASZ
Ars Moriendi || Słowacki x Mickiewicz ||
Random"Widzę: na czole twoim lilia Rosą trwóg chorych udręczona, Na licu twym więdnąca róża - I ona zaraz skona." Śmierć rodzicielki pozostawia Juliusza już kompletnie samego, zmuszony przez pewne okoliczności jest wyjechać w miejsce, z którym wiążą go je...