smutno mi Boże

18 5 0
                                    

"(...)Śmierć ma kobiecą intuicję. Oczy
utkwione w moich oczach niewidząco. Oczy spotykają się w szybie.
Nikłe światła wszystkie za oknem. Małe miasta jak małe cmentarze."

Po niespodzianym incydencie wszystko zostało z powrotem ułożone na swoim miejscu. Przez Juliusza rzecz jasna ponieważ nikomu już nie pozwolił wejść do swojej sypialni. Nie chciał, by ktoś więcej faktycznie zauważył to, czemu poświęcał swoje siły żywotne w ostatnim czasie. Wystarczyła mu mrożąca krew w żyłach myśl, że Zygmunt zauważył nagłówek gazety. A na wspomnienie tego, że mają dziś odbyć rozmowę, żołądek nieprzyjemnie mu się kurczył.

Był zakłopotany, zdenerwowany i zmartwiony. Dlatego też postanowił, że gdy Fryderyk dojdzie do siebie, wtedy dopiero wypyta go o całą sprawę. Szczerze nie miał bladego pojęcia czy był on może w jakimś dziwnym stanie, czy jest chory, lub może po prostu.. taki jest. W końcu nie znał go długo. Zaledwie parę tygodni. Prócz tego Mickiewicz przecież powiedział, że Chopin zawsze był gdzieś na granicy..ale o jaką granice chodziło? To już nie było wiadome. I choć nie wierzył on w paranormalne sprawy to teraz i tak nie miało to znaczenia, gdyż był w błędzie. W końcu istniał taki Mickiewicz. Właśnie ten sam, który stał w kącie pokoju przyglądając się krzątającemu Juliuszowi. Nic więcej nie mówił, jakby się nad czymś mocno zastanawiał. Szatyn widząc go przystanął i westchnął tylko nie wiedząc za bardzo cóż ma zrobić. W tym momencie jednak z rąk wypadła mu jedna ze świec, tak więc schylił się po nią, lecz gdy się już podniósł, starszego nigdzie nie było. Zniknął bez słowa. Choć może to narazie nawet lepiej..

Westchnął zirytowany przyłapując się na tym, że znów odbiega od głównej myśli. Norwidowie.

Po całej sprawie Zygmunt był bardziej gniewny niż zwykle i zaczął przesłuchiwać całą służbę by ukarać tego, który ośmielił się wpuścić tu starszego Norwida. Choć ten po części miał przecież rację. Połowa majątku była teraz również i Juliusza, więc blondyn nie mógł mu zakazywać żadnych odwiedzin. Nie miał jednak czasu by z nim o tym mówić. Musiał jak najszybciej niepostrzeżenie dostać się do Norwidów. Widział doskonale malujące się na twarzy Ludwika emocje, które nie mogły oznaczać nic dobrego. Stało się coś okropnego i błagał w myślach, by nie był to samotny powrót Cypriana z zagranicy.

Tego obawiał się najbardziej. Dlatego też po chwili nasłuchiwania, gdy był już pewny, że w pobliżu nie ma żywej, jak i nieżywej, duszy, otworzył ostrożnie drzwi, a wychodząc zamknął je na klucz, by nikt nieproszony przypadkiem nie wpadł na pomysł by przeszukać jego rzeczy. Rozejrzał się po korytarzu uważnie i jak najciszej potrafił skierował się do jednego z ukrytych wyjść z posiadłości. Przez chwilę nawet obrócił się jeszcze by poszukać wzrokiem Mickiewicza. Nie wiedział dlaczego, coś kazało mu upewnić się, że starszego faktycznie za nim nie ma. Chyba po prostu przyzwyczaił się do jego towarzystwa. Nie widząc nic nowego poczuł lekki zawód, który natychmiast odesłał w niepamięć.

 W głowie tłumiły się chaotyczne i ponure myśli sprowadzając na niego coraz większy stres i troskę o przyjaciela. Przecież Ludwik nie leciałby tu bez zwłoki z byle powodu.

 Wziął ze stajni na szybko pierwszego lepszego rumaka i jak najszybciej popędził w stronę majętności Norwidów. Zazwyczaj szedł tam jak i również do miasta na pieszo, lub brał jaką bryczkę. Teraz jednak nie było na to czasu. Pogoda chmurnie zwiastowała wydarzenie czegoś złego. Gdy już dotarł natychmiast zsiadł z konia i dosłownie wpadł do środka zaniepokojony meldując swoją obecność.

Pierwszym co ujrzał po wejściu był zapłakany Cyprian w przedsionku. Choć zapłakany to mało powiedziane. Całe jego poliki pokryte były słonym potokiem łez sprawiając, że one jak i nos były całkiem zaróżowione. Oczy miał podkrążone, policzki zapadnięte i był dziwnie wychudzony. W momencie, w którym ten zauważył jego obecność, natychmiast rzucił się w juliuszowe ramiona wybuchając cichym szlochem. 

Ars Moriendi || Słowacki x Mickiewicz ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz